Ten dzień zapowiadał się zwyczajnie. Szłam wolnym krokiem po chodniku. W jednej ręce trzymałam komórkę, natomiast w drugiej kubek z jeszcze ciepłą kawą. Nie ma nic lepszego, niż kawa na mieście z samego rana. Chociaż przez ten teoretycznie krótki postój w miejscowej kawiarni, mogłam spóźnić się do pracy.
Przyśpieszyłam kroku, nie odrywając wzroku od jasno świecącego ekranu telefonu. Po raz setny sprawdziłam adres lokalu, w którym miałam pracować.
Przez pracować, mam na myśli sprzątać. Większość normalnych dziewczyn w moim wieku zaczyna wymarzone studia, ale jak nie ma się na to funduszy, to kończy się jak ja. Utrzymując siebie i ziemskie wcielenie szatana (znane także jako mój pies) samemu.
Wciąż nie byłam pewna czy dobrze kojarzę ten adres. Wychodzi na to, że nie znam swojego własnego miasta, heh...
Przystanęłam na chwilę i wzięłam spory łyk napoju. Wtedy mnie olśniło. Od czegoś chyba mam nawigacje w telefonie.
Wstukałam dane do urządzenia. Po chwili wyświetliła się trasa. Dobrze mieć przy sobie coś takiego, bo okazało się, że szłam w kompletnie złym kierunku. Zawróciłam i szybkim krokiem zaczęłam iść, tym razem już w dobrą stronę.
Wszystko było by idealnie, gdyby tylko telefon nie zacinał się jak cholera. Jak zarobię trochę kasy koniecznie muszę kupić nowy.
Pochylona nad komórką, szłam nie patrząc przed siebie. Niestety, ma to swoje skutki. Zatrzymało mnie zaraz zderzenie czołowe z kimś idącym z naprzeciwka. Kubek z kawą wyleciał mi z dłoni i wylądował na ziemi, podobnie telefon, a sądząc po dźwięku jaki wydał spotykając się z gruntem, prawdopodobnie nie przeżył tego upadku. Ja sama ze sporą siłą zostałam odepchnięta w tył, lądując twardo na tyłku. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazała się osoba, na którą przyszło mi wpaść.
<Ktoś, coś? :v >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz