niedziela, 28 sierpnia 2016
Od Ranmaru c.d. Kaneki'ego
Od Kaneki'ego cd. Kurumi
- Kurumi! - krzyknąłem przestraszony, jednak nie mogłem do niej podbiec, gdyż w tym momencie coś mnie przebiło na wylot. To było jego ręka, która wbiła się w mój brzuch.
- Oboje jesteście wkurwi*ący - warknął ocierając twarz z krwi.
Opadłem na ziemie, a oczy zaszły mi ciemnością. Chciałem jeszcze ją uratować, cokolwiek zrobić, ale zamiast tego zamknąłem oczy. Zwymiotowałem krwią, po czym straciłem przytomność.
Obudziłem się... nawet nie wiem jak to mogę nazwać. To nie była piwnica, ani zwykły pokój. Było to pomieszczenie zrobione z metalu, bardzo wysokie jak i szerokie. Po prostu ogromne. Byłem przywiązany do jakiegoś krzesła, nogi i ręce. Jedynie mogłem obracać głową, a krzesło było przyczepione do ziemi. Nie wiedziałem gdzie się znajduje, a rana na brzuchu zniknęła. Byłem jedynie ubrudzony we krwi. Nagle ktoś wszedł, a wielkie drzwi się otworzyły na oścież, a potem zamknęły. To był ten sam mężczyzna, jednak podjeżdżał do mnie z jakimś dziwnym wózkiem okrytym białym prześcieradłem.
- Witaj Kaneki - jego głos był melodyjny, spokojny, a jego twarz zakryta tą samą maską co wcześniej. - Szef uznał, że nie jesteś mu potrzebny. Chciał tylko Rize, więc pobawisz się ze mną - jego głos stał się bardziej ochrypły jak i sadystycznie optymistyczny. Wtedy zabrał białą szmatę z wózka i ukazały mi się... narzędzia.
<Kurumi? Takie brak weny>
Od Kaneki'ego cd. Ranmaru
Od samego początku rozmawialiśmy o naszym liceum. Znajdowało się ono dosyć daleko od tego miejsca, a ja wraz z rudowłosym przyjacielem dojeżdżałem autobusem. Czasem nas ktoś podwiózł, bo dosyć często nie zdążaliśmy. Głównie to opowiadaliśmy o... wszystkim.
- Kiedyś to jakiś gej przystawiał się do Kaneki'ego - zeszliśmy na temat... no dalej rozmawialiśmy o liceum, ale głównie o dziewczynach. Oczywiście Hide musiał znaleźć taki temat. Teraz wróciło mi wspomnienie, jak kiedyś obmacywał mnie wysoki chudy blondyn, który twierdził, że jestem słodki. Przez trzy dni bałem się wyjść z klasy, bo miałem wrażenie, że zaraz się by na mnie rzucił. - Tyle że chyba skończył jako jedzenie dla ghouli. Przez miesiąc już go nie widzieliśmy, a ostatnio mówili w wiadomościach... - i gadał tak dalej i dalej. Czasem miałem ochotę się śmiać z jego bezsensownej gadaniny. Co jakiś czas popijał łyki, pomału, aby nie poparzyć się w język.
Opowiedzieliśmy Ranmaru o... osiągnięciach? Ja byłem jednym z najlepszych uczniów, miałem bardzo dobre oceny jak i stypendium. Często pomagałem Hide w nauce, gdyż on nie miał ochoty na naukę, a miał małe problemy z napisaniem sprawdzianów. Przyjaciela uważali za największego podrywacza w szkole, jak i jednego z najlepszych sportowców.
- Jaki sport uprawiasz? - zapytał Ranmaru, który słuchał i spokojnie popijał swoją kawę. Hide uśmiechnął się na to pytanie.
- Każdy, jaki jest możliwy. Najbardziej uwielbiam nogę, ale pogram jeszcze w hokeja, albo kosza... - i znowu się rozgadał. Chyba będzie później trzeba przeprosić za ciągłe gadanie Hide, co nie?
<Ranmaru?>
czwartek, 25 sierpnia 2016
Od Ranmaru c.d. Kaneki'ego
Ten cały Hide strasznie dużo gadał i strasznie dużo pytał, w dodatku zachowywał się, jakby zgrywał głupa, co trochę mnie irytowało z początku, ale w sumie między całą tą jego bezsensowną paplą dało się wyłapać naprawdę interesujące aspekty i poglądy. Słuchałem więc i wyłapywałem co mądrzejsze spostrzeżenia... Wiedział o Kanekim całkiem sporo, nawet bardzo, a mimo iż zdawał się udawać, że nic nie wie i niczego się nie domyśla, to zacząłem podejrzewać, że doskonale wie o naturze bruneta... Niby zachowywał się jak dzieciak, ale nie pachniał idiotą, którym z pewnością nie był. Może i był roztargniony i w ogóle, jednak nie głupi. Co to, to nie.
- Bardzo dobrze jeździsz, Ranmaru-san. Małe zawody? - zasugerował nagle Hide.
- Nie ścigam się, za stary na to jestem. - parsknąłem patrząc na niego pobłaźliwie. - Ścigaj się z Kanekim, dzieciaku.
- No zabawne. - przewrócił oczami, ale zaraz wciagnął kolegę czy tam przyjaciela w rozgrywkę.
Kilkakrotnie się wyglebał jeden i drugi, zajęli się na jakiś czas sobą, więc ja mogłem w spokoju ich poobserwować, samemu jeżdżąc sobie bez pośpiechu.
☆☆☆
- Idziemy na kawę, zimno jak w psiarni? - spytał Hide rozcierając ręce.
- Możemy iść. - wzruszyłem ramionami. Mi tam zimno nie było, no ale cóż. Może uda mi się jeszcze czegoś dowiedzieć.
Poszliśmy więc do pierwszej lepszej kawiarni, usiedliśmy sobie przy wolnym stoliku i zamówiliśmy co kto chciał. Wkrótce siedzieliśmy każdy z własnym parującym kubkiem w dłoniach, prowadząc luźną rozmowę o ich liceum...
<?>
OD Kurumi C.D Kaneki'ego
- Zostaw go... -Powiedziałam ochrypłym głosem.
Mężczyzna, będąc lekko zaciekawionym, spojrzał na mnie przez ramię, nie zwalniając uścisku na szyi mojego przyjaciela. Widząc moją marną postawę, odwrócił się całkowicie. Moja widoczność o wiele się poprawiła, przez co mogłam zobaczyć jego zniewagę, pod błogim uśmiechem. Wyprostowałam się na tyle, jak bardzo mogłam.
- Powiedziałam... Zostaw go -Rzekłam agresywniej.
Przestał się śmiać, a zaczął lustrować mnie wzrokiem, po czym uwolnił Kaneki'ego, uprzednio kopiąc go w bok. Delikatnie się wzdrygnęłam, gdy usłyszałam odgłos łamanych kości. Facet zaczął do mnie podchodzić, nie przestając mierzyć mnie wzrokiem.
- Miejmy to już za sobą -Mlasną beznamiętnie, a następnie zarzucił swoje kagune, z którego uleciały kryształowe strzały.
Wokół mnie powstała mgła, a kiedy opadła, ghoul wzdrygnął się nieznacznie. Przebił moje ciało w trzech, może czterech miejscach, lecz większość unieszkodliwiłam swoją macką. Kiedy spuściłam ją w dół, spojrzałam na niego, z rządzą mordu. Chyba go to nie zadowoliło, gdyż wznowił atak. Po tym, jak znów przebił mój brzuch, znalazłam się dość blisko Kaneki'ego. Spojrzałam na niego i posłałam mu prawie niewidoczny uśmiech, po czym uwolniłam kolejne trzy macki, zmuszając faceta do odskoku. Widząc, że znajduje się dość daleko, mruknęłam do towarzysza.
- Musisz uciekać.
- Ale co z...
- O mnie się nie martw -Przerwałam mu, spoglądając tym samym w jego stronę -Kto powiedział, że ja również nie ucieknę?
Poczułam, jak w moich ustach sączy się coraz więcej krwi. Otarłam szybko to miejsce, aby on tego nie zobaczył.
- Mu chodzi tylko o ciebie, więc jak ty znikniesz, to i on -Stwierdziłam i ponownie spojrzałam na niego -Więc?
Chwilę czekałam na jakikolwiek jego ruch, lecz kiedy już miał zamiar jakiś zrobić, mężczyzna zaskoczył nas od boku. Z trudem zablokowałam jego atak. Wiedziałam, że długo nie dam rady tego ciągnąć. Byłam zbyt słaba, a te rany nie dawały mi przewagi.
<Kaneki?>
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Od Kaneki'ego cd. Kurumi
Z budynku został wyrzucony jakiś przedmiot, który o mało co nie trafił dziewczyny. Podbiegłem do niej, po czym ją stamtąd odciągnąłem, za nim wyrzucili kolejnym przedmiotem.
- Wiesz co to było?
Pokręciłem przecząco głowa, zerkając jeszcze na to dziwne miejsce. Nie wiedziałam o co chodziło.
- Pewnie jakaś bójka - odparłem po chwili, dalej ciągnąc za sobą dziewczynę. Kurumi ciągle zaglądała do tyłu i dalej patrzyła na ten budynek, ale w żaden sposób się nie wyrywała. Tak jak małe dziecko, które posłusznie idzie za rodzicami, chociaż chciało by zobaczyć co się dzieje.
- Wątpię, aby to była tylko bójka - dziewczyna zrównała ze mną kroku, po czym ją puściłem. Spojrzałem na nią kątem oka.
Szliśmy w chwilowej ciszy, każdy rozmyślał o tym zdarzeniu. W końcu wyrzucanie przez szybę przedmiotów, takich jak naczynia czy szafki nie jest przecież normalne, prawda? Ale do głowy nic innego mi nie przychodziło jak zwykła bójka. Ale tak czy siak nawet do bójki to nie było podobne. Ale co to mogło być innego? W sumie... druga myśl to były ghoule. Przecież one mają tyle siły, aby rzucać takimi rzeczami jak szafki. Ale co to miało i tak być? Moje myśli przerwał głośny krzyk. Kurumi tak samo się wzdrygnęła, jakby ktoś ją otrząsnął z głębokich myśli.
- Co to było? - zapytała, gdy krzyk ucichł. Ja także milczałem przez parę sekund i byłem wpatrzony w most, który znajdował się nie daleko nas.
- To chyba jakaś kobieta... - stwierdziłem.
Kurumi bez większego namysłu pobiegła w tamtą stronę.
- Kurumi! - zdążyłem krzyknąć jej imię, po czym ruszyłem biegiem za nią. - Kurumi! Czekaj! - powtórzyłem, gdy skręciła za jakąś siatką i zniknęła mi z oczu. Jak zahipnotyzowana biegła w tamtą stronę, a ja miałem trudność z jej nadążaniem. Nigdy nie byłem dobry w żadnym sporcie, nawet w zwykłym bieganiu, także miałem nieco utrudnione zadanie. Dobiegłem do jakiegoś tunelu, gdzie zniknęła czarnowłosa. Zauważyłem ją dopiero na jakimś oświetlonym parkingu, gdzie było tylko z cztery samochody. W podziemnym parkingu było zimno, tak więc od razu po wejściu tutaj przeszły mnie ciarki. - Kurumi! - krzyknąłem i po tym jakieś ciało wylądowało na mnie, odrzucając mnie tym samym do tyłu. Uderzyłem o ścianę plecami, tak więc poczułem intensywny ból, który z każdym ruchem narastał. Gdy otworzyłem oczy, leżała na mnie znana mi dziewczyna. Po raz czwarty wypowiedziałem jej imię, jednak tym razem ze strachem. Miała zamknięte oczy, a na głowie miała rozcięcie.
- Rize... - usłyszałem obcy głos mężczyzny.
Podniosłem wzrok znad jej ciała, na jakiegoś ghoula z kagune skrzydłami. Miał na twarzy krew, a w dłoni trzymał urwaną rękę zapewne jakiegoś człowieka. Najprawdopodobniej tej kobiety, której słyszałem wraz z towarzyszka krzyk.
- Pachniesz jak Rize... - powtórzył głośniej zdanie, kierując je do mnie.
Wstałem z ziemi i stanąłem przed Kurumi. Zmarszczyłem brwi, chociaż w rzeczywistości moje nogi drżały ze strachu. „Dlaczego jesteś takim tchórzem?!” przeszło mi przez myśl, jakby powiedziała to fioletowowłosa.
- Kaneki... - zdziwiłem się.
- Skąd znasz moje imię? - zapytałem próbując utrzymać głos pewnym, chociaż w środku po prostu się bałem. I tyle.
Mężczyzna zaczął się psychicznie śmiać, po czym wystrzelił we mnie jakieś strzały ze skrzydła. Zaczęły one ranić moje ciało, nie które wbijały się we mnie pozostając w skórze. Pomimo tego dalej utrzymywałem się na nogach, aby ochronić ciało dziewczyny, która w dalszym ciągu się nie obudziła. Niestety to nic nie dało, gdyż po jego jednym szybkim ruchu wylądowałem na ziemi.
<Kurumi?>
niedziela, 21 sierpnia 2016
Od Kurumi C.D Kaneki'ego
<Kaneki?>
sobota, 20 sierpnia 2016
Od Kichi cd Juuzou
Rano razem z Juuzou poszliśmy do pracy, byłam na niego cholernie zła, tak więc nie odzywałam się do niego ani słowem, po prostu weszłam do biura i rozłożyłam laptop po czym zaczęłam pracę. Kiedy nagle do biura wszedł mi Yukine, spojrzałam na kochanka spokojnie.
-Chyba musimy pogadać.....-Zaczął.
-Nie mamy o czym....
-Jak nie jak tak? Znowu jesteś z Juuzou? To już nie pamiętasz co ci zrobił?! -Warknął zły.
Wstałam powoli i wypchnęłam go za drzwi po czym zaczęłam śpiewać, zebrał się w około nas niezły tłumik....
Kiedy skończyłam zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam się w gabinecie, do którego po chwili wszedł oszołomiony Juuzou.
-Kichi? Co to było?-Spytał.
-Jak to co? Piosenka....-Mruknęłam nie odrywając głowy od laptopa.
Juuzou?
Od Kaneki'ego cd. Kurumi
Podążałem za nią w stronę budynku o nazwie „Multikino”. I zobaczyłem go po pięciu minutach. W tym czasie Kurumi szła przodem, bardzo rozweselona, jak małe dziecko, które na Boże Narodzenie dostało swój wymarzony prezent. Gdy na nią patrzyłem, na mojej twarzy malował się duży uśmiech.
- Jesteśmy! - odparła radośnie, wyrywając mnie z zamyślenia.
Podniosłem wzrok i zobaczyłem czarny budynek, z napisem „Multikino”, które świeciło na fioletowo. Wokół ludzi było dosyć sporo, ale jednak dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła, wyciągając z tłumu ludzi.
- Dzięki - odparłem, gdy znaleźliśmy się w środku.
Rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu. Przed nami stała lada, a na niej trzy kasy, gdzie można było kupić nie tylko bilety, ale i okulary do 3D, popcorn, nachos, colę i różne słodycze, które kryły się za szybą. Uformowały się tutaj trzy kolejki, liczące po dziesięć osób, jak nie więcej. NA twarzy czarnowłosej pojawiło się jakby zakłopotanie czy coś takiego.
Bez większego namysłu podszedłem do najkrótszej kolejki, w której stało chyba z siedem osób, niektóre w parach. Dziewczyna zaraz po tym podeszła do mnie i stanęła obok, oglądając tablicę, na której był spis wszystkich filmów, jakie dzisiaj nadawali. Ja dalej się rozglądałem po pomieszczeniu. Nie było tutaj nikogo znajomego, dosłownie. Wszystkie obce twarze były zajęte tylko sobą, jak i kinem i najbliższymi.
- Masz już coś? - wróciłem wzrokiem do dziewczyny, która dalej oglądała tablice.
- A na co masz ochotę? - podniosłem wzrok na czarne tło z białymi napisami, które tworzyły tytuły przeróżnych filmów. Znalazł się tak „American Pie”, „Epoka Lodowcowa 5”, „Mój przyjaciel smok” i wiele wiele innych.
- A co powiesz na „Dziewczyna mojego kumpla”? - proponuje widząc przedostatni tytuł.
Kurumi przez chwile milczy i dalej przygląda się tytułom, aż w końcu się zgadza na zaproponowany przeze mnie film, a na jej twarzy widnieje ciągły uśmiech.
- Teraz tylko przetrwać tą kolejkę - stwierdzam wychylając głowę w bok i obserwując ilość ludzi stojących w tej samej kolejce. Nie spieszyło im się widocznie, ale nam także, gdyż owa komedie rozpocznie się dopiero za pół godziny.
- Damy radę - pocieszyła mnie czarnowłosa. - Zaraz przyjdę - odparła wychodząc z kolejki.
Ruszyła w stronę toalety, a ja za nią podążyłem wzrokiem. Przypomniała mi się pewna scena z dzieciństwa, gdy to z mamą poszliśmy do kina. Zachciało mi się toalety, a wtedy nie wiedziałem, że płcie można oznaczyć figurami. My mieliśmy trójkąt, a dziewczyny koło. Wtedy tego nie wiedziałem i jak głupi wszedłem do pierwszej łazienki, na jaką się napatoczyłem. Jakie było moje zdziwienie, gdy po wejściu do toalety dziewczyny mniej więcej w moich wieku, może trochę starsze wykurzyły mnie stąd waląc torebkami. Wybiegłem wtedy stamtąd z płaczem.
Na myśl o tym wspomnieniu uśmiechnąłem się sam do siebie i wróciłem wzrokiem do kolejki, czekając, aż będzie moja kolej.
Kurumi wróciła gdy byłem już trzeci.
- Nie spóźniłam się? - zapytała stając obok mnie.
- Jeszcze oni - wskazałem na parę.
Był to wysoki mężczyzna o czarnych włosach, ubrany w przetarte jeansy, białą koszulkę, a jego partnerka była niziutką blondynką, sięgającą mu do ramienia, ubrana w cienka czerwoną sukienkę. Widocznie kupowali dwa bilety na „American Pie”. Nie wiedziałem co to był za film, więc stwierdziłem, że zapewne jakiś romantyczny.
W końcu nadeszła nasza kolej. Wybraliśmy miejsca w przedostatnim rzędzie, mniej więcej na środku. Do tego kupiliśmy sobie jeden duży popcorn i colę.
<Kurumi?>
Od Kurumi C.D Kaneki'ego
Ten tylko przełknął ślinę i nerwowo się zaśmiał. Skinęłam głową, na znak, że rozumiem jego odpowiedź. Zdecydowanie nie chciał na to iść. Zaczynając postukiwania paznokciami o porcelanę, myślałam nad jakimś dobrym gatunkiem filmowym, który mógłby się nam obojgu spodobać. Zauważyłem, że Kaneki również zaczął o tym myśleć. Długo nic nam nie przychodziło na myśl, aż w końcu razem wymyśliliśmy.
- Komedia! -Powiedzieliśmy niemalże równo, na co wybuchnęliśmy śmiechem.
Uspokajając się, Kaneki rozpoczął.
- Czyli już ustalone -Na te słowa, skinęłam głową na zgodę.
Po dwóch minutach wyszliśmy z lokalu, zostawiając po sobie zapłatę. Będąc przed budynkiem, wzdrygnęłam się, gdyż akurat wtedy powiał zimny wiatr, lecz szybko mi to przeszło. Spojrzałam się na ciemnowłosego, po czym owinęłam swoją rękę, przez jego. Spojrzał na mnie lekko speszony, lecz nic z tym nie zrobił. Ja natomiast obdarowałam go radosnym uśmiechem. Szybko ruszyłam z miejsca, lekko pociągając za sobą chłopaka, lecz szybko dorównał mi kroku. Po kilku chwilach puściłam go wolno, a sama oplotłam swoją talię.
- Zimno ci? -Zapytał, przypatrując się mi.
Spojrzałam w jego oczy i pokręciłam głową, na co on się uśmiechnął z ulgą wymalowaną na twarzy.
- Ciekawe, jakie będą filmy -Powiedziałam bez zastanowienia.
Chłopak nic nie mówiąc, skinął głową. Pewnie zaczął się zastanawiać nad tą kwestią. Wtedy spojrzałam w niebo, gdzie gościło dość wiele obłoków. Czyżby miało się niedługo rozpadać? Westchnęłam cicho, po czym poczułam, że przechylam się w bok. Tak jak myślałam, przewróciłam się, zahaczając o własne nogi. Na szczęście obok był Kaneki, który schwytał mnie za barki i od razu postawił na nogi. Podziękowałam uśmiechem i wybiegłam trochę w przód, po czym odwróciłam się w jego stronę.
- Hej, Kaneki... -Chłopak spojrzał na mnie z zamyślonym wyrazem twarzy. Uśmiechnęłam się i już nie dokończyłam. W sumie to nie wiedziałam, dlaczego tak zrobiłam. Może dlatego, że nie miałam żadnego sensownego pytania? -Albo już nieważne.
Chłopak wyglądał na zdziwionego, jak i zaciekawionego. W duchu wybuchnęłam śmiechem.
<Kaneki?
piątek, 19 sierpnia 2016
Od Kaneki'ego cd. Kurumi
- Kurumi - przerwałem cisze, gdyż zaczynała ona mnie trochę nudzić, dręczyć. Tak jakbyśmy nie mogli znaleźć wspólnego języka. Dziwnie się czułem popijając kawę i co jakiś czas zerkając na moją towarzyszkę, która także miała zamknięte usta i nie miała zamiaru się odzywać.
- Hm... - zanuciła podnosząc wzrok znad kubka na mnie. Na jej twarzy malował się śliczny uśmiech, który odwzajemniłem.
- Możemy się potem przejść do... dobra, dalej nie mam pomysłu - stwierdziłem zrezygnowany, a Kurumi się cicho zaśmiała pod nosem.
- Może kino? - to ja się tu męczę z wymyśleniem jakiegoś zajęcia, a ona proponuje kino jakby nigdy nic?
Uśmiechnąłem się zadziwiony tak szybką jej odpowiedzią.
- Dobra - zgodziłem się i znowu popiłem łyk kawy.
Trzymałem kubek w dwóch dłoniach, jakbym się ogrzewał. A w rzeczywistości dalej rozkoszowałem się jej pięknym zapachem. Była inna niż w Anteiku, ale na swój sposób smaczna.
- A jakie filmy lubisz najbardziej? - zapytałem, aby zacząć jakąś rozmowę.
<Kurumi?>
Od Kurumi C.D Kaneki'ego
- A co później porobimy? -Zapytałam, chociaż, że nie miałam tego w planach.
Chłopak zastanowił się dłuższą chwilę, a kiedy byliśmy już przy kawiarence, odpowiedział bez przekonania.
- Nie myślałem o tym, ale na pewno coś razem wymyślimy, prawda?
Potwierdziłem skinieniem głowy. Chłopak wyminął mnie i otworzył drzwi, po czym nakazał przez nie przejść. Przechodząc koło niego, mruknęłam ze śmiechem.
- Jaki dżentelmen...
Weszliśmy do środka. Zero, kompletnie nikogo nie była, ale dlaczego? No może, nie licząc jakieś staruszki pod oknem oraz dwóch nastoletnich dziewczyn, od których można było usłyszeć śmiechy. Przekręciłam oczami, lecz kiedy tylko zauważyłam, że Kaneki się ruszył, poszłam za nim. Usiedliśmy przy jednym ze środkowych stolików. Byliśmy naprzeciwko siebie. Kiedy tylko Kaneki chciał rozpocząć rozmowę, przerwał nam ją kelner.
- Co podać?
Kaneki spojrzał na niego i złożył zamówienie składające się z dwóch kaw. Kelner po zapisaniu tego spojrzał na mnie.
- Czy coś jeszcze?
Odwróciłam głowę w jego stronę i przyjrzałam mu się dokładnie. Miał dość ciemną karnację, oliwkowe oczy oraz kasztanowe włosy, natomiast jego uśmiech mógł osłupić niemalże każdą, prócz mnie. Uniosłam jedną brew i uśmiechnęłam się do niego. Na szczęście Kaneki wyprzedził mnie w wypowiedzi i powiedział, że nic więcej nie zamawiamy. Kelner posłusznie odszedł, na co ja odetchnęłam z ulgą.
-Jejku... jaki natrętny... -Przetarłam oko, które zaczęło mi łzawić.
- Masz racje, ale to jego praca -Rzekł i przeniósł wzrok z powrotem na mnie -Wszystko w porządku?
Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się nerwowo.
- Tak, nie martw się tym -Machnęłam ręką, zostawiając drażniące mnie oko w spokoju -Lepiej zacznijmy myśleć o tym, co będziemy robili, jak stąd wyjdziemy.
- Aż tak ci śpieszno?
- Słucham? Nie, skądże, ale... jakoś nie sądzę, bym polubiła naszego, hm, kelnera, który jak mam wrażenie, cały czas się na mnie patrzy... -Kaneki od razu ukradkiem spojrzał się w stronę wcześniej wspomnianego, po czym uśmiechnął się niepostrzeżenie.
- Masz rację, patrzy się, ale nie przejmuj się tym -Mówił to tak, jakby mnie uspokajał. Zresztą, podobał mi się ten ton.
Po chwili nasz kelner wrócił, mając na tacy dwie filiżanki z kawą. Położył je na stół i odszedł, uprzednio posyłając w naszą stronę uśmiech, choć wiedziałam, że kieruje go do mnie. Wzdrygnęłam się na samą myśl, co on mógł sobie wyobrażać. Dla odprężenia chwyciłam za ucho od kubeczka i uniosłam go, po czym zamoczyłam usta w napoju. Może i lokal świecił pustkami, a pracownicy byli, jacy byli, ale muszę powiedzieć, że kawę mają nawet niezłą. Po skończonym 'konsumowaniu' odchyliłam delikatnie od siebie filiżankę i zaczęłam wdychać parę, a właściwie cały jej zapach. Przy tej czynności przymknęłam oczy. Można by rzec, że przeniosłam się do swojego, odosobnionego świata, bo po części tak było. Kiedy znudził mnie już sam zapach, nabrałam kolejnego łyka, po czym odstawiłam kubek na stół. Splotłam palce w koszyczek, a łokcie oparłam o blat. Czekałam na rozmowę, ze strony znajomego, gdyż sama nie miałam zbytnio pomysłu na pogawędkę.
<Kaneki?> Przepraszam za takie coś, ale wena... poszła i nie wiem kiedy wróci x-x
środa, 17 sierpnia 2016
Od Rena CD Fumi
Od Kaneki'ego cd. Ranmaru
Rano to on mnie obudził skacząc na mnie i zwalając z posłania. Zderzyłem się z twardą podłogą, ale o tyle dobrze, że Hide nie bł aż tak głupi i położył poduszkę na przypuszczalne miejsce wylądowania głowy. Zrobiliśmy sobie po herbacie, zjedliśmy jajecznice z kiełbasą, a potem oboje zdecydowaliśmy się na zwykłe lodowisko. Tak. Wyszliśmy z domu jakoś przed południem, a po drodze spotkaliśmy Ranmaru. Gdy się przywitał, zdziwiłem się. Nie przypuszczałem, że mogliśmy go spotkać po drodze, także na początku nie mogłem zrozumieć, co się stało, gdy usłyszałem jego głos za plecami. Hide za to był uradowany jego spotkaniem, gdyż uwielbiał poznawać nowe osoby.
- Na lodowisko - odparł wyrywając się rudowłosy, a na twarzy nowego towarzysza gościł uśmiech.
Nie byłem pewien czy miał dobry dzień, czy radość była spowodowana wczorajszym, jak to mnie mógł bez problemu okładać, próbując mnie czegoś nauczyć. Miałem nadzieje, że to pierwsze.
- Może pójdziesz z nami? - zaproponowałem, chociaż dobrze wiedziałem, że jeśli Ranmaru będzie chciał iść z nami do tego miejsca, sam to powie i bez naszych odmówień ruszy z nami. I w sumie to w żaden sposób mi nie przeszkadzało. Im było nas więcej, tym lepiej. Chociaż okropnie bałem się o Hide. W końcu Ranmaru był zdolny pożreć nawet mnie, a mojego przyjaciela? Miałem ogromną nadzieję, że jego także weźmie za kumpla i będzie się od niego trzymał z dala, jeśli będzie mu chodzić po głowie pożarcie go.
Na początku trzeci towarzysz udawał, że się zastanawiał, chociaż się domyślałem, jaka będzie odpowiedź.
- Dobra - zgodził się, a z jego twarzy dalej nie schodziła ta radość.
I tak niczym trzej muszkieterowie (fajne porównanie) ruszyliśmy w stronę lodowiska.
- Wyglądasz na okropnie zadowolonego - zauważył Hide.
- Mam taki dobry dzień - założył ręce za głowę, a jego uśmiech dalej widniał na jego twarzy.
Ludzi na chodniku nie było dużo, raz więcej, raz mniej. Omijaliśmy ich, chociaż większość schodziła nam z drogi. Niektórzy wchodzili do sklepów, galerii czy banków, a inni przechodzili przez ulicę, gdy była taka możliwość. Mogłoby się wydawać, że to miasto jest w stu procentach normalne. Bez żadnych ghuli. Samochody jeździły po ulicach, albo zatrzymywali się na parkingach. Wtedy otwierały się drzwi i wychodzili z nich ludzie. Taka rutyna. Jako człowiek nie mógłbym teraz uwierzyć, że praktycznie połowa tych mieszkańców może być ghulami. To jest nawet niemożliwe, ale to jest tak samo niemożliwe, jak zamiana w ghula przez zwyczajną zmianę organów.
- Jeździłeś już kiedyś na łyżwach? - przez cały czas nasza trojka rozmawiała, jakbyśmy się znali od przedszkola. Na przeróżne tematy. To zainteresowania kogoś, albo śmianie się z nie wiadomo jakich rzeczy.
- Kiedyś. A wy? - odpowiedział Ranmaru.
- Od dziecka jeździmy - odpowiedziałem za Hide, który ciągle gadał i nie mógł się zamknąć. To jest chyba jeden z powodów, dla którego uwielbiam z nim przebywać. Jest może i rozgadany i mógłby gadać przez końca, to jednak jest świetnym słuchaczem i potrafi się zamknąć, wysłuchać kogoś i mu doradzić. Ale teraz to był gadułą. Miałem wrażenie, ze Ranmaru ma go dosyć, ale pomimo tej myśli nie pozbywał się radosnego uśmiechu, który przybył razem z nim.
- To chyba jesteście w tym nieźli - stwierdził śmiejąc się pod nosem.
- No pewnie! - oczywiście Hide nie wiedział zbytnio co to nieśmiałość. Był strasznie szczery i jeśli coś jest prawdą, nawet jakaś pochwała kierowana w jego stronę, musiał to oznajmić radośnie. - Ale jeśli mam być szczery, to Kaneki jeździ ode mnie lepiej - dodał, a ja tylko przewróciłem oczami.
Przed nami pojawił się wielki budynek z napisem nad drzwiami „Lodowisko”.
- Już jesteśmy - oznajmiłem rudowłosemu, gdyż on był tak zaciekawiony nowym kolegą, że zapomniał po co idziemy.
Weszliśmy do środka, gdzie wykupiliśmy po trzech parach łyżew i weszliśmy na lód.
<Ranmaru?>
Od Kaneki'ego cd. Kurumi
- Kaneki, tu jesteś! - usłyszałem radosny głos przyjaciela.
Odwróciłem się i zobaczyłem uśmiechniętego Hide. Byłem dopiero w połowie drogi. Oznajmił, że mnie szukał, a potem dołączył do mnie. Zaproponował mi, że mnie odprowadzi i nawet moje odmawianie by nie pomogło. Było już dosyć późno, ale jemu nie przeszkadzało to. Twierdził, że wolał mnie odprowadzić i przypilnować, gdyż usłyszał o tym, co się stało w cyrku. Boli mnie to, że muszę go tak oszukiwać ale co mam mu powiedzieć? Wymienili mi organy i jestem ghulem? To jest niedorzeczne, tylko by się zaśmiał i wziął by to za kawał. A gdyby mnie zobaczył w akcji, ze pewnie zaczął by mnie nienawidzić.
- Jutro nie mogę - odmówiłem mu wyjście do baru. - Jestem umówiony z Kurumi - wytłumaczyłem, a na jego twarzy pojawiło się wpierw zdziwienie, a potem radość.
- No w końcu masz dziewczynę! - no tak... Od razu zaprzeczyłem tłumacząc mu, że jest jedynie moją znajomą. Znaliśmy się jedynie dzień, ale on dalej utrzymywał się swojego, że to będzie coś więcej. Ale jak mam mu to wytłumaczyć, skoro jest podrywaczem i podoba mu się każda ładna dziewczyna? Eh...
Westchnąłem jedynie zrezygnowany. Byliśmy już blisko mojego bloku, a gdy stanęliśmy przed drzwiami pożegnaliśmy się. Oczywiście przed tym rudowłosy musiał mi „poradzić” jak poderwać dziewczynę. Nie zbyt mnie to interesowało, ale jednak słuchałem go, chociaż mówił mi o tym już parę razy. A co było najważniejsze? Aby nie zabierać jej w nudne miejsca jak biblioteka. Puściłem to mimo uszu, gdyż mój przyjaciel był przeciwnikiem książek, a ja wręcz odwrotnie.
Po umyciu się i ubraniu w piżamę, zasiadłem przed laptopem. Udało mi się znaleźć nową książkę Takatsuk'iego, tak więc od razu gdy wyszperałem z portfela daną sumę, zamówiłem ją. Uradowany myślą, że znowu wyszła jakaś nowa książka tego autora, zasnąłem na miękkim łózko wtulając się w poduszkę.
Dopiero rano zdałem sobie sprawę, że nie omówiliśmy godziny. Ale co tam, zaraz po ubraniu się w jakieś ciuchy, zjedzenia śniadanie i umycia twarzy i rąk, nie mówiąc tu także o zębach i załatwieniu swoich spraw w toalecie, wyszedłem na podwórko jakoś o godzinie jedenastej. A dzień był dzisiaj także wspaniały. Słońce grzało swoimi promieniami, a do tego wiał delikatny wietrzyk, tworząc przy tym idealną dla mnie temperaturę. Po niebie płynęło parę białych chmurek, które nie zwiastowały na razie deszczu,a tym bardziej jakichkolwiek opadów. Był to zwykły słoneczny dzień, bez opadów, z delikatnym wietrzykiem.
- Oby na mnie nie czekała - stwierdziłam w myślach, gdyż była możliwość, że wyszła wcześniej i teraz stała jak ta głupia i czekała na kogoś, kto nie wiadomo czy przyjdzie.
Ale ja przeszedłem te półtora kilometra w jakiś kwadrans. A na miejscu nikogo nie znalazłem. Stanąłem i się rozejrzałem. Nie było tu zbyt dużo ludzi, a wśród tych, którzy obecnie znajdowali się na chodniku czy ulicy, nigdzie nie dojrzałem czarnowłosej. Będąc już pewnym, że albo się spóźniłem, albo jeszcze nie wyszła, miałem zamiar iść do kawiarenki obok i wyczekując jej przez okno, aż nagle do moich uszu dotarł czyjś głoś.
- Kaneki! - odwróciłem się.
Parę metrów ode mnie stałą Kurumi i machała do mnie. Tego dnia na jej twarzy gościł uśmiech, który od razu odwzajemniłem, gdy go zobaczyłem.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz - powiedziała gdy tylko stanąłem obok niej. Zaśmiałem się.
- No co ty. Po prostu nie umówiliśmy godziny - wytłumaczyłem, a na policzkach dziewczyny pojawiły się rumieńce.
- Zapomniałam - ponownie się zaśmiałem.
- Długo na mnie czekałaś?
Zaprzeczyła mówiąc, ze przyszła nie całe dziesięć minut temu.
- Co powiesz wpierw na kawę? W tej kawiarnii - zaproponowałem, aby na samym początku nie szaleć.
<Kurumi?>
wtorek, 16 sierpnia 2016
Od Kurumi C.D Kaneki'ego
- I jak ci się podobało?
Spojrzałam na niego, w jego oczy, lecz szybko odwróciłam wzrok, spoglądając tym samym w bok. W pewnym momencie moje spojrzenie powędrowało do góry, na niebo, gdzie w niektórych miejscach były umiejscowione małe gwiazdy. Niestety po księżycu ani śladu. Mój wzrok posmutniał, lecz kiedy tylko usłyszałam ciche szmer za sobą, od razu się odwróciłam i uśmiechnęłam.
- Było w porządku. Nie pamiętam, kiedy tak dobrze się bawiłam, naprawdę -Mówiąc ostatnie słowo, przymknęłam oczy i wyszczerzyłam zęby.
Kaneki był tym zachwycony, a przynajmniej taki się wydawał. Po niedługim czasie ruszyliśmy z miejsca. Szliśmy chodnikiem, który pomimo później godziny, wciąż był przeludniony. Szłam krok od niego, trzymając się z tyłu. Wpatrzona zaś byłam w ziemię, a właściwie w kroki stawiane przez chłopaka. Były normalne i zwyczajne, przez co czułam się jeszcze bardziej niepewnie. Dlaczego, nie wiem. Dumałam nad tym, nad swoim zachowaniem względem chłopaka, czy też nad tym, czemu tak jest. W jakimś sensie nie mogłam o tym zapomnieć. W pewnym momencie poczułam szarpnięcie, przez które o mało co nie upadłam na ziemię. Zachwiałam się na nogach, a kiedy już miałam polecieć do tyłu, poczułam, jak ktoś mnie chwyta za rękę. Kiedy przyjrzałam się postaci, spostrzegłam, że był to Kaneki, który od razu przybrał opiekuńczy wyraz twarzy.
- Wszystko w porządku? -Zapytał, kiedy stawiał mnie na równe nogi, na co skinęłam twierdząco głową -Na pewno? Wyglądasz, jakby coś się jednak stało -Wyglądał na naprawdę przejętego.
Szybko posłałam mu uśmiech i uwolniłam swoją dłoń z jego uścisku, po czym otrzepałam swoją spódniczkę. Kiedy usłyszałam, że szykował się do kolejnej wypowiedzi, przerwałam mu.
- Nie musisz się tak o mnie martwić, przecież nie jestem z porcelany -Zaśmiałam się, splatając palce za sobą.
Kaneki przez chwilę wyglądał, jakby nie rozumiał moich słów, aż w końcu sam się zaśmiał. Widząc, że już się o mnie nie martwi, ruszyłam ponownie w kierunku, w którym szliśmy. Zaczęłam błądzić wzrokiem po budynkach, ludziach i przejeżdżających pojazdach. Wtedy właśnie zaczęłam się zastanawiać, gdzie się aktualnie udajemy. Gdy tylko spojrzałam na towarzysza, wiedziałam, że obydwoje nie damy rady, aby gdziekolwiek iść. Kiedy tylko doszliśmy do parku, który znajdował się dość blisko mojego bloku, zatrzymałam się i stanęłam przed chłopakiem. Rozświetlała nas jedna lampa, która położona była trzy kroki obok nas. Przechyliłam głowę i posłałam mu nieznaczny uśmiech, który oznaczał pożegnanie. Chwilę jeszcze tak staliśmy, aż w końcu odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Po kilku krokach zatrzymałam się i spojrzałam na niego przez ramię.
- Mam szansę, aby spotkać się z tobą jutro? -Przyjaciel patrzył na mnie jak w obrazek, a kiedy tylko otworzył usta, by już coś powiedzieć, ponownie go wyprzedziłam -Jeżeli się zgadzasz, to jutro w tym samym miejscu, dobrze? -Dłużej nie czekając, odeszłam od światła lampy, a niedługo po tym z jego pola widzenia.
Po kilku minutach znalazłam się w swoich czterech ścianach. Odłożyłam trochę brudną torbę i położyłam się na pościelonym łóżku. Czas dłużył mi się niewyobrażalnie. Patrzyłam w sufit, zastanawiając się nad dzisiejszym dniem. Po jakimś czasie odczułam znużenie i zasnęłam. Chciałam się z nim spotkać choć raz jeszcze i porozmawiać na inne tematy niż dotychczas. Chciałam go poznać i odkryć, kim jest, tym bardziej że dla mnie był inny.
<Kaneki?>
Od Ranmaru c.d. Kaneki'ego
Po tym, jak rozstałem się z Kaneki'm, nic wybitnie interesującego do roboty nie miałem, więc postanowiłem poszukać sobie zajęcia. Włóczyłem się trochę rozmyślając o wszystkim i o niczym w sumie, a tak się zamyśliłem, że nogi poniosły mnie aż na wał nad rzeką w mniej uczęszczanej części miasta. Nikt nie chodził nad rzekę sam, czy też bez jakiegoś szczególnie ważnego powodu, bo zwyczajnie nie było tu zbyt bezpiecznie, szczególnie po zmierzchu. Tak więc nim się zorientowałem, już szedłem wałem z rękami w kieszeniach, nucąc sobie pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną piosenkę, której tytułu ani słów za Chiny nie mogłem sobie przypomnieć. Było już ciemno, do tego zimno, a żeby było zabawniej - na nocnym niebie zbierały się ciemne chmury, zapowiadające rychły deszcz, jeśli nie burzę, biorąc pod uwagę ilość tego cholerstwa. Kiedy doszedłem do wniosku, że nie chcę być mokry, więc lepiej się zbierać, było już nieco za późno, bo nim dotarłem z powrotem na ulicę, lunęło jak z cebra. Tak więc mokre ciuchy to miałem po minucie, a do mieszkania wszedłem już nawet nie mokry, bo to zbyt lekkie słowo.
Wziąłem błyskawiczny prysznic, by wskoczyć w cieputkie kigurumi, w którym normalnie spałem w zimie, no ale było mi na tyle zimno, że nie robiła mi różnicy pora roku. Z resztą, nikt mi nie zabroni przecież spać w takiej, a nie innej piżamie, to by było niedorzeczne. Tak i tak zrobiłbym po swojemu, ale to szczegół. Nie ważne.
Siedziałem do jakiejś pierwszej przed telewizorem grając w GTA 5, po czym w końcu poszedłem spać. Leo wgramolił mi się do łóżka i wtulił w moją szyję, co wcale mi nie przeszkadzało, był słodki, mięciutki i cieplutki... Pozostałe koty z wielkim zadowoleniem ułożyły się na łóżku, również jak najbliżej mnie, przy czym Aries ułożył mi się w kieszeni kigurumi pod kołdrą. Ah przesłodkie są te moje futrzaki... Z wielce miłymi myślami zasnąłem, ogrzewany orzez trzynaście termoforków.
Rano obudziłem się około jedenastej, by zjeść z kocim towarzystwem śniadanie, a potem siadłem do gitarki. Pobrzdąkałem sobie trochę, by około pierwszej wyjść z domu. Zajrzałem do sklepu takiej starszej Pani, co była normalnie kocią mamą. Zawsze u niej kupowałem moim pupilom kocimiętkę, ryby i inne rzeczy, bo u niej było wszystko, czego szczęśliwy kot potrzebował. Zaniosłem kupione drobiazgi do mieszkania, by pójść się przejść, bo czemu nie.
Kiedy tak łaziłem, dostrzegłem Kaneki'ego i tego kego kolegę. Hide się chyba nazywał. Tak, Hide. Szli rozmawiając chodnikiem, ewidentnie w bardzo dobrych humorach. Podszedłem nagle zjawiając się między nimi.
- Ohayo. - przywitałem się, zaciągając przy tym papierosem.
- O... Ranmaru-san... Ohayo. - czarnowłosy był widać nieco zdziwiony takim wejściem smoka.
- Gdzie się Państwo wybieracie? - zapytałem. Miałem wyjątkowo dobry nastrój dzisiaj.
<?>
poniedziałek, 15 sierpnia 2016
Od Kaneki'ego cd. Kurumi
- Grałaś już kiedyś w kręgle? - zapytałem biorąc jedną kulę.
Była dosyć ciężka, więc musiałem ją chwycić obiema dłońmi. W trzy dziurki wsadziłem trzy palce - kciuka, wskazującego i środkowego. Obejrzałem dokładnie kulę.
- Hm?
Myślałem, że dziewczyna tego nie usłyszała. Ale w prawdzie stała obok i zapewne dalej rozmyślała o tamtej akcji. Dalej nie rozumiałem jej smutku. Tylko dlatego, że nie powiedziała mi prawdy? To jest... głupie. Tak, to dobre określenie. Po pierwsze, nie pytałem się, czy jest człowiekiem czy ghulem. A po drugie, to przecież sam nim jestem i dobrze wiem, że trzeba ukrywać prawdę. A co by było, gdybym był inspektorem? Albo zwykłym człowiekiem, który by natychmiast doniósł służbie? Dalej by była taka przygnębiona?
Nie wiedziałem jak ją pocieszyć, rozbawić. Byle by tylko na jej twarzy pojawił się chociaż cień uśmiechu. Ale to było dosyć trudne, przynajmniej dla takiego kujona jak ja.
W odpowiedzi tylko pokręciła głową. Wyjąłem palce z kręgla, po czym podałem go Kurumi. Wyjaśniłem jak trzymać kulę, które palce wsadzić i co zrobić, aby rzucić jak najlepiej. Gdy kiwnęła głową na znak zrozumienia, popchnęła kulę. Udało jej się zbić jedynie trzy przeszkody, ale i na sam początek nieźle.
- Gdy ja próbowałem, wsadziłem za mocno palce - wycelowałem w sam środek. Zacząłem się przymierzać do rzutu. - I gdy rzuciłem kulą - tak jak w zdaniu, w tej chwili popchnąłem kulę na sam środek, jednak nie byłem mistrzem. Na torze zostały dwa pachołki. - Poturlałem się razem z nią - wyprostowałem się i spojrzałem na czarnowłosą. Na jej smutnej twarzy malował się cień uśmiechu. - Potem musieli mnie wyciągać stamtąd - zaśmiałem się, a na twarzy Kurumi pojawił się lekki uśmiech. Dalej próbowałem ją w jakikolwiek sposób rozmierzyć, chociaż nie wiem, czy to coś dało. Może i jej twarz zaczynała się rozjaśniać, rozweselać, to jednak nie jestem w tym dobry, jak Hide. Od to automatycznie rozweseli każdego człowieka. Nie mam pojęcia jak on to robi, chociaż żyję już z nim tyle lat.
Opowiedziałem jej wiele zabawnych historyjek, na temat moich wpadek na kręgielni. Kiedyś nałożyłem pewne buty, które były strasznie śliskie. Po rzuceniu kręglem poślizgnąłem się, wpadając na drugi tor i rozwalając wszystkie przeszkody, zdobywając tym samym wiele punktów. Pamiętam także gdy nie wiedziałem, jak gra się w kręgle. W efekcie chwyciłem jakąś piłkę, zapewne była ona do siatkówki, po czym rzuciłem nią. Okazało się, że pewna para wracała z plaży i tu zahaczyła, co było ich błędem, gdyż stracili piłkę.
Podczas moich durnych opowieści graliśmy w kręgle. Mi się albo udawało, albo nie, a Kurumi radziła sobie coraz lepiej, chociaż zdarzało się, że kręgiel potoczył się całkowicie poza tor. Jednak się tym nie przejmowała, gdyż na jej twarzy pojawił się w końcu uśmiech. Moje zadanie zostało wykonane. Gdybym jeszcze tylko zachęcił ją do rozmowy. Taką ją polubiłem - uśmiechnięta i rozgadaną. A gdy widziałem jej przybicie i smutek, robiło mi się dziwnie. Czułem się niekomfortowo, gdyż ja odczuwam radość, podekscytowanie, a osoba towarzysząca wręcz przeciwnie.
Zakończyliśmy swoją grę, gdy zaczęli już zamykać kręgielnie. Po rzuceniu już ostatnich kul, przebraliśmy buty, podziękowaliśmy właścicielowi i wyszliśmy na dwór. Okazało się, że kręgle zajęły nam cały dzień i w tej chwili panowała noc. Było około dziewiątej w nocy.
- No to się zasiedzieliśmy... - westchnąłem, po czym wyciągnąłem telefon. Moim błędem okazało się zostawienie go w szatni, gdyż miałem wiele nieodebranych połączeń jak i wiadomości. A od kogo? Od Hide. Musiał się martwić, tak więc szybko odpisałem mu, że byłem z Kurumi w kręgielni, a telefon zostawiłem w szatni. Wiadomość przyszła natychmiast. Uśmiechnąłem się na jego słowa, że czekał już pod moim domem. Gdy byłem już pewny, że chłopakowi nic nie jest i zacznie wracać do siebie, schowałem komórkę z powrotem do kieszeni.
- I jak ci się podobało? - wróciłem wzrokiem do czarnowłosej.
<Kurumi?>
niedziela, 14 sierpnia 2016
Od Fumi c.d. Rena
Byłam niemal w stu procentach pewna, że moja twarz była w odcieniu dorodnego pomidora. Jednak nie przejęłam się tym zbytnio, tylko szeroko uśmiechnęłam i poszłam do mieszkania.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, przywitało mnie radosne szczekanie. Kuro z dziką prędkością podleciał do mnie, zachowując się jakby nie widział mnie przez jakiś rok. Rozbawiona podniosłam go i mocno do siebie przytuliłam.
- Oj psie, co to był za pokręcony dzień. Pewnie głodny jesteś. - powiedziałam i powędrowała z nim do kuchni. Postawiłam go na podłodze i nasypałam karmy do jego miski.
Udałam się następnie do sypialni i rozanielona rzuciłam się na wyro. Naprawdę jestem dziwna; o mało co wcześniej nie zginęłam, a teraz jestem super szczęśliwa i szczerzę się jak idiotka. Myśląc tak, zrobiłam się senna, więc pozwoliłam sobie odpłynąć.
Rano, kiedy się obudziłam szybko się ogarnęłam, nakarmiłam psa, przeliczyłam oszczędności i pobiegłam do najbliższego sklepu po nową komórkę.
Kupiłam jakiś najtańszy grat. Cud technologi to to nie był, ale do dzwonienia się nada.
Wróciłam do domu. Byłam zdecydowana, że pierwszą rzeczą którą zrobię będzie przetestowanie telefonu. Nie trudno się domyślić do kogo zadzwoniłam.
- Halo? - usłyszałam głos Rena.
- Hej, tu Fumi - zaczęłam wesoło. - Jeśli nie masz nic dziś na głowie, to może miałbyś ochotę się gdzieś spotkać i połazić ? - zapytałam, pełna nadziei.
<Ren? >
sobota, 13 sierpnia 2016
Od Rena CD Ity (i Fumi)
- Zaraz, dowiedziałaś się, że jestem ghoulem i nie krzyczysz, nie uciekasz ani nic? I jeszcze mi dziękujesz? - zapytałem.
Nie mieściło mi się w głowie, że po czymś takim jeszcze będzie mi dziękować.
- No nie... Uratowałeś mi życie, a wcale tego robić nie musiałeś. Mogłeś co prawda na naszym pierwszym spotkaniu uwzględnić fakt, że jesteś ghoulem. Ale i tak zawdzięczam Ci teraz naprawdę dużo, więc wypada podziękować.
Opuściła głowę i patrzyła się na swoje buty.
- Przepraszam, że tego nie uwzględniłem - powiedziałem ze śmiechem.
Ulżyło mi, że jednak nie wszystko stracone.
- Tym razem Cię odprowadzę, nawet nie próbuj się wymigiwać.
Uśmiechnęła się i zaczęła iść. Gdy dotarliśmy na miejsce upewniłem się że nie zgubiła mojego numeru, po czym lekko pocałowałem ją w policzek na dobranoc i odszedłem.
***
Byłem w niezwykle dobrym humorze wracałem właśnie w stronę kawiarenki by zabrać motor, gdy o mały włos nie zdeptałbym paczki fajek leżących na chodniku. Podniosłem ją była cała pełna, pewnie komuś wypadła spojrzałem do przodu przede mną szła tylko jedna osoba, więc zacząłem biec w jej kierunku. Normalnie nawet bym nie pomyślał o oddaniu pełnej paczki, bo "znalezione nie kradzione", ale miałem wyjątkowo dobry humor, który pozwalał na wyjątkowo dziwne zachowania.
- Hej, to chyba twoje - krzyknąłem powoli dobiegając.
Dziewczyna odwróciła się i widocznie rozweseliła na widok papierosów.
- Dzięki. - powiedziała gdy podałem jej paczkę.
Chwila, chwila... szkicownik.. ciekawe co...
- W ramach zadość uczynienia, możesz pokazać mi swoje szkice, jeśli są dobre to powinno wystarczyć - rzuciłem jej jeden z tych swoich kretyńskich maczo uśmiechów.
Przez cały dzień nie byłem sobą, więc trzeba to nadrobić.
<Ita?>
piątek, 12 sierpnia 2016
od Ity
- Hej, to chyba twoje.
( Kto będzie taki miły?)
czwartek, 11 sierpnia 2016
Od Kurumi C.D Juuzou
- Nie zbliżaj się do mnie!
Kroki ucichły, a zamiast nich usłyszałam westchnienie. Zmarszczyłam brwi i już chciałam go uderzyć, ale spojrzałam w jego niezależny wyraz twarzy. Zawahałam się na chwilę. Zacisnęłam pięści na tyle, że przebiłam nimi swoją skórę.
- Dlaczego ci tak na nich zależy? -Zapytał w końcu, wybijając mnie tym samym z rozmyśleń.
Spojrzałam na niego i zlustrowałam go wzrokiem.
- A dlaczego tobie na nich nie zależy? -Mruknęłam przez zęby.
Ten tylko wzruszył ramionami i chwycił się za kark, odwracając ode mnie wzrok.
- Nie są mi zbytnio potrzebne... Stwierdziłem, że z ciebie będę miał więcej korzyści -Na nowo spojrzał na mnie, tym razem z uśmiechem na ustach.
- I że to niby ghoule są bezdusznymi bestiami -Stwierdziłam, prostując się i odwracając się do niego tyłem. Coś mówiło mi, że muszę im pomóc, nawet za cenę swojego życia. Czyżby znów miała nawrót starych wspomnień?
Chwyciłam się za głowę i zaczęłam nią energicznie kręcić. Znów usłyszałam, które zignorowałam.
- Albo jesteś, aż tak głupia, albo przesądzasz swoje umiejętności -Spojrzałam na niego z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. Zaśmiał się cicho i dodał -Żeby tak lekceważyć inspektora? Odwracasz się tyłem, schowałaś kagune... tak jakbyś nie chciała walczyć.
Stanęłam do niego bokiem, wpatrzona w jego osobę. Co on sobie myślał? Że zainteresowanie rośnie wraz z głupotą? Fuknęłam ironicznie, zwracając głowę na budynki, naprzeciwko mnie.
- Zobowiązałam się do czegoś, a przez ciebie nie dotrzymałam tego... Teraz nic mnie nie interesuje.
- O, doprawdy? -Wydawał się tym zainteresowany. Oplótł kark swoimi rękoma i podszedł do mnie bliżej, a następnie staną przede mną. Zmierzyłam go zimnym spojrzeniem. -Niby co takiego ci zniszczyłem?
Już miałam zamiar go wypatroszyć, ale powstrzymałam się, na szczęście. Westchnęłam cicho, spuszczając przy tym głowę.
- Nic ważnego... I tak nie zrozumiesz.
Chłopak jęknął niezadowolony, jak jakieś dziecko, którego rodzice mają sekret i nie chcą go zdradzić. Naprawdę, że też na świecie są takie osoby. Nie przejmując się nim dłużej, ruszyłam w stronę, gdzie ostatni raz ich widziałam. Przeszłam kilka kroków, a wtedy ona mnie zatrzymał, stając mi na drodze.
<Juuzou?>
Od Kaneki'ego cd. Ranmaru
Jednak czwartej i piątej nie trafiłem. I tak przez kolejne kilka, aż w końcu Ranmaru znudzony moim niepowodzeniem, rzucił przedmiotem w moją stronę. Przez sekundę patrzyłem jak czerwona cegła leciała w moją stronę, a po chwili osłoniłem się kaguną, rozbijając ją na paręnaście kawałków.
- Jakbyś nie mógł tak od razu – zaśmiał się, a ja tylko się uśmiechnąłem nie spuszczając z niego wzroku. Byłem gotów na każdy jego ruch. Bo coś czułem, że gdybym się teraz zajął czymś innym, dostałbym w łeb. I to mocno.
Kontynuowaliśmy nasz trening, aż w końcu zacząłem rozbijać niektóre cegły, a większość łapałem. Ranmaru widocznie był zadowolony z moich postępów, chociaż nie byłem pewny, czy po prostu do jego głowy znowu nie zawitała myśl, aby mnie zjeść. Najpierw to się szczerze przeraziłem, bo w końcu miał rację. On wiedział, ja wiedziałem. To było wręcz oczywiste, że gdyby chciał, już dawno by mógł mnie zabić i zjeść. A zamiast tego nazwał mnie swoim znajomym, więc chyba nie powinienem się niczego bać, prawda?
- Na dziś wystarczy – oznajmił, po czym wstał i podszedł do mnie. Poklepał mnie mocno po plecach, że prawie poleciałem do przodu. Zaśmiał się cicho pod nosem i ruszył do wyjścia, a ja za nim.
- I jak mi poszło? – byłem ciekaw.
Był już środek nocy. Gwiazd nie było widać, nawet księżyca. Zapewne było pochmurno, ale nie padało. Zrobiło się dosyć chłodno i gdy tylko wyszedłem na zewnątrz, przeszły mnie dreszcze. Schowałem kagune i zakryłem oko przepaską, którą zdjąłem wcześniej. Znowu widziałem świat jednym okiem i musze przyznać, że było to nieco uciążliwe. Z łatwością mógłbym wpaść na słup, gdyby stał blisko mnie po lewej stronie. Jedyne co nam oświetlało drogę, to lampy przy chodniku, którym kroczyliśmy. Ranmaru miał schowane ręce do kieszeni i z podniesioną głową wracał do siebie. Ja za to patrzyłem przed siebie, lekko wyprostowany, chowając dłonie w bluzie.
- Nieźle jak na pierwszy raz. Ale bez motywacji jesteś beznadziejny – zaśmiałem się, a chłopak posłał mi lekki uśmiech. Miał rację. Byłem beznadziejny, dopóki w jakiś sposób nie wyciągnął ze mnie mojej kaguny, ani nie przemienił oka.
Każdy z nas poszedł do siebie, pożegnaliśmy się na rozwidleniu. On poszedł dalej chodnikiem, a ja przeszedłem przez pustą ulicę, w której działały jedynie światła dla samochodów. Obecnie świecił się kolor czerwony, a dla mnie zielony. Po kilku minutach znalazłem się w swoim starym mieszkaniu. Wziąłem prysznic, wypiłem kawę i się przebrałem piżamę. Położyłem się na łóżku. Była godzina druga w nocy i miałem zamiar przespać się chociaż pięć godzin. Tyle mi starczy.
Ranmaru miał zaskakującą regeneracje. Zaraz po uderzeniu wstał, jakby to nie on wylądował na ścianie i to nie jemu się połamały wszystkie kości. Był wręcz wspaniały w tej kwestii. Chciałbym kiedyś też tak umieć, może wtedy bym mniej się bał?
Po zamknięciu oczu, nic ni się nie śniło. To była bardzo spokojna noc, którą zakończyłem około siódmej nad ranem, gdyż Hide postanowił odwiedzić starego kumpla. Zapukał do drzwi i nie czekając na żadną odpowiedź, wparował do pokoju. Zdjął buty, przywitał się i poszedł zrobić sobie jak i mi kawę. Zawsze tak było, czuł się tu jak u siebie.
- A gdzie ten chłopak… Ranmaru – dodał jego imię po namyśle.
- Pewnie w domu – resztę dnia spędziłem w pokoju z chłopakiem. Dzień był deszczowy i żaden z nas nie miał ochoty wychodzić. Dlatego też bardzo dużo rozmawialiśmy, przyniósł mi także notatki z lekcji. Oglądnęliśmy jakiś film, gdy w końcu nadeszła noc.
<Ranmaru?>
Od Fumi c.d. Rena
Siedziałam przerażona, czekając aż potwór się na mnie rzuci. Zacisnęłam powieki, odwracając lekko głowę w bok, przygotowując się na śmierć, jednak usłyszałam tylko:
- Zostaw ją!
Gwałtownie otworzyłam oczy i spojrzałam w stronę, z ktorej dochodził rozkaz. Wtedy zobaczyłam Rena. To zszokowało i zdezorientowało mnie jeszcze bardziej. Co on wyrabia? Zaraz zginiemy tu oboje. Dwójka ludzi nie da sobie rady z gh--
- To mnie powstrzymaj ghoulu! - wysyczał nagle napastnik.
Zaraz, zaraz, że co proszę!?
Nie spoglądając na mnie, chłopak uwolnił swoje kagune i wziął się do walki z przeciwnikiem.
Pojedynek nie trwał długo. Zakończył się zwycięstwem Rena. Stał kilka kroków przede mną, dysząc ciężko. Ja siedziałam tylko zszokowana na chodniku, a mój mózg wciąż nie mógł pojąć tego, co właśnie się wydarzyło.
- Wszystko w porządku? - zapytał krótko, odwracając się lekko w moją stronę. Dalej jednak unikał kontaktu wzrokowego.
-T-Tak...- odpowiedziałam cicho.
Nastała niezręczna cisza. Zaczęłam zastanawiać się czemu w ogóle zdecydował mi się pomóc. Może... Może nie wszystkie ghoule są takie złe?
- J-ja... - zaczęłam wciąż jeszcze drżącym głosem. - D-dziękuję Ci... Znowu ratujesz mi tyłek...
Chłopak spojrzał się na mnie zdziwiony.
- Zaraz, dowiedziałaś się, że jestem ghoulem i nie krzyczysz, nie uciekasz ani nic? I jeszcze mi dziękujesz? - zapytał, najwyraźniej nie dowierzając.
- No nie... Uratowałeś mi życie, a wcale tego robić nie musiałeś - odparłam, podnosząc się i ledwo utrzymując równowagę na nogach. - Mogłeś co prawda na naszym pierwszym spotkaniu uwzględnić fakt, że jesteś ghoulem. Ale i tak zawdzięczam Ci teraz naprawdę dużo, więc wypada podziękować - dokończyłam nieśmiało, ze spuszczoną głową patrząc się na własne buty.
Nie mam pojecia co będzie teraz. Wyjdzie na to, że po takim zdarzeniu będę bała się wychodzić z domu. W ogóle jeszcze muszę do niego wrócić w jednym kawałku...
<Ren?>
środa, 10 sierpnia 2016
Od Ranmaru c.d. Kaneki'ego
No wreszcie zaczął coś robić, a nie tylko zbierać bęcki. A wyjątkowo mocno mnie trzasnął, muszę to przyznać, inaczej bym skłamał. Uderzyłem o ścianę hangaru z taką siłą, że połamało mi wszystkie żebra najpewniej, a pogruchotane kości powbijały się w narządy wywołując falę potwornego bólu, która zalała mnie niczym tsunami. Wyplułem krew, ale dzięki swej zastraszającej zdolności regeneracji już byłem w stanie się podnieść, mimo iż nawet pył jeszcze nie opadł. Wyprostowałem się i odchyliłem prostując zrastający się kręgosłup, czemu towarzyszyło nieprzyjemne dla ucha chrzęszczenie. Kaneki aż się wzdrygnął, bo dźwięk poniósł się echem po hangarze aż pod sufit.
- No i to rozumiem... Może jednak będzie z ciebie pożytek. - powiedziałem nastawiając sobie nadgarstek. Organy wewnętrzne miałem juz wszystkie sprawne, a żebra kończyły się zrastać.
- Jakim cudem możesz się jeszcze ruszać...? - wydusił Kaneki, kiedy nagle zjawiłem się przed nim, unieruchamiając go.
- Cudowne zdolności i lata praktyk... Jak się postarasz, to też będziesz tak umiał... - zapewniłem go i przejechałem językiem po jego policzku, na którym miał płytkie rozcięcie po tym, jak uderzył niedawno w dechy. Jego krew była jak heroina, me oczy samoistnie zmieniły barwy na czarno-czerwone, a nozdrza mi zafalowały, poczułem nieziemski dreszcz rozkoszy, który przeszedł przez me ciało od szyi aż po nerki...
- Mmm... Szkoda, że nie mogę cię zjeść, Kaneki... Wielka to przykrość dla mojego podniebienia... - westchnąłem puszczając go, a moje oczy znów były normalne.
- Dlaczego? Przecież nie dałbym rady się obronić... - nie zrozumiał.
- Oj, Kaneki... Coś ci obiecałem, a poza tym znajomych raczej nie jem... No i to by mnie najpewniej zabiło, to też ważny szczegół. - parsknąłem z tajemniczą miną.
- Zabiło? - spojrzał na mnie dziwnie.
- Byłbyś takim poematem, że wszystko inne straciłby smak... Zczezłbym z głodu... - wyjaśniłem ukazując mu swe bielsze od śniegu kły w niemożliwym do interpretacji uśmiechu. - A wracając... Widać jak chcesz to potrafisz... Chociaż gdybym chciał cię rzeczywiście zabić, to już dawno by to nastąpiło... Używać Kaguny uczy się jak chodzenia... Na upartego, by później ona była tobą, a ty nią. Za jakiś czas będziesz stanowił z organem jedną, funkcjonalną całość, teraz jesteś jak początkujący jeździec na narowistym ogierku. Można zacząć od czegoś łatwego. - to mówiąc wziąłem z ziemi kawałek cegły i podrzuciłem ją w dłoni. - Ja będę ci podrzucał cegły, a ty masz je łapać Kaguną. Tak poćwiczysz jej kontrolę i celność. I nie zniechęcaj się, bo z taką kontrolą jaką masz teraz, raczej pierwsze dziesiątki razy ci nie wyjdzie. - uśmiechnąłem się i podrzuciłem cegłę wysoko. Brunet spróbował wyciągnąć po nią swój organ, ale nawet w nią nie trafił. Spadła na ziemię z nieprzyjemnym dźwiękiem. - Powodzenia i cierpliwości, przyda ci się. - puściłem mu oczko siadając na ziemi i znów podrzuciłem cegłę.
Minęły ze trzy godziny, zanim zaczął czasem chwytać cegły, które mu podrzucałem, ale nie poddawał się. Uparta bestia z niego, coraz bardziej mi się podobał.
- Załapałeś dosyć szybko, obstawiałem że zajmie ci to dłużej. - powiedziałem kiedy złapał drugą cegłę pod rząd.
<?>
Od Rena CD Fumi
wtorek, 9 sierpnia 2016
Od Kaneki'ego cd. Ranmaru
Słowa, jakie wypowiadał za każdym razem chłopak, były takie ironiczne i przesłodzone, że normalnie można by było zwymiotować. Nie wiem, czy kierował je do mnie, czy do fioletowowłosej. Jednak nie zadałem żadnego pytania. Zamiast tego jęknąłem z bólu, próbując ustać na własnych siłach.
„Teraz twoja kolej Kaneki, skarbie ty mój.”
Spojrzałem na chłopaka, nie mogąc się w żaden sposób ogarnąć. Wyczuwałem jego słodką krew, jej woń znajdywała się w powietrzu, jak tlen, bez którego nie można żyć. Moje kagune latało na boki dalej jak szalone, dwie pary macek wyciągniętych z moich pleców były skierowane w kierunku Ranmaru, latały jak oszlaąłe na boki. Jakby chciały się do niego dobrać, a ich właściciel tego nie potrafił. Nie umiał spełnić ich prośby. Nie umiał się nimi posługiwać, jak małe dziecko, które nawet nie umie używać normalnie nóg, aby chodzić. Chociaż one tego chcą. Jego twarz była pozbawiona jakichkolwiek skrupułów. Bez żadnego współczucia. Tylko radość, ironia, śmiech – zabawa do upadłego. Może i dosłownie.
„Jeśli coś zaczynasz, musisz to skończyć.”
Wstałem zrezygnowany z ziemia, że kiedykolwiek uda mi się użyć tego cholerstwa, które mam wbite w plecy. Patrzyłem z delikatnym strachem jak i zrezygnowaniem na chłopaka, by po chwili z zamkniętymi oczami zacząć na niego biec. Tym razem to byłem ja.
„Teraz twoja kolej Kaneki, skarbie ty mój.”
Chłopak z łatwością wykonał unik, by po chwili po prostu podstawić mi nogę. W tym czasie spróbowałem go zaatakować kaguną, ale on z łatwością ją złapał, po czym znowu mną rzucił o ścianę.
- Nie wiedziałem, że można być aż tak beznadziejnym – zaśmiał się ironicznie.
I znowu ten ból. Echo odbijające się w mojej głowie, niczym cwał czarnego konia. Puls narastający w kręgosłupie, jakby zaraz miał się złamać. Ale zamiast tego znowu leżałem na ziemi, na czworaka, ciężko oddychając. Czułem jednocześnie strach przed bólem, zrezygnowanie, jak i sam wstyd, że w ogóle go o to prosiłem. Ale skoro już coś zacząłem trzeba to skończyć.
I zaczynamy od początku. Najpierw krótki biec w jego stronę, by po chwili uderzyć go pięścią w brzuch. Zamiast tego to on mnie uderzył, ale w plecy. Opadłem na czworaka na zimnym betonie, a moje kagune ruszyło na niego. Zwykły ruch i zaatakowałem samego siebie.
„Ofiara. Bezbronna i żałosna ofiara.”
- Może jednak się pobawię z Rize – tym razem się nie zaśmiał, tylko stwierdził z uśmiechem. Nie wiem, czy mówił to na serio. Bałem się w jakikolwiek sposób odezwać.
Ponownie wstałem, już ledwo stojąc na własnych nogach. Czułem się okropnie, całe moje ciało przeszywał ten cholerny czarny koń. Tylko pulsujący ból, echo w głowie, mrowienie…
I znowu rzuciłem w niego bronią. Tym razem skutecznie. Zapewne się tego nie spodziewał, a ponieważ ruch był szybki i nagły, został rzucony o ścianę. A strach się rozrastał. Tym razem zacząłem się bać tego, że chłopak ze chce mi oddać. Dwa razy mocniej, gdyż w końcu udało mi się go trafić. I to bez dziewczyny. Słyszałem jedynie jej brawa i śmiech w głowie, jakby była ona tylko moim wyobrażeniem. Z jednej strony radość, że w końcu udało mi się, chociaż raz. Pierwszy raz, może i ostatni. Ale z drugiej strony, czy Ranmaru się nie wścieknie i mnie nie zaatakuje? A jeśli tak, to czy pożre moje kagune jak tamtych ghouli?
Patrzyłem tylko jak się wyłania z pod szarej chmury dymu.
<Ranmaru?>
od Kutsechi c.d od Juuzou
Przeciął coś temu psu, a on momentalnie przestał piszczeć.
- To żadne odruchy, on wszystko czuje idioto! Po co kłamiesz?! Nie jestem głupia! - w oczach zbierały mi się łzy
Wybchnelam Juuzou na bok i nie wiedząc kompletnie co robić zatamowałam mu krwawienie i dokonczylam zszywać brzuch, gdyż wszystkie narządy były już w psie.
Zwierzę miało przeszklone oczy i ledwo oddychało. Po chwili jego oddechu nie było nawet czuć, zamknęłam mu tylko oczy.
- Zdechł - powiedziałam szorstko odwracając się w stronę chłopaka
Juuzou nic sobie z niczego nie robił i poszedł w stronę drugiego psa.
- I tak jak mu coś przeszczepisz to nic nie zadziała! - powiedziałam donosnym tonem
- Skąd niby wiesz? - zapytał
- Bo wiem!
Kiedy tak klocilismy się usłyszałam jakieś mlaskanie i pocieranie pazurami o blachę
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam, że ten martwy do tej pory pies się podnosi.
Spojrzałam na niego zdziwiona, otworzył oczy, nie były już czarne i zwykłe, jedno oko miał czarwone, zupełnie jak oko ghula. Minęło parę sekund, a zwierzę stało już na nogach. Chciałam mu się przyjrzeć z bliska, więc przyblizylam twarz. Obawiałam się, że może coś mi zrobić, ale on tylko polizał mnie po twarzy. Uśmiechnęłam się i poglaskalam go.
- Jest mój! Nazwę go Lucyfer. - powiedziałam szczęśliwa.
Juuzou?
Od Fumi c.d. Rena
Powoli, niepewnie wsiadłam na motocykl. Nigdy wcześniej czymś takim nie jechałam i trzeba przyznać, że trochę się denerwowałam. Ale co tam, raz się żyje.
- Trzymaj się lepiej mocno! - zawołał do mnie, po czym szybko ruszył.
Przez chwilę spanikowałam, nie do końca wiedząc co się dzieję i mocno złapałam się siedzącego przede mną chłopaka. Po kilku chwilach zdążyłam się już w miarę opanować i lekko rozluźnić. Muszę przyznać jednak, że to zarąbiste uczucie jechać tak z dziką prędkością, bo już po chwili zaczęłam szczerzyć się jak głupia.
~
Niedługo potem dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazała się nieduża kafejka. Zsiadłam z pojazdu i zaczęłam zdejmować kask.
- I co, podobało się? - zagadał Ren, uśmiechając się figlarnie.
- I to jak! - odpowiedziałam entuzjastycznie. - Niezłego masz rumaka, rycerzu - dodałam rozbawiona.
Oboje się roześmialiśmy.
Zdjęłam kurtkę i razem z kaskiem, oddałam ją właścicielowi.
Rozmawiając luźno, weszliśmy do budynku. Od wewnątrz wyglądał o wiele bardziej przestronnie. Rozejrzeliśmy się wokoło w poszukiwaniu wolnego stolika. Znajdując takowy, usiedliśmy przy nim. Kelner przyniósł menu. Podniosłam je i zaczęłam przeglądać. Chciałam wybrać coś taniego, ponieważ to przecież mój towarzysz miał stawiać.
<Ren? Trochu brak weny ;3; >
poniedziałek, 8 sierpnia 2016
Od Juuzou c.d od Kichi
Popatrzyłem jej w oczy i powiedziałem zadowolony:
- Wiedziałem że nie oprzesz się mojemu urokowi. - tak naprawdę pare minut wcześniej byłem załamany że Kichi mnie nie chce, i chciałem popełnić samobójstwo ale ciii.....
Zacząłem ściągać z niej ubrania i przysługiwać się jej przyśpieszonemu oddechowi. Ona robiła to samo z moim ubraniem . Chciałem wyjść z nią chociaż na brzeg, ale ta nie pozwoliła na to. Już zaczynaliśmy kiedy usłyszeliśmy dziecięcy głosik:
- Mamo?
Oboje momentalnie oderwaliśmy nasze twarze od siebie i popatrzyliśmy na brzeg. Stał tam Kanato zaspany z wielkimi oczami.
- Czy tatuś znowu robi ci krzywdę? - zapytał przestraszony.
Nie miałem pojęcia co robić. Jak mu to wytłumaczyć? Odkleiliśmy od siebie, A Kichi zaczęła zasłaniać biust. Na szczęście byliśmy dalej w wodzie i młody nie zobaczył nic więcej.
- Czego nie jesteś w domu?!
- Obudziłem się i ciebie nie było przestraszyłem się i poszedłem cie szukać. - powiedział mały z łzami w oczach.
Kichi westchnęła. Ja miałem na twarzy buraka i nie chciałem się odzywać.
- Mamo czemu jesteś bez ubrania?- nie dawał za wygraną.
Kichi? ( sory musiałam xd )
od Juuzou c.d od Kurumi
Wyszedłem z budynku z przygotowaną kosą gdy zobaczyłem, Orła walczącego z grupa innych ghuli. Była odwrócona do mnie tyłem. Nawet nie zauważyła kiedy wyszedłem. Na reszcie się jej pozbędę, innymi ghulami zajmę się później, ona jest priorytetem. Tak więc skoczyłem i wbiłem jej kosę w plecy. Ta wrzasnęła, a jeden z pozostałych ghuli odepchnął ją swoim kagune tak ze walnęła o najbliższy budynek. Uśmiechnąłem się, miałem zamiar zostawić tę całą grupkę i zająć się Orłem ale wtedy zobaczyłem te dwie małe sieroty które były trzymane w objęciach jednego z nieznanych mi ghuli.
- Dziękujemy inspektorku . -powiedział uśmiechnięty lider i lada moment ich nie było. Dziewczynek też. Rozpłynęli się pod zasłoną z pyłu i kurzu.
Cholera znowu zwaliłem. Nie potrzebnie nie doceniałem pozostałych i skupiłem się na samym Orle. Przeze mnie te dziewczynki najpewniej zaraz będą martwe. Wzruszyłem ramionami, trudno się mówi. Popatrzyłem w stronę orła który rzucił się na mnie tak bardzo wściekły jak nigdy wcześniej go takiego nie widziałem.
- Ty idioto! Przez ciebie uciekli! Te dziewczynki umrą! - krzyczał ghul przebijając mi dłoń swoim kagune.
Kurumi?
od Juuzou c.d od Kutsechi
- Myślisz że ja się znam? Na tym właśnie polega zabawa, że nie wiadomo co się stanie.
Pies zaczął się budzić ale byłem na to przygotowany, wbiłem mu łapę strzykawkę z specjalnym płynem, który nie usypia a jedynie obezwładnia . Pies nie mógł się ruszyć ale doskonale wszystko czuł, i mógł ruszać gałkami ocznymi.
Kutsechi widząc jak pies drętwieje ale dalej rusza oczami zapytała:
- Co ty mu zrobiłeś?
- Uśpiłem. To tylko takie odruchy pies nic nie czuje. - skłamałem pies był w pełni świadomy tylko unieruchomiony. Nie miałem żadnej narkozy ani nic z tych rzeczy żeby mu ulżyć. Trudno się mówi. Usmiechnąłem się łapiąc skalpel.
- Kiedyś uratowałem człowieka przyszywając mu rękę ghula. Tylko że skutkiem było to że on również się w niego zamienił. Zobaczmy co się stanie gdy zamienimy oragany tego psa na organy ghula.
Wyciąłem najpierw płuco ghula, a potem przeszedłem do psa. I zacząłem rozcinać jego klatkę piersiową. Zawył niemiłosiernie ale się nie poruszył:
Kutsechi z wielkimi oczami powiedziała:
- Mówiłeś ze nic nie czuje.
- Nie czuje to tylko takie odruchy . -skłamałem i szybkim ruchem przeciąłem jego struny głosowe żeby więcej nie piszczał, nie uszkadzając gardła zbyt mocno tak żeby mógł oddychać ale nie mógł już piszczeć.
Kutsechi?
od Kutsechi c.d od Shizu
Obudziłam się bardzo wcześnie, właściwie to ktoś na zewnątrz strasznie hałasował i nie mogłam spać. Wstałam i ubrałam się oraz ogarnelam fryzurę i makijaż.
Gdy już wszystko było w porządku wyszłam szczęśliwa, co było niezwykle dziwne, na miasto. Zachaczylam o parę sklepów. Nie miałam pieniędzy żeby cokolwiek kupować, więc tylko oglądałam przeróżne ubrania i przedmioty. Wyszłam z galerii handlowej i tuż przy wejściu zastalam dziewczyne, z którą dzień wcześniej rozmawiałam.
- Cz...cześć - powiedziałam ze spuszczoną głową.
Już i tak prawdopodobnie miałam u niej słabą opinię, wręcz okropną, a przynajmniej tak mi się wydawało.
Shizu?
od Kutsechi c.d od Juuzou
Stanelam na środku pomieszczenia, w oczy rzucalo się tylko pełno krwi na posadzce.
- Masz jakiś stół czy coś? Bo chyba na betonie nie będziemy niczego robić.
- Co za głupie pytanie. - odrzekł - zaraz wracam
Juuzou poszedł gdzieś, chyba na górę, i wrócił z rozkladanym stołem chirurgicznym, na którym stały różne przyrządy typu skalpele i nożyczki.
- woo ale cacka, nie wnikam skąd to masz.
Rozlozylismy wszystko tak jak trzeba
- Może Ty mi pokażesz co i jak, bo ja nie mam pojęcia jak się przesyła geny, a później będę już sama próbowała?
Juuzou?
niedziela, 7 sierpnia 2016
Od Rena CD Fumi
***
Spotkanie zeszło się szybko mój zleceniodawca jasno określił czego ode mnie oczekuje nie marnując przy tym niewybrednych epitetów względem mojej osoby, choć trudno mu się dziwić byłem półtorej godziny po czasie. "Cały ja", choć z jednym wyjątkiem, z którym umówiłem się dziś na kawę. Ale pojawił się problem mój T-shirt nie nadawał się już do niczego. Pachnący kawą z pokaźnych rozmiarów plamą i jednocześnie cuchnący potem. Okropieństwo! No cóż miałem jeszcze z godzinę, jeśli się pospieszę zdążę wrócić do domu i trochę się ogarnąć. Znów rzuciłem się szaleńczym biegiem, sądzę że będzie to pierwsza noc od dłuższego czasu gdy nawet nie pomyśle o dodatkowych nocnych ćwiczeniach.
***
Przebrałem się w czarny podkoszulek, długie dżinsy do tego nałożyłem moją motocyklową kurtkę i byłem gotowy na spotkanie z ... Rise! Mój kochany motocykl spędziłem prawie pół dnia nie patrząc nawet na nią! Ogarnęła mnie wielka radość gdy znów przecinałem wiatr jadąc na spotkanie z Fumi.
***
Czekałem opierając się motocykl, gdy drzwi knajpki zaskrzypiały i zobaczyłem dziewczynę. Wyglądała na zmęczoną, ale gdy tylko mnie zobaczyła odżyła na twarzy by potem... wystraszyć się?
- To co jedziemy?! - krzyknąłem gdy powoli podchodziła.
Wyraźnie była zszokowana, dlatego wziąłem zapasowy kask podszedłem włożyłem jej na głowę, potem zdjąłem kurtkę i pomogłem jej założyć. Podczas jazdy naprawdę mocno wieje wolałbym by się nie rozchorowała, a mi to żadna różnica w końcu nie jestem.. normalny. Wsiadłem, a ona stała.
- Może przejdziemy się, tu blisko jest parę kawiarni. - powiedziała, a raczej zadudniła w kasku.
- Daj spokój wskakuj jak cię tak bardzo nogi świerzbią to możesz nimi pomachać podczas jazdy. - uśmiechnąłem się ironicznie bowiem po tylu godzinach pracy i jej wcześniejszym wyrazie twarzy wiedziałem że jest padnięta.
Odpowiedziała mi równie kąśliwym uśmiechem. I zaczęła powoli zbliżać się w moim kierunku.
- Ja stawiam i prowadzę. Czy ktoś zgłasza sprzeciw? - a gdy miała już coś powiedzieć, uprzedziłem ją. - Nie widzę, wspaniale wskakuj i ruszamy.
Obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
<Fumi? tym raczej chyba za długie (._.) >
Od Fumi, c.d. Rena
Chłopak rozluźnił się lekko, odwzajemniając uśmiech. Cisnęłam to, co zostało z mojej komórki do kieszeni bluzy i podałam mu adres miejsca pracy. Okazało się, że rzeczywiście świetnie zna miasto i wie gdzie ono się znajduje.
- Dobra, no to prowadź, rycerzu - powiedziałam rozbawiona.
Wyruszyliśmy w drogę. Szliśmy dość szybkim krokiem koło siebie, gawędząc o wszystkim i niczym. Nim zdążyłam się obejrzeć, byliśmy już na miejscu. Naszym oczom ukazał się nieduża, widocznie wiekowa wegetariańska knajpa. Minęło zaledwie parę minut, więc jest wielka szansa, że nie jestem jeszcze spóźniona.
- No, to tutaj. Wielkie dzięki, gdyby nie Ty, to nie wiem co bym zrobiła - rzekłam. Sama się sobie dziwię skąd we mnie dziś aż tyle pewności siebie. - Ta kawa to nadal aktualna, co nie? - uniosłam wysoko kąciki ust, spoglądając na Rena.
- Ależ oczywiście - odpowiedział wesoło. - O której kończysz?
- Mhh... o 15.20.
- Okej, będę o tej godzinie tu na Ciebie czekać - odrzekł, puszczając mi oczko.
Pożegnałam się z chłopakiem, po czym weszłam do knajpy. Następnie poszłam odszukać kierownika i zameldować swoją gotowość do pracy. Chociaż w tamtym momencie nie mogłam się już doczekać końca mojej zmiany i spotkania z Renem. Kto wie, może ten dzień nie będzie aż tak zły na jaki się zapowiadał?
<Ren?>
Od Rena CD Fumi
- No, śpieszyłam się do pracy, ale bez nawigacji nawet nie będę w stanie znaleźć tego miejsca... Zawsze można znaleźć coś innego.
Chwila moment panna się zagubiła, mógłbym jej pomóc w sumie i tak jestem już pieruńsko spóźniony, "raz się żyje".
- Słuchaj, na prawdę mi głupio za to, co się stało... Mogę Ci to jakoś wynagrodzić?
- Możesz dać się zaprosić na kawę po pracy, skoro z tą ci się nie udało. - próbowałem ją rozweselić ale...
- Dzisiaj chyba właśnie skończyłam swoją pracę, nie wiem jak tam dojść, a moja ostatnia deska ratunku przepadła. - mówiła patrząc na "telefon".
- Ja dobrze znam miasto jak chcesz to mogę stać się twoją deską ratunkową. A potem wdzięczności za ratunek pójdziesz z rycerzem w lśniącej zbroi na kawę, więc jak? - prężyłem się odgrywając rolę rycerza.
- Noo... - zastanawiała się widocznie rozweselona.
Była zwykłym człowiekiem, mimo to zaryzykowałem bliższe spotkanie. A teraz stałem jak naprężony kretyn niecierpliwie czekając na jej odpowiedź.
<Fumi?>