- Skąd je masz ? - zapytała.
- No więc przyznam ci się że nie wszystkie są prawdziwe.
Kutsechi popatrzyła na mnie pytająco.
- Niektóre szwy są oczywiście po walce z ghulami, inne z dzieciństwa spędzonego między ghulami ale niektóre to taka moja mała sztuka.
Kutsechi nie wystarczyła taka odpowiedź. Usiadłem przy stole, i huśtając się na krześle zacząłem tłumaczyć.
- Po prostu bierzesz igłę i nić i szyjesz. Tylko nie na ubraniu a na ciele.
- To jakieś masochistyczne. - stwierdziła.
- Może. Ale przyznaj że wygląda cudownie. - powiedziałem wystawiając swoją pozaszywaną rękę, która i tak miała okazję oglądać już z milion razy.
Rękę w którą mnie wcześniej zraniła przestała nieco krwawić.
- No to teraz zademonstruje ci to. - powiedziałem uśmiechając się.
Pobiegłem do szawki i wyjąłem ,,zestaw małego szewca ". Wróciłem na stół, umiejętnie przewlekłem igłę. I jak nigdy nic zacząłem zszywać ranę w ręce, gwiżdżąc pod nosem.
Popatrzyłem na nią:
- Chcesz spróbować?
Kutsechi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz