poniedziałek, 4 lipca 2016

od Misono c.d od Valentine

Z każdą chwilą coraz bardziej przekonywałem się do czarnowłosej. Nie wiem czemu, ale chwilami spoglądając na dziewczynę czułem, jakbym patrzył w lustro. Była tak samo wrażliwa i krucha, jak ja, a przynajmniej takie wrażenie sprawiała. Coraz mocniej czułem gdzieś w środku, że jest godna mojego zaufania, ale zaraz z tą myślą zapalała się w mojej głowie czerwona lampka, która mówiła " Uważaj! Mało to razy już ufałeś i co? Zawiodłeś się ". Postanowiłem więc na razie pozostać neutralnym.
- Tak będzie lepiej – pomyślałem. Tak więc przez całą drogę milczałem. Bałem się, że palnę jakieś głupstwo.
W ciągu niedługiego czasu udało nam się dotrzeć do kawiarni, która jeszcze nie była otwarta, ale ktoś zapewne już był w środku. Przeszliśmy na tyły. Sięgnąłem do swojej torby i wyjąłem z niej plik kluczy. Otwarłem nimi drzwi i otwarłem je na oścież. Przepuściłem dziewczynę pierwszą, a ja wszedłem zaraz potem. Rzeczywiście w środku już byli ludzie, którzy przygotowywali swoje miejsca pracy. Ja spiąłem się gwałtownie. Nadmiar ludzi zdecydowanie mi nie służył, ale i tak było lepiej niż wcześniej. Valentine przywitała się radośnie ze wszystkimi, ja jedynie pomrukiwałem ciche " hej " i pomykałem między sprzętem na swoje miejsce. Torbę i płaszcz odwiesiłem na haczyk. Założyłem swój fartuszek i zabrałem się do układania swoich narzędzi i składników. Zgubiłem gdzieś dziewczynę, ale zapewne poszła przygotowywać się do pracy. Zresztą... zauważyłem, że tutaj też jest raczej lubiana, więc zwyczajnie mogła się z kimś zagadać. Nie miała przecież obowiązku cały czas łazić ze mną i wiecznie cicho siedzieć, jak ja.
- Uch... dzisiaj też trzeba się postarać – powiedziałem do siebie i tylko czekałem, aż pan Yoshimura otworzy lokal.
I poszli! Kawiarenka została otwarta. Nie musieliśmy długo czekać, by zapełniła się ludźmi, którzy zwykle przychodzili do nas na śniadanie lub po drugie śniadanie do szkoły.
- Dzień dobry~! - usłyszałem znajome mi już głosy. U wejścia stała ta sama, co zawsze paczka przyjaciół z pobliskiej szkoły podstawowej. Biegiem przemierzyli cały lokal, by w końcu dopaść mnie – Poprosimy to, co zwykle – rzucił radośnie lider, czyli czarnowłosy chłopczyna o piwnych oczach.
- Już się robi – uśmiechnąłem się tym swoim wyćwiczonym już zacieszem. Dzieci była szóstka, jednak już pamiętał, co każde z nich zwykle bierze. Uwijałem się, jak pszczółka, by należycie ich obsłużyć.
- Dziękujemy, panie Borsuku – powiedziała czarnowłosa dziewczyna, kiedy już grupka była przy wyjściu.
- Cicho bądź, Yuno – warknął lider i wszyscy zniknęli za szybą.
- Panie Borsuku? - zdziwiłem się.

( Valentine? Przepraszam, ale brak weny i ból głowy dobija mnie ;-; )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz