- Raz. Szukając pracy. W sumie teraz też jej szukam. Mogę Cię zaprowadzić, jeśli chcesz - mruknął - Przejrzałbym ogłoszenia dla siebie.
Muszę przyznać, że strasznie się ucieszyłam. Nawet nie wiedziałam o istnieniu takiego przydatnego miejsca. Stałam tak jeszcze chwilę zamyślona, po czym przypomniałam sobie, że przecież mój rozmówca czeka wciąż na odpowiedź.
- Oh, tak. Byłabym Ci bardzo wdzięczna - wymamrotałam w końcu.
- W takim razie chodź - odparł krótko.
Ruszyliśmy razem w stronę uliczki. Trzymałam się trochę z tyłu, chociaż pies szarpał smycz jak szalony, chcąc dotrzymać mężczyźnie kroku. Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie wiem nawet jak się nazywa. Co prawda bardzo korciło mnie, żeby zapytać go o imię, ale brakowało mi niezbędnej do tego pewności siebie.
Szliśmy w dość komfortowej ciszy. Gdy dotarliśmy na drugą stronę drogi, którą oboje się przechadzaliśmy, skręciliśmy w prostopadłą do niej uliczkę, w której miała znajdować się knajpa. W sumie to dobrze, że to jakieś miejsce z żarciem, ponieważ moim śniadaniem poczęstował się pewien żarłoczny zwierzak, więc przy okazji mogłabym coś przegryźć.
Maszerowaliśmy jeszcze parę minut, po czym dotarliśmy do celu. Moim oczom ukazał się niewielki, pewnie dość wiekowy budynek, którym była owa wegetariańska knajpa.
- No więc to tutaj. W środku masz tą całą tablicę z ogłoszeniami - rzekł blondyn. - Myślę, że powinnaś tam coś dla siebie znaleźć. - dorzucił.
Podziękowałam mu serdecznie. Podeszłam bliżej i przywiązałam psa przed budynkiem.
-Dobrze Ci radzę, siedź tu grzecznie. -szepnęłam. Lepiej żeby nigdzie nie zwiał. Niespecjalnie mam ochotę ganiać za nim po ciemnej uliczce.
Skierowałam się w stronę wejścia. Mężczyzna podążył za mną. Gdy tylko dostałam się do środka, zaczęłam rozglądać się dookoła w poszukiwaniu ściany z ogłoszeniami. Nie trwało to długo, była ona dość widoczna. Podeszliśmy bliżej. Zaczęłam przeglądać oferty pracy. Kilka z nich mnie zainteresowało, więc wyciągnęłam telefon z kieszeni mojej szarej bluzy i zrobiłam im zdjęcia. Wtedy mój żołądek zdecydował mi przypomnieć, że ma wielką chęć na solidny posiłek, wydając z siebie jakiś dziwny dźwięk, coś w rodzaju burknięcia. Skrzywiłam się lekko i zaczęłam przegrzebywać kieszenie. Pamiętacie mój plan o zjedzeniu tutaj? Taa, bez portfela raczej nie wypali. Cóż, jak jest się gapą to tak bywa. Najważniejsze jest to, że znalazłam kilka ofert zatrudnienia i może nie zostanę bez grosza. W sumie dobrze się nawet złożyło, że Kuro zaciągnął mnie do tego typa...
<Michael? Łączmy się w bólu [*] #brakweny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz