Chłopak był bardzo miły. Gdy się umyłem i ubrałem w ubrania od niego, które były dosłownie w sam raz, wyszedłem z łazienki wycierając jeszcze włosy. O wiele lepiej się czułem. W końcu byłem suchy i czysty, gdyż tamten samochód musiał wjechać w kałużę przy chodniku, rozzłaszczając tym samym Ranmaru.
Gdy wychodziłem z łazienki, drogę zagrodził mi czarno-biały kot. Patrzył na mnie wielkimi oczami, lekko przechylając łebek w prawo. Chłopak nazwał go Aries. Gdy chciałem go pogłaskać schylając się przy nim, odsunął się parę do tyłu.
- Kici... - zacząłem jego wołać, na co podniósł nosem. Podszedł niepewnie w moją stronę parę kroczków, po czym zaczął wąchać moją dłoń. W końcu był na tyle blisko, że mogłem go pogłaskać, chociaż kot jakby się mnie bał. Po chwili usłyszałem dwa miauknięcia, dwóch różnych kotów. Gdy podniosłem głowę, zobaczyłem, że na kolanach Ranmaru siedzi rudy kot, który został drapany pod broda. Aż tutaj słyszałem jego zadowolone mruczenie.
Po chwili jak z nieba na ziemi wyskoczył kolejny kot, tym razem mniejszy. Uważnie mi się przyglądał, po czym miauknął, a obok niego, z pod fotela wyszedł kolejny. Był duży i cały bury, a oczka miał niebieskie.
- Lubisz koty? - pytam, a chłopak jedynie kiwa głowa.
- Mam ich trzynaście - spoglądam na niego zdziwiony. Trzynaście kotów?! Po chwili wyszły trzy nowe kociaki, co dało mi na razie siedem, różnych kotów. Wstałem i wszedłem do pokoju, a koty ruszyły za mną. - Siadaj - wskazał na fotel. Spojrzałem się do tyłu, po czym usiadłem na wygodnym meblu, a po chwili na moich kolanach pojawił się ten sam czarno-biały kot Aries.
- Też je lubię, to moje ulubione zwierzę - oświadczam drapiąc kota za uchem.
<Ranmaru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz