Jakoś nie specjalnie przejmowałam się tamtym psycholem, w końcu nie boję się go, a to co mówił uznałam tylko za jego głupią gadaninę, w sumie jak zwykle....Byliśmy razem ale on nie chce znać własnego syna, więc go nie pozna ale ja do niego nie wrócę, nigdy, nie od póki się nie zmieni, do póki nie wróci mój Juuzou.... Późnym wieczorem wyszłam z pracy i od razu ruszyłam do domu. Mieszkałam z bratem bo sama źle się czułam, podjechałam na podjazd i wyszłam z samochodu zamykając go z pilota i wchodząc do domu. Na wejściu przywitał mnie brat, przytuliłam go i pocałowałam w policzek po czym poszłam do młodego. Jednak to co zobaczyłam....Miałam wtedy wrażenie że ubiję jak psa. Juuzou stał nad kołyską i patrzył psychicznie na śpiącego malucha, w ręku trzymając swoja kosę. Wtedy coś we mnie pękło, ostatnia nić normalności puściła mój zdrowy rozsądek. Rzuciłam się na niego z moją kataną i zręcznie wbiłam mu ją w brzuch omijając ważne organy.
-Zostaw go....-Ryknęłam wściekła i wbiłam mu mocniej katanę w brzuch po samą rękojeść.
-On cię zepsuł.....Zniszczył naszą sielankę....
-Nie Juuzou, sam to zrobiłeś, on nie jest niczemu winien, rozumiesz? Niczemu! -Krzyknęłam a dziecko rozpłakało się. Warknęłam coś pod nosem i wyjęłam miecz z jego brzucha. Chłopak zachwiał się, a ja ponownie dźgnęłam go w brzuch. Tym razem w wątrobę, następnie trzustkę i dół płuca. Ledwo się trzymał, złapałam go gdy miał już paść na podłogę i rzuciłam nim o ścianę.
-Rei-Chan! Chodź! Pobawimy się.....-Uśmiechnęłam się psychicznie....Co działo się potem? z Reim pobawiłam się parę dni w piwnicy, później puściłam go ledwo żywego do domu. Miałam gdzieś czy przeżyje czy nie, próbował skrzywdzić Kanato....A na to nie pozwolę mu nigdy, do puki żyję.
Chodziłam do pracy, dni mijały, a mały na prawdę szybko rósł i dużo się uczył. Mały miał już ponad roczek, była sobota, postanowiłam więc wyjść z Kanato na spacer, tak więc spakowałam wózek, ubrałam małego i wyszłam. Zatrzymałam się w parku i usiadłam na ławce patrząc w niebo. lekko bujałam wózek, kiedy ktoś do mnie podszedł, spojrzałam na osobnika....Juuzou. Spojrzał w oczy wielkie niebieskie malucha, który tylko patrzył na niego spokojnie, bardzo spokojnie, podobnie jak ja na niego gdy się poznaliśmy. Juuzou zacisnął zęby i skierował swój wzrok na mnie.
-Odejdź od nas....-Syknęłam tylko patrząc na niego nieufnie.
Juuzou?
-Zostaw go....-Ryknęłam wściekła i wbiłam mu mocniej katanę w brzuch po samą rękojeść.
-On cię zepsuł.....Zniszczył naszą sielankę....
-Nie Juuzou, sam to zrobiłeś, on nie jest niczemu winien, rozumiesz? Niczemu! -Krzyknęłam a dziecko rozpłakało się. Warknęłam coś pod nosem i wyjęłam miecz z jego brzucha. Chłopak zachwiał się, a ja ponownie dźgnęłam go w brzuch. Tym razem w wątrobę, następnie trzustkę i dół płuca. Ledwo się trzymał, złapałam go gdy miał już paść na podłogę i rzuciłam nim o ścianę.
-Rei-Chan! Chodź! Pobawimy się.....-Uśmiechnęłam się psychicznie....Co działo się potem? z Reim pobawiłam się parę dni w piwnicy, później puściłam go ledwo żywego do domu. Miałam gdzieś czy przeżyje czy nie, próbował skrzywdzić Kanato....A na to nie pozwolę mu nigdy, do puki żyję.
Chodziłam do pracy, dni mijały, a mały na prawdę szybko rósł i dużo się uczył. Mały miał już ponad roczek, była sobota, postanowiłam więc wyjść z Kanato na spacer, tak więc spakowałam wózek, ubrałam małego i wyszłam. Zatrzymałam się w parku i usiadłam na ławce patrząc w niebo. lekko bujałam wózek, kiedy ktoś do mnie podszedł, spojrzałam na osobnika....Juuzou. Spojrzał w oczy wielkie niebieskie malucha, który tylko patrzył na niego spokojnie, bardzo spokojnie, podobnie jak ja na niego gdy się poznaliśmy. Juuzou zacisnął zęby i skierował swój wzrok na mnie.
-Odejdź od nas....-Syknęłam tylko patrząc na niego nieufnie.
Juuzou?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz