No proszę proszę. Przejmowała się zabitym psem i porzuconym pistoletem, a sama wiezie przytomnego człowieka w bagażniku. Jego krzyk zaczął mnie naprawdę denerwować. Więc przy pierwszym lepszym wybrzyszeniu na szosie przyśpieszałem, a potem z radością słuchałem jak krzyk milknie.
-A co jak walną w głowę i się właśnie wykrwawia? - zapytała.
- Nieeee. Uwierz mi nie tak łatwo kogoś zabić. Stracił po prostu przytomność.
Gdy dojechaliśmy i zabraliśmy ghula z pojazdu, otworzyłem bagażnik. Tak jak podejrzewałem mężczyzna był nieprzytomny.
Zacząłem klepać go po twarzy ale ten nie chciał się obudzić.
- I co teraz? - zapytała Kutsechi.
Uśmiechnąłem się bo właśnie w mojej głowie zrodził się nowy plan.
Wsiadłem do samochodu i wjechałem w pobliższe drzewo, potem przyniosłem nieprzytomnego na miejsce kierowcy. Wróciłem do Kutsechi:
- Będzie myślał że miał wypadek.
Kutsechi popatrzyła w kierunku rozbitego zderzaka.
- To było naprawdę głupie, nawet jak na ciebie. - skrytykowała i weszła do domu.
- Ważne że zadziała. - powiedziałem sam do siebie i pobiegłem za nią.
Kutsechi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz