Wracałam z baru gdzie pracowałam. W ręcach jak zwykle trzymałam dwie agresywne kozy. A raczej krępujące je łańcuchy. Po chwili Max mi się wyrwał i pobiegł na jakąś koniete.
- Max do nogi. - ktzyknęłam. Ten tylko spojrzał na mnie głupio. Złabałam łańcuch i spojrzałam na przewruconą przez koze kpbiete.
- J...ja przepraszam za niego. Nie ugryzł pani? - spytałsm odchodząc pomagając jej wstać. Była ona odemnie wyższa.
( Stella?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz