Kichi gdy tylko mnie zobaczyła, podbiegła do mnie i zaczęła mnie przytulać. Szepnęła mi do ucha, że bardzo się o mnie bała.
Pytanie co dalej. Przyszedłem tu bez żadnego planu, po prostu jak najszybciej musiałem sprawdzić co się dzieje. Gdy ona dalej mnie przytulała jeden naukowiec krzyknął:
- Do cholery jasnej zabierzcie ją!
Ja stałem bez ruchu. Gdym odwzajemnił uścisk było by już wiadome i pewne że coś mnie łączy z tym ghulem. Więc nawet się nie odezwałem stałem skamieniały.
Przybiegło paru mężczyzn w kombinezonach. I zanim jeszcze Kichi zdołała się obrócić, porazili ją chyba z pięciu paralizatorów na raz. Kichi upadła. Byłem pewny że dałaby radę się przed tym obronić bez problemu, ale tuląc się do mnie była jakaś rozkojarzona.
Mężczyzna podniósł nieprzytomna Kichi i wyszedł z nią z sali.
Rozkojarzony i zapatrzony w odchodzącego ochroniarza z Kichi na rękach, myślałem: po co ja tutaj przyszedłem? Nagle poczułem dłoń na ramieniu, to był naukowiec:
-Inspektorze nic się panu nie stało? Ta bestia musiała mieć jakieś omamy albo pana z kimś pomyliła. Najmocniej przepraszamy. - skinął głową na znak skruchy.
Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- Suzuya zawsze wybacza.
Nie miałem już po co być w budynku. Wyszedłem. Odszedłem dosłownie 10 kroków od laboratorium, oparłem się o ścianę jakiegoś budynku.
W mojej głowie znów rozgrywała się walka. Czy powinienem ją ratować? Czy lepiej nie narażać własnego tyłka i zapomnieć.
Jednak tak jak wcześniej , wygrała ta bardziej ,,psychiczna" strona . Samego siebie przekonałem tym że podczas próby ucieczki trzeba będzie pozbyć się wielu osób, co daje dodatkową zabawę.
Teraz tylko pytanie jak.
KIchi ? (brak pomysłu ;-; )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz