Patrzyłem na jej zakłopotanie, cała sytuacja wydała mi się nieziemsko zabawna. Odpowiedziałem jej, że nic się nie stało, choć chyba nadal czuła się winna bo dodała:
- No, śpieszyłam się do pracy, ale bez nawigacji nawet nie będę w stanie znaleźć tego miejsca... Zawsze można znaleźć coś innego.
Chwila moment panna się zagubiła, mógłbym jej pomóc w sumie i tak jestem już pieruńsko spóźniony, "raz się żyje".
- Słuchaj, na prawdę mi głupio za to, co się stało... Mogę Ci to jakoś wynagrodzić?
- Możesz dać się zaprosić na kawę po pracy, skoro z tą ci się nie udało. - próbowałem ją rozweselić ale...
- Dzisiaj chyba właśnie skończyłam swoją pracę, nie wiem jak tam dojść, a moja ostatnia deska ratunku przepadła. - mówiła patrząc na "telefon".
- Ja dobrze znam miasto jak chcesz to mogę stać się twoją deską ratunkową. A potem wdzięczności za ratunek pójdziesz z rycerzem w lśniącej zbroi na kawę, więc jak? - prężyłem się odgrywając rolę rycerza.
- Noo... - zastanawiała się widocznie rozweselona.
Była zwykłym człowiekiem, mimo to zaryzykowałem bliższe spotkanie. A teraz stałem jak naprężony kretyn niecierpliwie czekając na jej odpowiedź.
<Fumi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz