Obudziłem się w środku nocy, gdzieś około godziny czwartej nad ranem. Obudził mnie ten sam wstrętny koszmar, który przyprawiał mnie o chore wręcz myśli. Zwykle zaraz po takiej pobudce paliłem, ale od jakiegoś czasu starałem się rzucić, więc musiałem sobie znaleźć inny sposób, aby się odstresować. O tej porze zwykle zaczynało już delikatnie świtać, ale miasto było jeszcze odrobinkę ospałe. Wstałem, wziąłem orzeźwiającą kąpiel, ubrałem się i poszedłem do kuchni, by zjeść jakieś drobne śniadanie i zażyć leki. Kawiarnia była otwierana dopiero o szóstej rano. Co prawda miałem klucze, ale nie było sensu tam iść wcześniej, bo nie miałbym tam co robić. Postanowiłem więc wybrać się na spacer na obrzeża miasta, gdzie jest przyjemny las oraz skałki, po których można pospacerować. Nie sądziłem, że ktoś może tam chodzić o tak wczesnej porze... nawet wątpiłem w to. Spakowałem się do pracy i opuściłem mieszkanie idąc w kierunku metra, które było mniej ludne niż zwykle. Pociąg przyjechał i właśnie nim dojechałem na obrzeża w ciągu może 15 minut.
Tam to dopiero było pusto. Przez ulice nie jechał żaden samochód ani autobus. Wszystko wydawało się być martwe. Rozejrzałem się po okolicy i z daleka było widać las oraz wzgórza skalne w jego głębi. Ruszyłem tam spacerkiem, aż dotarłem na jedną ze ścieżek. Postanowiłem nią podążać, żeby się nie zgubić. W końcu... nie bywałem na tych terenach zbyt często.
Spacerowałem tak już od godziny. Towarzyszył mi tylko odgłos moich kroków, szum liści i śpiew ptaków, które zaczęły swój dzień również od tak wczesnej pory. Po chwili wpadłem na powalony pień. Usiadłem sobie na nim wygodnie i obserwowałem teren wokół. Było tak cicho i spokojnie. Słońce lekko oświetlało korony drzew i budziło naturę do życia. Dla mnie takie miejsce było wręcz rajem. Ni żywej duszy.
- Chyba częściej będę tu przychodził... - szepnąłem do siebie. Nagle usłyszałem jakiś trzask. Odwróciłem się gwałtownie za siebie i jedyne co zauważyłem, to dumnego jelenia wraz z łanią. Skubały spokojnie trawę. Jeleń spojrzał na mnie, a ja na niego. Obserwował mnie bardzo uważnie, ale po chwili znudził się i powrócił do poprzedniej czynności.
- Nie boicie się mnie? - spytałem. Na to łania tylko uniosła głowę, przyjrzała mi się i wróciła do skubania – Na to wygląda, że nie – westchnąłem. Nagle usłyszałem o wiele głośniejszy trzask. Nie odwracałem się, bo myślałem, że to ta parka stąpa po gałązkach, ale kiedy nagle zakołysały się krzaki, a ja zauważyłem tylko uciekającego jelenia z łanią, przestraszyłem się. Rozejrzałem się, ale nikogo nie zauważyłem, co mnie bardzo zaniepokoiło. Zeskoczyłem lekko z pnia i schowałem się za nim. Usłyszałem stąpanie. Ktoś również spacerował w pobliżu. Moje serce zaczęło łomotać, jak szalone. Bardzo się przestraszyłem.
- A co jeśli to jakiś zabójca? - spytałem się w myślach i jeszcze bardziej przeraziłem się samych swoich myśli. Nie wiedziałem, co mam zrobić, mimo że myślałem bardzo żywo.
- Ej, ty... za pniem! Przecież cię widzę, głuptasie. Wyjdź, nie zjem cię przecież – zaśmiał się ktoś, kogo głos nie brzmiał, jak głos jakiegoś złego ludzia. Wychyliłem tylko głowę zza drzewa.
( Ktoś... ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz