Kiedy była już blisko, zauważyła jelenia i sarnę. Stali niedaleko, skubiąc spokojnie trawę... A dotrzymywał im towarzystwa jakiś chłopak. Siedział dokładnie w tym samym miejscu, w którym ona za każdym razem siada. Postanowiła podejść, nie miała w sobie lęku, zresztą on nie wyglądał na złego człowieka. W pełni się przekonała o tym, że nie jest niebezpieczny, gdy spłoszyła te wdzięczne zwierzęta, które przed sekundą podziwiała. Przestraszony nieznajomy szybko schował się za pniem. Dziewczyna podeszła bliżej, nieco rozbawiona.
- Ej, ty... za pniem! Przecież się widzę, głuptasie. Wyjdź, nie zjem cię przecież- zaśmiała się, a jej fiołkowe oczy rozbłysły. Nieznajomy wychylił powoli głowę zza drzewa, przypatrując jej się bacznie. Zachichotała cicho, lekko kurcząc głowę w stronę ramion. Koszyk trzymała oburącz, a jej białą sukienkę w stylu boho i czarne pióra rozwiewał wiatr. Chłopak musiał stwierdzić, że wygląda niegroźnie, bo powoli wyszedł całkiem zza pnia, zarumieniony delikatnie. Miał bujne, brązowe włosy, które przysłaniały mu część twarzy.
Podeszła do niego i wyciągnęła do niego rękę, chcąc mu się przedstawić, lecz nieznajomy odsunął się, jak tylko podeszła. Naprawdę jestem taka straszna?
- J-jestem Valentine- powiedziała cicho, znowu łapiąc koszyk drugą ręką. Chłopak nachylając się w jej stronę, zmrużył oczy.
- Znam cię, też pracujesz w Anteiku- mruknął nieśmiało. Łypnęła na niego zdziwiona. Nie widziała go wcześniej w restauracji. Albo widziała i wzięła za klienta, codziennie jest tam masę osób. A może jest nowy...
- Chyba nie pracujesz tam długo, hm?- spytała.
<Misono?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz