wtorek, 5 lipca 2016

Od Zoji cd Uty

Mimo, że minęło ładnych kilka godzin, dzień wcale nie wydawał się długi. Przeciwnie, zdawało mi się, że wieczór nadszedł dość szybko, co-w moim przypadku-było wręcz niespotykane. Tak więc wieczór, a właściwie, to nie wieczór, bo godzinę dwudziestą drugą uważa się za noc, więc-noc nadeszła, a tym samym oboje ruszyliśmy w swoim kierunku. Co prawda, najpierw poszliśmy w moim kierunku, ponieważ Uta, tak jak poprzedniego dnia postanowił mnie oprowadzić, tak czy inaczej oboje rozeszliśmy się w dwie strony. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po przyjściu do domu, zaraz po zamknięciu drzwi i zdjęciu butów, było sprawdzenie poczty mailowej. Nie dostrzegłam żadnych nowych zamówień, ani niczego tym podobnego.
Jedyną nową wiadomością był mail, składający się z samych x'ów i małpy.
Jak to miałam w zwyczaju-zignorowałam go. Przynudzanie moimi typowymi zajęciami na wieczór raczej nie należy do ciekawych, więc przejdźmy dalej.
Było południe następnego dnia, nim zerwałam się z łóżka. Przez okno dojrzałam, że "początek dnia" oferował całkiem ładną pogodę, więc postanowiłam się przejść. I faktycznie, mimo kończącej się już, chłodnej pory, na temperaturę nie było co narzekać. Zresztą, i tak bym nie narzekała-lubiłam zimno. Spacerując tak sobie, co jakiś czas wyrzucając przed siebie diabełka, minęłam park. Dawno mnie tam nie było, postanowiłam więc zajrzeć.
Zimą miejsce to wyglądało jeszcze lepiej, niż latem. Zdawało się być trochę..inne? Magiczne? Sama nie wiem, jak to opisać, po prostu wydawało się lepsze.
Piękniejsze.
Może i to jest dobre słowo? Nie istotne. Trawnik, poza zieloną trawą był delikatnie porośnięty maleńką warstewką śniegu. Drzewa były ośnieżone, z niektórych gałęzi zwisały sople, natomiast altanka, która znajdowała się po mojej lewej stronie posiadała naprawdę wyjątkową ozdobę. Latem były to tylko zwisające z dachu nitki, ot dziwna fantazja twórcza architekta krajobrazu, zimą jednak, zdarzało się by po deszczu na owych cienkich sznurkach zwisały zamarznięte kropelki, a jeśli wiało uderzały w siebie, niczym dzwoneczki, tworząc niesamowity klimat.
Tak, to zdecydowanie piękne miejsce.
Wtedy jednak moje oczy zauważył znajomą twarz. Właściwie, znajome plecy. gdyż owa postać siedziała tyłem. Mimo, że mózg usilnie stwierdził, że Uta przecież może na kogoś czekać, lub robić coś ważnego, nogi same ruszyły w tamtym kierunku. Po cichu weszłam po schodach altanki wyżej, a następnie miałam zamiar usiąść obok siedzącego na ławce chłopaka i się przywitać.
No właśnie, na "miałam zamiar" się kończy.
Dostrzegłam bowiem, że Uta pochłonięty był całkowicie rysowaniem. Do tego stopnia, że nawet nie zauważył mojej obecności. Jeszcze nim zauważyłam obrazek zorientowałam się, że rysował maskę. Naszkicowana ołówkiem zasłona twarzy przypominała trochę pół księżyc, a bynajmniej była podzielona na dwie części. Jedna jej strona była ciemniejsza od drugiej, co komponowało się ze sobą w ciekawy sposób. Nagle chłopak uniósł głowę.
-Zoja?-Powoli przytaknęłam.-Jak długo tu stoisz?
-Dziesięć sekund..-strzeliłam-może jedenaście..dwanaście..
-To czemu nie usiądziesz?-Słysząc owe pytanie usiadłam.
-Nie chciałam Ci przeszkadzać.-Wzruszyłam ramionami/
<Uta? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz