Byłam zszokowana przez scenę właśnie rozgrywającą się na moich oczach. Jeszcze dwie minuty temu było tak przyjemnie, jadłam sobie spokojnie śniadanie i rozmawiałam kompletnie luźno z Michael'em, a teraz co? Jakiś gigantyczny facet wyciąga go za głowę z knajpy. Błagam, tylko nie mówcie, że poznałam jakiegoś mafioze. Spojrzał na mnie jeszcze raz i powiedział:
- Przepraszam na moment... - i tyle go widziałam. Tamten straszny typ zaczął wywlekać go na zewnątrz. Zatkało mnie. Siedziałam tylko z szeroko otwartymi oczami gapiąc się na drzwi prowadzące do kuchni. Zrobiło się niezłe widowisko. Ludzie jeszcze chwilę patrzyli się nerwowo na mnie, po czym jak gdyby nigdy nic wrócili do jedzenia. Jednak atmosfera w restauracji była zdecydowanie bardziej napięta.
Zajęło mi to parę ładnych chwil żeby do końca się otrząsnąć. Dokańczając to, co zostało z mojego śniadania, zaczęłam się zastanawiać co mam myśleć o Michael'u. Czy on jest jakimś przestępcą? Seryjnym zabójcą? Czy po spotkaniu z nim mogę czuć się bezpieczna? Świetnie mi się z nim do tej pory rozmawiało. Może i coś jest ze mną nie tak, ale mam nadzieję, że jeszcze go spotkam. Wtedy miałabym okazję zapytać go o zaistniałą tutaj sytuację. Podniosłam szklankę z wodą i wzięłam łyka. Spojrzałam za okno, co było błędem, bo prawie zadławiłabym się napojem. Przed budynkiem nie było psa. Jak on zdołał odwiązać smycz, tego nawet najstarsi ludzie nie wiedzą. Obsługa schroniska, z którego go wzięłam ostrzegała mnie, że decyduję się na zaadoptowanie ziemskiego wcielenia samego szatana, a jednak zaryzykowałam. I teraz za to płacę. Przysięgam, jak ten pieprzony pies się znajdzie, już nigdy nie zabiorę go ze sobą do żadnej restauracji, na zakupy czy cokolwiek innego.
Nogi same zaprowadziły mnie w stronę drzwi wyjściowych, jednak po chwili się zatrzymałam. W końcu w sumie blondyn powiedział, że przeprasza na moment. A jak wróci i mnie tu nie zastanie? Skierowałam się szybko do najbliższego pracownika. Zapytałam czy nie ma może kawałka papieru i czegoś do pisania. Na moje szczęście znalazł to czego potrzebowałam. Wróciłam błyskawicznie do stolika i zaczęłam pisać. Robiłam to dość szybko i niezbyt starannie, ale myślę, że raczej dało się odczytać to co nabazgroliłam. Miało być to coś w stylu listu. Napisałam w nim o tym że, mój głupi zwierzak znowu zwiał i idę szukać go po ciemnych uliczkach. Dodałam też podziękowanie za posiłek i to, że chętnie znowu się spotkam. Na końcu dopisałam mój numer telefonu. Poprosiłam jeszcze kogoś z obsługi, żeby w razie gdyby Michael się tu zjawił, przekazał mu o moją notkę. Potem poleciałam na poszukiwanie Kuro. Miejmy nadzieję, że nie trafię na żadne złe towarzystwo.
Nie było to łatwe zadanie. Uliczek, w które mógł skręcić była cała masa. Dzięki Bogu, że mamy XXI wiek i istnieje coś takiego jak GPS w komórce, bo bez niego raczej tylko kręciłabym się w kółko.
Całe to nawoływanie i szukanie zaczęły mnie męczyć. Już chciałam się poddać, kiedy moim oczom ukazała się zguba. I nie była sama. Siedziała sobie w towarzystwie jakiegoś bezpańskiego mieszańca.
- Tu jesteś cholero jedna - warknęłam. - Ja tu latam po najciemniejszych zakamarkach miasta szukając cię, a ty sobie tu jak gdyby nigdy nic randkujesz? Obiecuję, kiedyś cię ubiję. Ale najpierw poślę na kastrację. - powiedziałam. Żeby w ten sposób gadać z psem. Chyba naprawdę brakuje mi kontaktu z innymi ludzmi.
Kuro jakby wyczuł w jakim stopniu kipię ze złości i próbując mnie udobruchać, podszedł do mnie i oparł się o mnie łapami. Westchnęłam tylko ciężko i pogłaskałam go po głowie, po czym odepchnęłam lekko, biorąc smycz do ręki. Na dziś dość przygód. Najwyższy czas wracać do domu.
Postanowiłam, że pójdziemy trochę dłuższą drogą, żeby przejść jeszcze raz koło knajpy. Kto wie, może znowu na kogoś wpadniemy?
<Michael? Się nie gniewam ŐωŐ Ja za to przepraszam, że trochu denne, brak weny ;_;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz