wtorek, 2 sierpnia 2016

od Mett'a

Siedziałem spokojnie na kawie w Anteiku, patrząc smętnie przez okno. Machałem nogami w powietrzu, które ledwo dotykały ziemi. Po wypiciu podziękowałem i wyszedłem. Miałem dzisiaj wolne. Cały ten wieczór uczyłem się. Stwierdziłem że czas rozpocząć na nowo naukę. Że w zasadzie to może być dla mnie coś ważnego. Muszę przecież mieć jakiś cel w życiu. Było już ciemno, godzina 22. Wyszedłem na wieczorny spacer, by trochę odetchnąć. Mijałem ludzi, których w weekend o tej porze było mało na ulicy. Strzeliłem palcami , wyciągając ręce przed siebie. Zastanawiałem się nad pójściem po maskę. Nigdy w zasadzie jej nie miałem. Nie za bardzo jej potrzebowałem, ale jakoś dziwnie czułem się, gdy reszta je miała. No cóż, na razie nie miałem jednak do tego głowy. 20. dzielnica była dzisiaj cicha i spokojna i nie zapowiadało się, by było inaczej. Założyłem kaptur na głowę i czarną bandanę na twarz. Wyciągnąłem z kieszeni bluzy mitynki i nałożyłem je na ręce. Może by tak się powspinać i poskakać? Zawsze to dobrze robi. Wszedłem w jakiś ślepy zaułek badając wzrokiem mur. Po chwili jednym prostym ruchem wskoczyłem na niego. Rozejrzałem się wokoło, po czym musiałem wspiąć się trochę do góry budynku po rynnie i skoczyłem na dach mniejszego bloku. Zacząłem biec , stając na rękach zrobiłem przewrót w przód przez blokowy niewielki komin. Zrobiłem duży skok , przeskakując z jednego bloku na jakiś przydrożny sklepik. Po jakimś czasie zwolniłem tępa i po prostu zacząłem spacerować po dość niskich dachach, obserwując co jakiś czas ludzi przechodzących na dole , którzy nie mieli świadomości o moim istnieniu. Ukrywanie się to moja mocna strona, ale nie do końca tego chcę. Dobrze wiedziałem że się izoluję i odstaję, ale nie miałem co na to poradzić. Z tego zamyślenia najzwyczajniej w świecie nie zauważyłem że skończył się dach. Potknąłem się o rynnę i zacząłem spadać z trzeciego piętra. Na szczęście w ostatniej chwili złapałem się balkonu, ale narobiłem przez swoją nieuwagę sporo hałasu. Teraz zwisałem z drugiego piętra, trzymając się jedną ręką poręczy balkonu. Oh świetnie. Takiej akcji jeszcze nie było. Skoczyłem na balkon niżej a potem na ziemię, przecierając poranioną dłoń. Zerknąłem przed siebie. Ktoś chyba widział mój efektowny upadek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz