środa, 10 sierpnia 2016

Od Ranmaru c.d. Kaneki'ego

No wreszcie zaczął coś robić, a nie tylko zbierać bęcki. A wyjątkowo mocno mnie trzasnął, muszę to przyznać, inaczej bym skłamał. Uderzyłem o ścianę hangaru z taką siłą, że połamało mi wszystkie żebra najpewniej, a pogruchotane kości powbijały się w narządy wywołując falę potwornego bólu, która zalała mnie niczym tsunami. Wyplułem krew, ale dzięki swej zastraszającej zdolności regeneracji już byłem w stanie się podnieść, mimo iż nawet pył jeszcze nie opadł. Wyprostowałem się i odchyliłem prostując zrastający się kręgosłup, czemu towarzyszyło nieprzyjemne dla ucha chrzęszczenie. Kaneki aż się wzdrygnął, bo dźwięk poniósł się echem po hangarze aż pod sufit.
- No i to rozumiem... Może jednak będzie z ciebie pożytek. - powiedziałem nastawiając sobie nadgarstek. Organy wewnętrzne miałem juz wszystkie sprawne, a żebra kończyły się zrastać.
- Jakim cudem możesz się jeszcze ruszać...? - wydusił Kaneki, kiedy nagle zjawiłem się przed nim, unieruchamiając go.
- Cudowne zdolności i lata praktyk... Jak się postarasz, to też będziesz tak umiał... - zapewniłem go i przejechałem językiem po jego policzku, na którym miał płytkie rozcięcie po tym, jak uderzył niedawno w dechy. Jego krew była jak heroina, me oczy samoistnie zmieniły barwy na czarno-czerwone, a nozdrza mi zafalowały, poczułem nieziemski dreszcz rozkoszy, który przeszedł przez me ciało od szyi aż po nerki...
- Mmm... Szkoda, że nie mogę cię zjeść, Kaneki... Wielka to przykrość dla mojego podniebienia... - westchnąłem puszczając go, a moje oczy znów były normalne.
- Dlaczego? Przecież nie dałbym rady się obronić... - nie zrozumiał.
- Oj, Kaneki... Coś ci obiecałem, a poza tym znajomych raczej nie jem... No i to by mnie najpewniej zabiło, to też ważny szczegół. - parsknąłem z tajemniczą miną.
- Zabiło? - spojrzał na mnie dziwnie.
- Byłbyś takim poematem, że wszystko inne straciłby smak... Zczezłbym z głodu... - wyjaśniłem ukazując mu swe bielsze od śniegu kły w niemożliwym do interpretacji uśmiechu. - A wracając... Widać jak chcesz to potrafisz... Chociaż gdybym chciał cię rzeczywiście zabić, to już dawno by to nastąpiło... Używać Kaguny uczy się jak chodzenia... Na upartego, by później ona była tobą, a ty nią. Za jakiś czas będziesz stanowił z organem jedną, funkcjonalną całość, teraz jesteś jak początkujący jeździec na narowistym ogierku. Można zacząć od czegoś łatwego. - to mówiąc wziąłem z ziemi kawałek cegły i podrzuciłem ją w dłoni. - Ja będę ci podrzucał cegły, a ty masz je łapać Kaguną. Tak poćwiczysz jej kontrolę i celność. I nie zniechęcaj się, bo z taką kontrolą jaką masz teraz, raczej pierwsze dziesiątki razy ci nie wyjdzie. - uśmiechnąłem się i podrzuciłem cegłę wysoko. Brunet spróbował wyciągnąć po nią swój organ, ale nawet w nią nie trafił. Spadła na ziemię z nieprzyjemnym dźwiękiem. - Powodzenia i cierpliwości, przyda ci się. - puściłem mu oczko siadając na ziemi i znów podrzuciłem cegłę.

Minęły ze trzy godziny, zanim zaczął czasem chwytać cegły, które mu podrzucałem, ale nie poddawał się. Uparta bestia z niego, coraz bardziej mi się podobał.
- Załapałeś dosyć szybko, obstawiałem że zajmie ci to dłużej. - powiedziałem kiedy złapał drugą cegłę pod rząd.

<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz