Co mnie podkusiło, żeby akurat dzisiaj iść pobiegać?, przeszło mi przez myśl, kiedy moje stopy uderzały rytmicznie w nagrzany przez słońce chodnik.
Tego "wypadu" na pewno nie można było uznać za udany.
Po pierwsze, było gorąco jak w piekle. Ale ja byłam uparta. Nie biegałam od kilku dni, więc postanowiłam za wszelką cenę nadrobić to właśnie w ten dzień i jak ostatnia idiotka męczyłam się w prażącym słońcu.
Po drugie, zważywszy na pogodę oraz cel mojej masochistycznej wyprawy na miasto, nie założyłam ani bluzy, ani maski. Złośliwe zrządzenie losu sprawiło jednak, że musiałam po drodze natknąć się na ghoula, z którym, no cóż, powiedzmy, że nie byłam w dobrych stosunkach.
Na szczęście wydawało mi się, że nie zwrócił na mnie uwagi bądź nie rozpoznał mnie bez mojego "kamuflażu", w którym widział mnie ostatnim razem, kiedy mieliśmy tę nieprzyjemność zapoznania się ze sobą.
Mimo to, gdy tylko go zobaczyłam, gwałtownie zmieniłam kierunek swojego biegu i wpadłam w tłum ludzi. Nie zwolniłam bynajmniej, lecz omijałam te żywe przeszkody w pospiesznym slalomie. Dopóki na jedną z nich nie wpadłam.
- Auć... - mruknęłam i cofnęłam się szybko, zaskoczona.
Przede mną stał ubrany w ciemną odzież młody mężczyzna.
- Przepraszam, moja wina... - wymamrotałam, przesuwając po nim pobieżnie wzrokiem. Obejrzałam się przez ramię i gdzieś w tłumie mignęła mi twarz ghoula, przed którym uciekałam. A przynajmniej tak mi się zdawało. Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę, ponownie zwracając się do milczącego ciemnowłosego. - Wszystko w porządku?
<Yasuo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz