Stałem jeszcze chwilę odprowadzając ją wzrokiem i śmiejąc się w duchu, z tej ironii losu bo tuż przede mną była knajpka wegetariańska... los widocznie daje mi popalić. I teraz nawet podwójnie się na mnie uwziął gdyż dokładnie w tej samej chwili rozbrzmiał dzwonek mojej komórki. "Oho ktoś się za mną stęsknił". Spojrzałem na ekran telefonu i odebrałem na przywitanie Pan Akai rzucił we mnie paroma bluzgami, potem "kazał mi się zjawić na miejscu w przeciągu kilku minut albo będzie ze mną źle", tyle wyłapałem spośród tego całego zbiorowiska przekleństw i dziwnych warknięć Pana Akai. Niewiele, choć wystarczająco dużo, by rzucić się biegiem w stronę umówionego miejsca. Poranne spotkanie ożywiło mnie, że teraz leciałem jak dziki przepychając się przez tłum Japończyków w garniturkach. Zgłodniałem, ale postanowiłem na razie o tym nie myśleć.
***
Spotkanie zeszło się szybko mój zleceniodawca jasno określił czego ode mnie oczekuje nie marnując przy tym niewybrednych epitetów względem mojej osoby, choć trudno mu się dziwić byłem półtorej godziny po czasie. "Cały ja", choć z jednym wyjątkiem, z którym umówiłem się dziś na kawę. Ale pojawił się problem mój T-shirt nie nadawał się już do niczego. Pachnący kawą z pokaźnych rozmiarów plamą i jednocześnie cuchnący potem. Okropieństwo! No cóż miałem jeszcze z godzinę, jeśli się pospieszę zdążę wrócić do domu i trochę się ogarnąć. Znów rzuciłem się szaleńczym biegiem, sądzę że będzie to pierwsza noc od dłuższego czasu gdy nawet nie pomyśle o dodatkowych nocnych ćwiczeniach.
***
Przebrałem się w czarny podkoszulek, długie dżinsy do tego nałożyłem moją motocyklową kurtkę i byłem gotowy na spotkanie z ... Rise! Mój kochany motocykl spędziłem prawie pół dnia nie patrząc nawet na nią! Ogarnęła mnie wielka radość gdy znów przecinałem wiatr jadąc na spotkanie z Fumi.
***
Czekałem opierając się motocykl, gdy drzwi knajpki zaskrzypiały i zobaczyłem dziewczynę. Wyglądała na zmęczoną, ale gdy tylko mnie zobaczyła odżyła na twarzy by potem... wystraszyć się?
- To co jedziemy?! - krzyknąłem gdy powoli podchodziła.
Wyraźnie była zszokowana, dlatego wziąłem zapasowy kask podszedłem włożyłem jej na głowę, potem zdjąłem kurtkę i pomogłem jej założyć. Podczas jazdy naprawdę mocno wieje wolałbym by się nie rozchorowała, a mi to żadna różnica w końcu nie jestem.. normalny. Wsiadłem, a ona stała.
- Może przejdziemy się, tu blisko jest parę kawiarni. - powiedziała, a raczej zadudniła w kasku.
- Daj spokój wskakuj jak cię tak bardzo nogi świerzbią to możesz nimi pomachać podczas jazdy. - uśmiechnąłem się ironicznie bowiem po tylu godzinach pracy i jej wcześniejszym wyrazie twarzy wiedziałem że jest padnięta.
Odpowiedziała mi równie kąśliwym uśmiechem. I zaczęła powoli zbliżać się w moim kierunku.
- Ja stawiam i prowadzę. Czy ktoś zgłasza sprzeciw? - a gdy miała już coś powiedzieć, uprzedziłem ją. - Nie widzę, wspaniale wskakuj i ruszamy.
Obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
<Fumi? tym raczej chyba za długie (._.) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz