Po złożeniu zamówień rozpoczęliśmy ożywioną dyskusję. Śmiałem się gdy opowiadała mi o wyczynach Kuro, a ona gdy zacząłem mówić jej o mojej miłości do Rise (motor). Spędziliśmy tak w kawiarni dobre parę godzin, popijając tylko kawę i rozmawiając. Gdy już trochę się ściemniło stwierdziliśmy, że czas najwyższy ruszyć się gdzieś indziej, bo po 3 kawach dłuższe siedzenie nie wchodziło w grę. Wyszliśmy. Ja niechętnie zostawiłem motor przed kawiarnią i na piechotę ruszyliśmy w stronę małego jeziorka w parku. Mimo tylu tematów do rozmów teraz szliśmy cicho wpatrzeni w drzewa wiśni chylące się ku jezioru i okrągły księżyc odbijający się w lekko falującej wodzie. Szliśmy powoli główną alejką. Fumi zaproponowała by usiąść na murowanym szerokim krawężniku otaczającym jezioro. Nadal nic nie mówiąc usiadłem koło niej nad wodą. Po chwili coś mnie olśniło szybko zapytałem dziewczynę czy ma długopis. Zdziwiło ją to trochę, ale pogrzebała w torbie i podała mi go. Wyjąłem z kieszeni paragon i zapisałem na nim swój numer.
- Weź. - podałem jej świstek papieru - Może na razie go nie użyjesz, - przypomniałem sobie o jej telefonie - ale w przyszłości dzwoń pod ten numer.
Siedzieliśmy uśmiechając się do siebie.
- O nie... a która jest w godzina? - spytała
Spojrzałem na jej nadgarstki. "No tak nie miała zegarka." Wyjąłem telefon.
- 20:30
- Chyba powinnam już wracać do domu. - uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
- Odprowadzić Cię?
- Dzięki, ale powinieneś jeszcze wrócić po motor. Poradzę sobie sama.
Gdy doszliśmy z powrotem do głównej alejki, pożegnaliśmy się. Stałem jeszcze chwilę, gdy ruszyła w stronę domu, po chwili jeszcze na moment się odwróciła. Pokazałem ręką by dzwoniła. Tym wesołym akcentem chciałem zakończyć dzisiejszy dzień, ale byłem tak strasznie głodny, że ledwo nad sobą panowałem.
***
Z dachu bloków lepiej widziałem co dzieje się w mieście, czekałem tam aż pojawi się moja potencjalna ofiara. Zazwyczaj byli źli goście wałęsający się nocą po ciemnych ulicach i grabiący przypadkowo przechodzących tam ludzi. Uważałem, że to w pewien sposób sprawiedliwe. Usłyszałem pierwszy krzyk, szybko odwróciłem się w stronę skąd pochodził.
***
Zeskakując z dachu w ciemną uliczkę spodziewałem się wszystkiego, ale to przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Na chodniku za mną siedziała przerażona Fumi, a przede mną stał niskiej rangi ghoul z krwistym czerwonym kagune, łypiącego to na mnie to na nią.
- Zostaw ją!
- To mnie powstrzymaj ghoulu! - wysyczał
Nie miałem wyjścia wiedziałem, że w tej chwili albo pozwolę ją zjeść, albo popsuję wszystko pomiędzy nami. Pierwsza opcja nie wchodziła w grę, dlatego uwolniłem swoje kagune, bojąc się nawet spojrzeć w oczy Fumi.
<Fumi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz