Wyszła. Poszła. Zabrali ją. Zabrali moją Kichi . Zostałem sam, tak naprawdę sam. Może zbyt agresywnie zareagowałem? Ale przecież ona doskonale wie że nie nadaję się na ojca. Sam jestem ,, dzieckiem" . Każdy mi to mówi. Słyszałem głosy w głowie:
- Rei, nie przejmuj się. Ona zniknęła, więc dziecka też nie ma . Dalej możesz być sobą.
Te głosy słyszałem coraz częściej. Z dnia na dzień było ich coraz więcej . Chodziłem do pracy. Przestałem okazywać jakie kolwiek znaki empatii. Pozbyłem się resztki człowieczeństwa które Kichi we mnie zaszczepiła. Jedyne co się dla mnie liczyło, to znajdywanie i zabijanie ghuli. Często wyobrażałem sobie że ghul z którym walczę to niby ,, to moje dziecko" i że gdy go już zabiłem. Przylatuje do mnie Kichi szczęśliwa jak kiedyś, i wszystkie problemy rozpływają się razem z zabitym dzieckiem.
Minął jakiś rok, Kichi nie pojawiła się w CCG od tamtego momentu. W ogóle jej nie widziałem. Aż w końcu minęła mnie na korytarzu. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Myślałem że wpadnie mi w ramiona i powie:
- Pozbyłam się go! Znowu może być tak jak dawniej!
Jednak ona ledwo na mnie spojrzała. Minęła bez większego zainteresowania, nie usłyszałem od niej ani słowa. Nie była już moim partnerem w pracy. Więc równie dobrze mogłem o niej zapomnieć, i zająć się tym czym zajmowałem się przez ten cały rok gdy jej nie było. Swoją drogą ciekawe jak ten bachor wygląda.
Nie wytrzymałem, po południu poszedłem do jej gabinetu . Zamknąłem za sobą drzwi a ona zmierzyła mnie wzrokiem, ale zaraz wróciła spojrzeniem do swojego laptopa.
- Tak się wita starych przyjaciół? - zapytałem opierając się o ścianę.
Kichi jednak dalej milczała.
- Nie łatwiej było pozbyć się tego bombla zanim wyszedł na świat? Nic by się nie zmieniło.
- Nie chcę tego słuchać. Wyjdź. - powiedziała pewnie nie podnosząc wzroku znad monitora.
Zaśmiałem się tylko i podszedłem do niej, zamykając jej laptopa.
-A pamiętasz jeszcze jak dobrze nam było zanim on się pojawił? Nie chciałbyś do tego wrócić?
- Mogło być tak jak dawniej, tyle że byłaby jedna dodatkowa osoba. - powiedziała spokojnie.
- Co ty pieprzysz? Byłoby tak jak dawniej? Taaaa.... wyobrażasz sobie mnie w roli tatusia? Lepiej byłoby dla tego dziecka gdyby się nie urodziło.
-Jak ty w ogóle możesz tak mówić to twój syn!
Zaśmiałem się:
- Życie a śmierć co za różnica?
Chciałem ją pogłaskać po policzku jednak ona odsunęła się.
- Widzisz? - zapytałem zniesmaczony. - Wszystko zniszczył. Ale nie martw się Kichi ja to naprawię. Będzie jak dawniej. Będziesz moja tak jak mi obiecałaś. - powiedziałem i wyszedłem z jej gabinetu.
Jeszcze nie jest za późno, wszystko można naprawić. Znowu będziemy tylko my.
Kichi? :>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz