Uniosłem jedną brew nieco zdziwiony.
- Zoo? W deszcz? - spytałem. Spojrzał za okno. Na moje szczęście niedawno zaczął padać deszcz i lunęło jak z cebra. Chłopak nieco się skrzywił.
- To może do kina czy coś? Albo chodźmy już na ten obiad, dochodzi druga. Ja stawiam. - oznajmił. W myślach jęknąłem zbolały. Tylko nie żarcie.
- Masz jeszcze miejsce na cokolwiek po tym ciastku i kawie? Szacunek, chłopie. - zaśmiałem się mimo żałości, jaka wypełniała mnie od środka i skrętu żołądka.
- To chodźmy najpierw do tego kina. Możemy iść na drugą część "Iluzji", podobno dobra. - uśmiechnął się aż niepoprawnie zadowolony. Zaj.ebię się, jak wciśnie mi popcorn.
- Okay. Tylko o czwartej będę musiał się zwijać, bo mam jeszcze do zrobienia zakupy i jestem umówiony na rozmowę w sprawie pracy na czwartą trzydzieści, więc muszę być wtedy w domu. - powiedziałem, rzecz jasna nieprawdę, uśmiechając się.
- Dobra. To mamy jeszcze dwie godziny, najwyżej ten obiad zaliczymy następnym razem. - puścił mi oczko. Znów jęknąłem w duchu na samą myśl o ludzkim jedzeniu.
- Okay. To chodźmy do tego kina, bo nie zdążymy obejrzeć filmu. - rzuciłem wstając. Zostawiłem pieniądze na stoliku, Juuzou zrobił to samo wyszliśmy.
W kinie udało mi się wymigać od popcornu mówiąc, że nic już w siebie nie wcisnę po tym ciastku, całe szczęście to kupił i w końcu zaczął się film. Nie byłem w stanie się skupić, czułem się tak, jakbym zaraz miał wykitować. Po brzuchu jeździło mi jak cho.lera, z trudem powstrzymywałem odruch wymiotny, ale jakoś dotrwałem do końca. Wyszliśmy z sali.
- Podobało ci się? - zapytał Juuzou z szerokim uśmiechem wywalając opakowanie po popcornie do kosza.
- Tak. Chociaż do pierwszej części mam jakiś taki sentyment. Tamta bardziej mi się podobała. - oznajmiłem uśmiechając się mimo uczucia kwasu w całym przełyku i układzie trawienia.
Rozmawialiśmy jeszcze z kwadrans, bym w końcu oznajmił:
- Muszę już spadać, nie mogę się spóźnić na tą rozmowę. - powiedziałem.
- Okay. To widzimy się jutro o drugiej pod Anteiku? W końcu wiszę ci ten obiad. - uśmiechnął się. Miałem ochotę popłakać się z bólu, co udawało mi się jeszcze sprytnie ukryć.
- Okay. To do jutra. - uśmiechnąłem się machając mu i ruszyłem spokojnie w stronę stacji metra.
Wsiadłem do pierwszego pociągu, by wysiąść na następnej stacji i polcieć do łazienki na peronie. Zatrzasnąłem się w kabinie zaczynając żygać. Wszystko w środku miałem tak podrażnione, że wraz z tym "pysznym ciastkiem", do połowy już strawionym, zwymiotowałem solidną ilość krwi, a czułem się jak nieżywy.
Spędziłem w kabinie chyba ze czterdzieści minut, zanim nie przestałem wymiotować, ale wciąż czułem się potwornie. Wytoczyłem się jak pijany z łazienki i pojechałem metrem do domu, gdzie miałem powtórkę z rozrywki.
< Juuzou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz