wtorek, 28 czerwca 2016

Od Kurumi

Szłam przez miasto, nie przejmując się niczym. Ludzie przemykali koło mnie jak piasek przez palce. Skręciłam w prawo i stanęłam przed przejściem dla pieszych. Skupiłam wzrok na środku ulicy. Schowałam ręce do kieszeni, a z ust wypuściłam parę. W końcu była zaledwie piąta nad ranem, a do tego noc była deszczowa, przez co gdzieniegdzie można było dopatrzyć się jeszcze poniekąd wyschniętych kałuż. Uniosłam głowę, aby spojrzeć na sygnalizację. Akurat zrobiło się zielone światło. Ludzie stojący ze mną ruszyli, ja jednak chwilę odczekałam, wpatrując się bezsensownie w latarnię. Dopiero po kilku sekundach nadepnęłam na ulicę. Idąc tak, ludzie wydawali się puści, bez życia. Wgapieni byli albo w telefony, albo nie zbaczali nawet na to, jak idą, gdyż byli zbyt zagadani ze swoimi towarzyszami. Będąc gdzieś mniej więcej na środku, przetrącił mnie ktoś swoim barkiem. Siła była taka, że aż wpadłam na kolejnego. Obejrzałam się za siebie, błądząc po tłumie za lekkoduchem, który nawet nie raczył przeprosić. Nie czekając dłużej, przeszłam w końcu na drugą stronę. Poprawiając bluzę, zwróciłam się w kierunku jakieś kafejki. Wchodząc tam, napotkałam się z innymi ludźmi, którzy niezbyt mnie ciekawili. Przeleciałam wzrokiem przez całe pomieszczenie w poszukiwaniu odosobnionego stolika. Znalazłam. Znajdywał się na szary końcu, w rogu. Podeszłam do niego, a następnie jak gdyby nigdy nic, usiadłam. Oparłam łokcie na stoliku, po czym zaczęłam przyglądać się ludziom. Niemalże wszystkie stoliki były zajęte. Z lekkim poirytowaniem, odwróciłam wzrok, kierując go na mały, szklany wazonik znajdujący się na stoliku. Znajdowały się tam trzy chabry. Wzięłam jednego z nich do ręki, a następnie zaczęłam okręcać jego łodygę. W tej samej chwili podeszła do mnie jakaś kobiecina. Spojrzałam się w górę. Miała miodowe włosy i niebieskie oczy. Nałożony na siebie miała strój kelnerki, więc nie musiałam się długo głowić, po co do mnie podeszła. Z kieszonki, umiejscowionej na przodzie białego fartuszka, wyciągnęła mały notatnik, po czym odezwała się z wielkim entuzjazmem
-Co podać?
Prychnęłam cicho pod nosem, by następnie narzucić sobie sztuczny uśmieszek. Spojrzałam się ponownie w jej stronie. Przymykając oczy, powiedziałam z udawaną łagodnością.
-Filiżankę kawy.
-Już się robi!-Odpowiedziała po krótkiej chwili-Zaraz będzie gotowa-Pstryknęła zamknięciem od długopisu, po czym, niemalże skocznym krokiem, odeszła w stronę lady
Odetchnęłam z ulgą i ponownie przybrałam obojętny wyraz. Odłożyłam kwiat z powrotem do wazonu, czekając z dłużącą się cierpliwością. W końcu doniesiono mi zamówioną kawę. Przejechałam palcem po konturze filiżanki. Dopiero po chwili chwyciłam za uszko i nabrałam pierwszego łyka. Nie była zbyt zadowalająca, lecz jak na ten czas, mogła wystarczyć. Po wypiciu całej zawartości wstałam i pozostawiłam po sobie pieniądze. Kiedy wyszłam przed budynek, rozejrzałam się. Wiedziałam, gdzie mam iść, lecz nie wiedziałam jak tam trafić z tego miejsca. Wzdychnęłam ciężko, aż w końcu ruszyłam w jeden z wybranych przez siebie kierunków. Przez kilkanaście minut błądziłam, lecz za żadne skarby nie chciałam zapytać się nikogo o drogę. W końcu znalazłam. Była to stara kamienica. Weszłam po schodach. Po kilku krokach dotarłam do jednych z drzwi. Szybkim ruchem otwarłam je. Wnętrze także nie wyglądało zbyt zadowalająco. Wszędzie kurz, prawie że nieumeblowane. To właśnie był mój dom. Przeszłam przez dwa pokoje, aż w końcu ułożyłam się na niebieskiej kanapie. Nie wiedząc kiedy, zapadłam w sen.
Zbudził mnie hałas. Otworzyłam leniwie oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Te same brudy jak zawsze. Wstałam i spojrzałam się na wiszący zegar. "11:37"-Powiedziałam do siebie. Wstałam i rozciągnęłam się trochę, a następie skierowałam się do szafy, z której wyciągnęłam granatową spódniczkę, białą koszulę i czerwoną wstążkę, czyli tak zwany "strój szkolny" a przynajmniej ja go tak zwałam. Zawijając kokardkę, zdjęłam z wieszaka blazer i szybkim ruchem nałożyłam go na siebie. Wychodząc z mieszkania, poprawiłam prawą podkolanówkę, a następnie ruszyłam na zwiady. Chciałam wiedzieć, co takiego wydobyło hałas, który mnie zbudził. Kiedy wyszłam na ulicę, nic nie zauważyłam. No może to, że była stłuczka dwóch aut niedaleko. Wzdychnęłam gniewnie i nie mając co ze sobą począć, zdecydowałam, że pójdę nad kanał. I tak też postąpiłam. Kiedy w końcu przybyłam na miejsce, spacerowałam po dróżce. Obserwując ptaki, nie zauważyłam, jak ktoś biegnie w moją stronę. Nieznajoma osoba popchnęła mnie na ziemię, przez co wylądowałam pod drzewem. Z lekkim trudem próbowałam się podnieść. Wtedy przed sobą ujrzałam czyjąś rękę. Spojrzałam się na nią, po czym przeniosłam wzrok na twarz tejże osoby. Była blada, a jej włosy były białe. Chwilę się dopatrywałam. Postać wydawała mi się znajoma. Musiałam szybko myśleć, lecz nie chciałam się wydać niegrzeczna, więc chwyciłam za rękę. Wtedy wyczułam. Ten zapach. Towarzyszył mi, kiedy w nocy miałam spotkanie z gołębiami i kiedy przechodziłam kilka godzin temu przez pasy. Źrenice zwężyły się. W głębi duszy błądziła modlitwa, aby ta osoba mnie nie rozpoznała. Widząc, że zachowuję się jakoś dziwnie, przekrzywiła głowę. Przełknęłam ślinę, po czym uśmiechnęłam się lekko. Byłam z deka poddenerwowana, lecz nie okazywałam tego z zewnątrz.
<Juuzou?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz