Po tym, jak rozstałem się z Kaneki'm, nic wybitnie interesującego do roboty nie miałem, więc postanowiłem poszukać sobie zajęcia. Włóczyłem się trochę rozmyślając o wszystkim i o niczym w sumie, a tak się zamyśliłem, że nogi poniosły mnie aż na wał nad rzeką w mniej uczęszczanej części miasta. Nikt nie chodził nad rzekę sam, czy też bez jakiegoś szczególnie ważnego powodu, bo zwyczajnie nie było tu zbyt bezpiecznie, szczególnie po zmierzchu. Tak więc nim się zorientowałem, już szedłem wałem z rękami w kieszeniach, nucąc sobie pod nosem jakąś bliżej nieokreśloną piosenkę, której tytułu ani słów za Chiny nie mogłem sobie przypomnieć. Było już ciemno, do tego zimno, a żeby było zabawniej - na nocnym niebie zbierały się ciemne chmury, zapowiadające rychły deszcz, jeśli nie burzę, biorąc pod uwagę ilość tego cholerstwa. Kiedy doszedłem do wniosku, że nie chcę być mokry, więc lepiej się zbierać, było już nieco za późno, bo nim dotarłem z powrotem na ulicę, lunęło jak z cebra. Tak więc mokre ciuchy to miałem po minucie, a do mieszkania wszedłem już nawet nie mokry, bo to zbyt lekkie słowo.
Wziąłem błyskawiczny prysznic, by wskoczyć w cieputkie kigurumi, w którym normalnie spałem w zimie, no ale było mi na tyle zimno, że nie robiła mi różnicy pora roku. Z resztą, nikt mi nie zabroni przecież spać w takiej, a nie innej piżamie, to by było niedorzeczne. Tak i tak zrobiłbym po swojemu, ale to szczegół. Nie ważne.
Siedziałem do jakiejś pierwszej przed telewizorem grając w GTA 5, po czym w końcu poszedłem spać. Leo wgramolił mi się do łóżka i wtulił w moją szyję, co wcale mi nie przeszkadzało, był słodki, mięciutki i cieplutki... Pozostałe koty z wielkim zadowoleniem ułożyły się na łóżku, również jak najbliżej mnie, przy czym Aries ułożył mi się w kieszeni kigurumi pod kołdrą. Ah przesłodkie są te moje futrzaki... Z wielce miłymi myślami zasnąłem, ogrzewany orzez trzynaście termoforków.
Rano obudziłem się około jedenastej, by zjeść z kocim towarzystwem śniadanie, a potem siadłem do gitarki. Pobrzdąkałem sobie trochę, by około pierwszej wyjść z domu. Zajrzałem do sklepu takiej starszej Pani, co była normalnie kocią mamą. Zawsze u niej kupowałem moim pupilom kocimiętkę, ryby i inne rzeczy, bo u niej było wszystko, czego szczęśliwy kot potrzebował. Zaniosłem kupione drobiazgi do mieszkania, by pójść się przejść, bo czemu nie.
Kiedy tak łaziłem, dostrzegłem Kaneki'ego i tego kego kolegę. Hide się chyba nazywał. Tak, Hide. Szli rozmawiając chodnikiem, ewidentnie w bardzo dobrych humorach. Podszedłem nagle zjawiając się między nimi.
- Ohayo. - przywitałem się, zaciągając przy tym papierosem.
- O... Ranmaru-san... Ohayo. - czarnowłosy był widać nieco zdziwiony takim wejściem smoka.
- Gdzie się Państwo wybieracie? - zapytałem. Miałem wyjątkowo dobry nastrój dzisiaj.
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz