Chyba upadłem na głowę, postanowiłem ją uratować. Tłumaczyłem sobie że tak naprawdę robię to dla zabawy nie dla niej. Gdy było już ciemno wkradłem się do laboratorium, bez sensu żebym opisywał jak. Po prostu dzięki moim inspektorskim zdolnościom włamanie się tam nie było dla mnie jakimś mega problemem. Gdy byłem już z Kichi i zabrałem ją z jej celi, zacząłem prowadzić ją do wyjścia. Chciałem ominąć wszystkich pracowników żeby nie robić sobie kłopotów. Ale to nie było takie proste. Już na samym początku napotkaliśmy jakiegoś strażnika. Przerażony widokiem ghula na wolności i inspektora który próbuje tego ghula wyprowadzić na wolność, złapał nerwowo za krótkofalówkę i chciał przekazać reszcie strażników co się dzieje.
Westchnąłem i mruknąłem sam do siebie. - Żałosne. Po czym jednym szybkim ruchem złapałem z już wcześniej rozpiętej koszuli nóż, i ze spokojem najprościej w świecie ciachnąłem rękę człowieka.
Nóż odciął mu rękę w której trzymał telefon. Ręka odłączona od ciała spadła na ziemię. Człowiek zaczął krzyczeć chcąc zatamować krwawienie.
Kichi chciała rzucić się do ataku, jednak ja złapałem ja i odciągnąłem za siebie mówiąc:
-To ja tu cię ratuje, pozwól mi mieć z tego choć trochę zabawy. - uśmiechnąłem się obłąkańczo.
Wyciągnąłem jeszcze dwa noże, i kręcąc nimi naraz podszedłem do człowieka, który leżał próbując zatamować krew. Gdy zobaczył że podchodzę z nową bronią wyciągnął pistolet i wymierzył we mnie.
Strzelił. Ominięcie pocisku z tak słabej broni to bułka z masłem. Gdy ominąłem pierwszy pocisk byłem już na tyle blisko by po prostu wytrącić pistolet człowiekowi z rąk. Tak też zrobiłem. Wtedy był już całkiem bezradny.
- No teraz moja kolej. - uśmiechnąłem się przymykając oczy.
Facet próbował się odemnie odczołgać, krzycząc ciągle: - POMOCY !
- Za dużo gadasz. - powiedziałem, przydeptując jego nogę po czym zchyliłem się, jednym szybkim ruchem wyciągnąłem mu język z buzi, i kolejnym szybkim ruchem go odciąłem .
Bawiąc się tak z nim nie zauważyłem nawet kiedy przybyli inni strażnicy. Nie zdążyli pomóc swojemu koledze bo Kichi była szybsza. Gdy ona efektywnie zabijała kolejne osoby, ja ciągle bawiłem się z tym samym. Robiłem to tak by pożył jak najdłużej. Gdy już nie miał, dwóch rąk, nogi , języka i wargi. Zaczął zamykać oczy - umierał. Wpadłem w szał. Zacząłem dziabać go nożem w brzuch krzycząc:
- NIE UMIERAJ! NIE UMIERAJ!
No ale jak można było się spodziewać umarł. Wstałem. Oblizałem palce które były we krwi. I rozejrzałem się, wtedy dopiero zauważyłem że on nie był tu sam. Kichi pokonała resztę bez niepotrzebnych tortur. Co za marnotractwo.
Podeszła i zapytała:
-Wybawiłeś się już? - widać że była zmęczona.
- Mogłaś coś jeszcze dla mnie zostawić. - powiedziałem udawając obrażonego.
- Było szybciej zabijać tego pierwszego.
- Szybkie zabijanie to nie zabijanie. To zwykłe marnotractwo.
Wtedy w całym laboratorium zaczął wyć alarm. Udało nam się uciec. Gdy byliśmy już wystarczająco daleko od laboratorium, zdyszani usiedliśmy na ziemi w jakimś opuszczonym ciemnym parku.
Gdy już trochę odetchnęliśmy wstałem. Popatrzyłem na Kichi i powiedziałem:
- no to jesteśmy kwita.
Kichi popatrzyła na mnie pytająco.
- No ty nie zabiłaś mnie podczas ataku Aogiri na CCG, a ja nie pozwoliłem umrzeć ci w laboratorium. Więc jesteśmy kwita. Możemy na nowy czyhać nawzajem na swoje życie . -uśmiechnąłem się, jak zwykle przymykając oczy. - No więc Suzuya żegna panią, i do zobaczenia . -dodałem robiąc ukłon. Znowu dałem jej do zrozumienia że nie traktuje naszej relacji jako przyjaźń, i że ciągle myślę o zabiciu jej. Choć tak naprawdę doskonale wiem ze nie dałbym rady.
Odwróciłem się i chciałem odejść. Ale usłyszałem jej głos:
-Juuzou!
Gdy odwróciłem się ona stała za mną. Ponownie wtuliła się we mnie z łzami w oczach po czym powiedziała:
- Dziękuję.
Kichi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz