niedziela, 31 lipca 2016
Od Fumi, c.d Michael'a
Ale trzeba stawić czoło faktom - przed nami stoi ghoul. Jeżeli nie zdarzy się cud, jesteśmy martwi.
Postać zbliżała się do nas powolnym, niestabilnym krokiem. Z jej pleców wstawało już ostre jak brzytwa kagune. Cholera.
I wtedy Bóg chyba się nad nami zlitował. Nadbiegła dwójka uzbrojonych inspektorów, krzycząc coś do ghoula. Niestety przez wszystko to co działo się wkoło mój mózg nie zarejestrował co dokładnie powiedzieli. Potwór zaklął i odwrócił się gwałtownie w ich stronę, gotowy do walki.
Nie zastanawiając się dłużej, złapałam jedną ręką psa i przycisnęłam go sobie do piersi. Drugą zaś złapałam nagdarstek mężczyzny i zaczęłam biec tak szybko, jak tylko mogłam. Dobrze, że nie włożyłam wtedy glanów. Zdecydowanie łatwiej biega się w trampkach.
Pędziłam na oślep ciemnymi uliczkami. Zatrzymałam się dopiero gdy wyszliśmy na główną ulicę pełną ludzi. W takm miejscu ghoul zaatakować nie powinien.
Dysząc ciężko, puściłam blondyna, odstawiłam Kuro na ziemię i oparłam się o ścianę najbliższego budynku. Cała się trzęsłam. W końcu dałam za wygraną i usiadłam na ziemi chowając głowę w ramionach. Teorytycznie zagrożenie minęło, ale wciąż byłam przerażona. Czułam, że zaraz się popłaczę . Gdyby nie ci inspektorzy pewnie leżałabym już tam martwa. Super, teraz będę się bała nawet wyjść przed własny dom.
<Michael? Przepraszam bardzo za znaczne opóźnienie, ale wyjazd mi się przedłużył ;3;>
Od Kichi cd Juuzou
~*~
Od tamtego momentu minęły 2 tygodnie, była sobota, a my siedzieliśmy w domu i oglądaliśmy horrory, tuląc się na kanapie. Kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi, wstałam i poszłam otworzyć, jednak widząc w progu policję i naszego szefa, prawie zemdlałam.
-O co chodzi?-Spytałam cicho.
-Czy jest Suzuya Juuzou?-Spytali krótko.
-Tak, w salonie.....-Powiedziałam cicho, kiedy nagle Juuzou podszedł do mnie od tyłu i przytulił mnie mocno w pasie.
-O co chodzi?-Spytał szczerząc się psychicznie, a policja lekko cofnęła się do tyłu.
-Jest pan oskarżony o próbę zabójstwa i naruszenie prywatności oraz umyślne spowodowanie wypadku.....Proszę z nami.-Powiedzieli poważnie.
-Ni....-Zaczął Juuzou, ale przerwałam mu dając mu łokciem w brzuch.
-Juuzou idź.....-Powiedziałam popychając go do przodu. -Będzie dobrze, idź.....-Szepnęłam całując go po raz ostatni, na parę tygodni. Juuzou dostało się za to co zrobił, został skazany na dwa lata więzienia. Byłam smutna i załamana, a do tego, spodziewam się dziecka. Oczywiście odwiedzałam, go jednak nigdy nie powiedziałam mu o ciąży....
~*~
Juuzou wyszedł z wiezienia za dobre sprawowanie, po 5 miesiącach, nie widziałam go od 2 miesięcy, bo kiedy zaczęło widać moją ciążę wolałam mu się nie pokazywać.
Juuzou wszedł przez próg domu i jak wściekły wparował do salonu. Spojrzał na mnie wściekły jak i smutny i rozczarowany. Wstałam bardzo powoli, a moja biała, luźna suknia opadła na podłogę. Delikatnie dotknęłam brzucha, który był już zaokrąglony i duży. Wypuściłam powietrze ze świstem i z powrotem usiadłam patrząc na niego spokojnie. Chłopak podszedł do mnie milcząc cały czas.
Juuzou?
sobota, 30 lipca 2016
Od Kurumi C.D Juuzou
- Nie boisz się, że cię zaatakuję? -W jego wypowiedzi, usłyszałam cień igraszki.
Patrzyłam w ciemność przed nami, lecz szybko odpowiedziałam mu, wzruszając ramionami. Odwróciłam głowę do niego, ale szybko zrezygnowałam z jakiejkolwiek wypowiedzi. Zrobiłam krok do przodu, szarpiąc tym samym kajdanki. Prędko dostałam odzew w postaci pociągnięcia w przeciwną stronę. Spojrzałam na niego z zawistnym wzrokiem, a gdy tylko to zrobiłam, ujrzałam, że w wolnej dłoni trzyma jeden z tych swoich sztyletów. Zanim zdołałam cokolwiek zrobić, ten zaatakował mnie, wbijając tym samym sztylet pomiędzy obojczyki. Oczy rozszerzyły się, a ja sama zaskomlałam, chwytając tym samym miejsce, w którym tkwiło ostrze. Padłam na kolano, podtrzymując się ręką o podłoże. Usłyszałam śmiech z jego strony, a gdy tylko chciałam na niego spojrzeć, ten zaatakował mnie ponownie. Tym razem wbił dwa sztylety i to między żebra. Zakasłałam krwią, kładąc na betonie drugie kolano. Zaczęłam głęboko oddychać. Spod maski zaczęła sączyć się szkarłatna ciecz. Zacisnęłam zęby i gdy tylko poczułam, że chce zadać kolejne dźgnięcie, szarpnęłam za kajdanki, przez co ostrze wysmyknęło się spod jego władań i odleciał kilka metrów od nas. Albinos patrzył na sztylet, natomiast ja próbowałam się podnieść. Było to dość ciężkie, gdyż rany nie mogły się zagoić, kiedy ostrza nadal były wbite. Odwróciłam twarz w jego stronę i syknęłam.
- I na co ci to...? -Chłopak spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o czym mówię.
Przełknęłam ślinę i chwyciłam za rękojeść sztyletu, znajdującego się w linii obojczyków. Wbił go głęboko, jak na kogoś, kto w tak krótkim czasie, oberwał tyle razy. Zacisnęłam dłoń na rękojeści, a gdy tylko sztylet wyłonił się znacząco, chwyciłam drugą dłonią za ostrze. Po krótkiej chwili wyzbyłam się ostrza, które wyrzuciłam przed siebie. Byłam zgarbiona, wyczekując jego kolejnego ruchu. Kiedy jednak się go nie doczekałam, wydusiłam.
- Mogłabym cię teraz z łatwością zabić, wiesz? -Oparłam się rękoma i spróbowałam wstać -Ale tego nie zrobiłam... -Już stałam na lekko zakrzywionych nogach. Spojrzałam się na niego.
Ten uśmiechnął się, ukazując swoje zęby i zamykając przy tym czerwone oczy.
- Wiem, ale to nie znaczy, że ja nie mogę tego zrobić i dobrze o tym wiesz. W sumie -Otworzył oczy i przyłożył palec do ust -To ta sytuacja idzie mi na rękę -Przekręciłam głowę, nie mając pojęcia, o czym mówi. Ten spojrzał się na mnie morderczym i szaleńczym wzrokiem -Jesteś poszukiwany... Orle -Na dźwięk tych słów, tak jakbym osłupiałam.
Mrugnęłam kilka razy, a gdy tylko chciałam odpowiedzieć, chłopak wbił kolejne ostrze, tym razem w prawy bok. Jęknęłam i o mało co znów nie osunęłam się na ziemię. Oparłam ciało o srebrne auto, przy którym obecnie się znajdywaliśmy i złapałam za ranę. Białowłosy również wstał. Stanął przede mną i przyglądał mi się z wyższością. Wymierzyłam w niego znaczącym spojrzeniem i złapałam za kajdanki. Musiałam zacząć myśleć, jak wybrnąć z tej sytuacji, lecz nic mi nie przychodziło. 'Jestem poszukiwana, co...? Zabawne -Myśląc o tym, mimowolnie się uśmiechnęłam, spuszczając tym samym głowę w dół, tak jakbym bała się, że to zauważy.
- To dlaczego tego nie zrobisz? -Wycedziłam przez uśmiech. Poczułam, jak chłopak krzywi się lekko, przez co ciągnęłam dalej -Jak powiedziałeś... -Spojrzałam na niego, ukazując na powrót kakugan -Możesz mnie załatwić.
Chłopak patrzył na mnie ni to zdziwionym, ni to poddenerwowanym wzrokiem. Spuścił dłoń, w której trzymał kolejne ostrze i przyglądał mi się z niekrytą uwagą.
<Juuzou?>
Od Yasuo
W ten dzień mam wolne, co oznacza moją tułaczkę po mieście bez celu i obserwowanie ludzi. Nie mam znajomych, żeby do nich zadzwonić, umówić się na jakiś wypad. Odrzucam osoby z własnej woli, nie chcę przyjąć kogokolwiek bliżej niż minimalnie. Ludzie nie są jakoś interesujący, ghule tym bardziej. Każde z nich jest egoistą, zdradzi w obronie wlasnego tyłka. Ba, sam jestem egoistą. W końcu dopóki ktoś nie spełni swoich pragnień, będzie egoistą. Przystaję na moment. Chwila staje się minutami, a ja stoję na samym środku chodnika i patrzę w czyste błękitne niebo. Wśród tupotów butów słyszę ten pośpieszny, ktoś biegnie. Niefart powoduje, że nieuważna osoba zderza się ze mną. Na szczęście nie upadamy na rozgrzaną powierzchnię, tego by jeszcze brakowało..
<ktoś by chciał? >
od Mett'a c.d od Kutsechi
-Wręcz na odwrót. Dlatego chcę pogadać…- odpowiedziała mi.
Cóż za upierdliwa osoba z tej dziewczyny…Eh, nie wiedziałem co zrobić. Niesamowite by zaczepiać w środku nocy obcego chłopaka, nie wiedząc kim jest. Okropna nieostrożność. Stwierdziłem jednak po chwili, że do niej zejdę. Skakałem z parapetu na parapet, odbijając się od bloku. Wylądowałem na murku który był końcem ślepej uliczki i zszedłem na dół. Wystraszyłem przy tym tego kota, co gapił się na mnie tymi świecącymi oczkami. Podszedłem do niej, wkładając ręce w kieszenie i zakładając kaptur na głowę. Zatrzymałem się kilka metrów od niej. Blask latarni jeszcze do mnie nie dotarł, więc nie była w stanie mnie zauważyć.
- Nie uważasz, że jesteś zbyt ciekawska? Że to może ci przysporzyć kłopotów? Skąd wiesz że nie jestem mordercą, ghulem, ćpunem czy gwałcicielem? Skąd ta pewność roztropnico? – powiedziałem do niej, dodając w głosie nutkę oschłości, licząc tym samym że dziewczyna może się przestraszy. I zmądrzeje.
Stała tyłem i zerknęła w moją stronę, unosząc brew ku górze.
-Więc, panienko? Nie odezwiesz się do mnie? Chciałaś pogadać. – powiedziałem, marszcząc lekko brwi i czekając na odpowiedź ciekawskiej rozmówczyni.
od Juuzou c.d od Kichi
- Juuzou.
Podniosłem głowę, przestając całować jej brzuch i popatrzyłem jej w oczy ździwiony:
- Tak?
Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie już nic.
- Nienawidzę gdy ktoś coś zaczyna i nie kończy. Więc skończ co mówiłaś dla własnego dobra. - powiedziałem łagodnie i zacząłem ją łaskotać po całym ciele dając do zrozumienia że nie przestanę, dopóki nie skończy.
Miała okropne łaskotki, w końcu powiedziała łapiąc moje dłonie:
- No dobrze już dobrze. Dziś w pracy twój szef przyniósł moje stare papiery. Zaczyna węszyć. Już chyba wie że jestem ghulem.
Moja mina posmutniała.
- Przecież usunąłem wszystkie dowody twojej dawnej osoby.
- Widocznie coś przetrwało.
Widziałem że w oczach Kichi pojawił się strach. Bardzo bała się gdy tylko wspominała swoja przeszłość.
Dotknąłem ręką jej policzka, mówiąc:
- Nie martw się wszystko załatwię.
Kichi znowu się uśmiechnęła. Postanowiłem nieco zmienić nasze ułożenie, położyłem się na plecach biorąc ją i kładąc na sobie tak że siedziała na mnie. Gdy tak się stało, Kichi rozpięła biustonosz i rzuciła nim w kąt, to samo ja zrobiłem ze swoją bielizną.
Wszystko trwało jeszcze dłużej niż wczoraj, i dało jeszcze więcej przyjemności. Gdy już leżeliśmy nie na sobie a obok siebie, Kichi zasnęła pierwsza tym razem nie wtulona we mnie ale odwrócona tyłem. Szybko przybliżyłem się do niej i tym razem to ja ją objąłem śpiącą. Zasypiając z nią w pozycji na ,,łyżeczkę". Zanim zasnąłem obiecałem sobie że Kichi zawsze będzie czuć się przy mnie bezpieczna.
Wstałem około 5 rano. Do pracy mieliśmy na 8. Zostawiłem Kichi karteczkę gdzie było napisane że poszedłem wcześniej do pracy. Tak naprawdę miałem inne plany, które wcieliłem w życie.
O 8 zjawiłem się w agencji z promiennym uśmiechem na twarzy. Wpadłem do pokoju Kichi i bez słowa zacząłem się do niej kleić.
- Juuzozu? Co się stało co ty taki szczęśliwy? - zapytała.
- A co? Rei nie może już być po prostu szczęśliwy?
Popatrzyła na mnie pytająco.
- Powiecmy że nie musisz się już przejmować natrętnym szefem.
Kichi wstała z krzesła zszokowana, widać było że spodziewa się najgorszego.
- Spokojnie. - uspokoiłem ją. - Podobno ,,Ktoś" dziś rano, zakradł się do jego samochodu i gdy jechał do pracy, ten ,,ktoś" wyskoczył z tylnego siedzenia ogłuszając szefa i powodując niemały wypadek. Jednak ten ,, ktoś" uciekł z miejsca zbrodni. Szef jest w szpitalu, ma amnezje nic nie pamięta. Ten ,,ktoś" poważnie uderzył go w głowę jakimś metalowym przedmiotem.
Uśmiechnąłem się i czekałem na jej reakcje. Skoro szef dostał amnezji pare tygodni nie będzie w pracy, dopóki go nie wylecza i nie odzyska pamięci. Co znaczy że papiery z dawna tożsamością Kichi mogą ,, zniknąć" .
Kichi jednak była podejrzanie cicho.
Kichi?
od Kutsechi c.d od Mett'a
- Już dawno wyrosłam z bajek dla dzieci, ale skoro Ty jesteś, jak mówisz, Nocną Zjawą... - zaśmiałam się cicho - to ja równie dobrze mogę być krwiożerczą wróżką zebuszką z magicznym skrzydełkami - znów się zaśmiałam i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po krawężniku. - Co ja wygaduje? - dodałam cicho.
- Może zejdziesz tutaj, czy coś? - zapytałam
- Niby dlaczego mam schodzić? może mi się nie chcieć na przykład. - odpowiedział.
- Szczerze? Mam gdzieś czy co się chce czy też nie, ale jak proszę, abyś zszedł, to powinieneś to zrobić. Nie wydaje Ci się, że rozmowa z takiej odległości jest czymś dziwnym ? Zero kontaktu z rozmowcą...i jak tu się dogadać? Nawet nie mogę ocenić czy mówisz prawde, czy też nie. - jak zwykle musiałam strzelić jakąś długą i nie koniecznie ciekawą dla niego wypowiedz.
- Zacznijmy od tego...po co chcesz ze mną rozmawiać?
- A po to, że nigdy nie widzę tutaj nikogo oprócz mnie, mam na myśli w nocy. A jak już to napewno nie normalnych ludzi czy też nie ludzi.
- czyli myślisz, że jestem normalny? - zaśmiał się
- Wręcz na odwrót. Dlatego chcę pogadać...
Stanęła w miejscu tyłem do budynku i parzylam się na mokrą od coraz bardziej padajacego deszczu jezdnię.
Mett?
od Juuzou c.d od Kurumi
Chwilę potem byliśmy na miejscu zdarzenia. Drzwi były zablokowane, i to tak porządnie. Pozostali inspektorowie zaczęli szukać i załatwiać narzędzi potrzebne do odblokowania drzwi. Ja jednak nie chciałem czekać. Spojrzałem w górę. Było tam wejście wentylacyjne, nie mówiąc nic nikomu wspiąłem się na dach starymi dobrymi sposobami. I już za chwilę przeciskałem się w wentylacji. Nawet dla kogoś takiego jak ja było to trudne. Musiałem zostawić swoją walizkę, bo zwyczajnie nie dałbym rady z nią tam wejść. Miałem z sobą tylko swoje noże.
W końcu dostałem się do jedynej oświetlonej sali, i wtopiłem się w oszołomiony tłum. 3/4 było już martwych. A nienajedzony ghul rozrywał kolejne ciała. Spoglądając na jego maskę upewniłem się że to rzeczywiście Orzeł. I skoczyłem do ataku. Ten jednak szybko zrobił unik, i gdy tylko zauważył moja twarz powiedział:
- To znowu ty?!
- A co nie cieszysz się na mój widok? - zapytałem próbując zadać kolejny cios, co również mi się nie udało.
- Robisz się wkurwiający. - powiedział ghul kobiecym głosem, jakże podobnym do głosu który słyszałem dziś w kawiarni. Ale jednak nie był identyczny. Było słychać w nim szaleństwo.
Ghul skierował wszystkie swoje macki na mnie, jednak ja 3 z nich przeskoczyłem a w ostatnie dwie wbiłem noże, które jednak nie wyrządziły mu wielkiej szkody. Lądując z powrotem na ziemi powiedziałem uśmiechnięty:
- Próbuj dalej.
Jednak zanim jeszcze skończyłem, zostałem odepchnięty na tyle mocno że walnąłem w ścianę
Ghul zaśmiał się i zapytał:
- Jesteś tu sam? A gdzie reszta ? Przestraszyli się?
- A co ja ci nie wystarczam?
Naszą rozmowę przerwały syreny. I dźwięk wyciągniętych z zawiasów grzwi. Do pokoju wpadła chmara inspektorów. Ghul zdecydował się na odwrót, wybił macka dziurę w oknie i chciał wyskoczyć.
- O nie kolejny raz mi nie uciekniesz. - iw rzuciłem się w jego strone z nietypowymi kajdankami w ręku.
Przykułem się do jego ręki i razem z nim wypadłem przez okno. Te kajdanki są zrobione z Kagune Kakuji. Nie ma szans żeby się odpięły albo zniszczyły. Jedyny sposób na otworzenie ich to kluczyk.
Gdziekolwiek ghul teraz ucieknie, ucieknie ze mną.
Kurumi? ( końcówka pisana na szybko)
od Juuzou c.d od Kutsechi
Zaśmiałem się jej w twarz:
- Juuzou nie da się złapać nikomu się jeszcze nie udało.
I śmiał bym się dalej gdyby nie do że poczułem szarpanie za nogawkę i szczekanie. Popatrzyłem w dół. Pies policyjny nas dogonił i chciał mnie zaciągnąć do swojego pana.
- Właśnie widzę. - zaśmiała się teraz tylko Kutsechi.
Zacząłem próbować uwolnić nogę z uścisku.
- Głupi kundel. - powiedziałem sam do siebie wyjmując pistolet. Zanim Kutsechi zdążyła skomentować całe zdarzenie pies miał już kulke między oczami, i leżał sztywny na ziemi.
Nie używam ogólnie broni palnej, ale teraz nie chciało mi się bawić z nożami.
- Ty kretynie. - krzyknęła nagle Kutsechi.
Popatrzyłem na nią pytająco tak bezlitośnie zabiła ghula a teraz szkoda jej psa?
- Zdradziłeś nasze położenie. Zaraz przybiegną jego właściciele. Spadamy. - powiedziała i złapała mnie za rękę ciągnąc za sobą. Pistolet wypadł mi z ręki i został tuż obok psa. Ale nie zwróciłem na to większej uwagi.
Kutsechi?
od Mett'a c.d od Kutsechi
- Nocną zjawą.- powiedziałem po chwili, ciekawy reakcji dziewczyny. – A ty?
Kutsechi?
od Misono c.d od Uty
Chłodna i ciemna noc. Chwila, kiedy wszelakie zło wychodzi ze swych kryjówek, by złoczynić. Gwałciciele, złodzieje, mafiozi... takich łatwo można było spotkać w ciemnych uliczkach Tokyo i nie zawsze można było liczyć na pomoc kogoś z zewnątrz. Mimo to... ja musiałem wychodzić. Nie dałem rady samotnie żyć w moim domu... pustym domu, który od rana do wieczora trwał w ciszy. Nikt się nie śmiał, nikt nie rozmawiał. Nawet krzyki byłyby okey, ale nie miałem co na to liczyć. Przecież na całym tym smutnym świecie byłem sam. Jedynie pan Yoshimura pomógł mi wtedy, kiedy tej pomocy potrzebowałem najbardziej, ale on przecież też miał swoje życie. Nie mogłem mu się naprzykrzać i nie mogłem z każdym problemem się do niego zwracać. Mimo że nie raz podnosił na mnie głos i złościł się, że mu nie mówię o swoich wątpliwościach, to wiedziałem, że gdybym nagle zasypał go swoimi smutkami, nie byłby już takim samym człowiekiem, jakim był. Poza tym... wciąż nie do końca dawałem sobie radę z faktem, że jestem ghulem. Nadal trudno mi było jakoś normalnie żyć. Często nie mogłem po nocach spać, a im dłużej siedziałem w czterech ścianach, które kojarzyły mi się z rodziną, tym bardziej świrowałem. Musiałem opuszczać mieszkanie, bo nie dałem rady siedzieć w nim i myśleć... tym bardziej po nocy.
Tak było i tego chłodnego wieczoru. Obudziłem się koło północy. Bez zastanowienia ubrałem na siebie przypadkowe ubrania i wyszedłem na zewnątrz. Od razu poczułem chłód, ale i zarazem aromat świeżego nocnego powietrza. Owinąłem się szczelniej szalikiem i schowałem dłonie do kieszeni. Rozejrzałem się uważnie wkoło, ale zauważyłem jedynie wszechobecną pustkę. Ruszyłem więc przed siebie stawiając sobie za cel okoliczny park. Pełen obaw kroczyłem chodnikiem. Rozglądałem się uważnie, by nie dać się zaskoczyć przez nikogo, ale wtedy właśnie do głowy wrócił mi oczywisty fakt. Uśmiechnąłem się pod nosem i wbiłem wzrok w chodnik:
- Czego ja się obawiam? - szepnąłem do siebie – Nie mam się czego bać. Jestem jednym z największych potworów tego świata. Wciąż o tym zapominam... - przymknąłem na chwile swędzące i suche oczy po czym poczułem, jak zderzam się z kimś. Mimo wszystko przeraziłem się nie lada. Serce podeszło mi do gardła, a źrenice były zapewne wielkości ziarenka kaszy. Ów osobnik, z którym zderzyłem się o tak późnej porze był wysokim mężczyzną. Przeprosił mnie dosyć cicho, ale ja nie zwróciłem na to zbytniej uwagi. Chciałem uciec, bo bałem się potwornie.
- Boże... on mnie skrzywdzi... to na pewno jakiś bandyta! - przybrałem sobie do głowy. Zesztywniałem i powolnymi krokami ominąłem go bez słowa. Zapewne był zdziwiony moim zachowaniem. Jak tylko byłem w jakiejś odległości od niego rzuciłem się do szaleńczego biegu. Od razu wiedziałem, że ów mężczyzna rzucił się za mną do biegu. Mimo, że byłem tak słabą istotą, kiedy byłem przerażony mogłem zrobić wiele... nawet wspiąć się na jakiś budynek, co później dawało tragiczny skutek. Ponaciągane mięśnie, siniaki, poskręcane kości i inne uszkodzenia wątłego ciała.
Uciekałem ile sił w nogach nie zatrzymując się ani nie odwracając się za siebie. Wiedziałem, że to gubi. Można się wywrócić i już nigdy nie obudzić. W końcu go zgubiłem. Słyszałem tylko swoje kroki. Zwolniłem i odwróciłem się za siebie... nikogo za mną nie było. Odetchnąłem z ogromną ulgą. Rozejrzałem się uważnie, ale za nic nie mogłem rozpoznać okolicy w jakiej się znalazłem. Przerażenie na nowo narodziło się w moim sercu. Znów opanował mnie lęk. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zaplanować, poczułem na sobie czyjś wzrok, a także czyjąś obecność. Bardzo powoli odwróciłem się za siebie i zaraz przede mną stanął wysoki i potwornie wręcz napakowany mężczyzna.
- Zgubiłeś się, lolusiu? - spytał ironicznie i złapał mnie mocno za włosy. Pisnąłem zarówno z ogromnego przerażenia, jak i z bólu. Zaciągnął mnie do bocznej uliczki, w którą z pewnością nigdy sam bym nie skręcił. Kątem oka zauważyłem jeszcze innych mężczyzn.
- Proszę... zostaw mnie... - zaskowyczałem.
- O~! Słyszeliście? Patrzcie, jaki słodki z niego kundelek – rozczulił się ironicznie mój oprawca. Moje oczy wypełniły się łzami, które falami spływały mi po policzkach. Poczułem tak ogromną bezsilność, że z każdą chwilą coraz bardziej się poddawałem. Próbowałem się wyrwać, błagałem, żeby mnie zostawili w spokoju, ale oni tylko się śmiali. Zaczęły mnie boleć wszystkie kości, po szaleńczym biegu i zacząłem czuć, że ten drugi ja zaczyna przejmować nade mną kontrolę... że zaraz mogę zmienić się w ghula i zabić tych mężczyzn. Ja nie chciałem nikogo zabijać, lecz wiedziałem, że jak ich nie zabiję to mnie skrzywdzą albo nawet i zabiją.
( Uta? Ratuj dziewictwo Misono ;_; )
od Kutsechi c.d od Juuzou
- Dzięki. Lepiej wyglądać jak prostytutka niż pół naga prostytutka.
W zasadzie było już po wszystkim i mogliśmy działać dalej, czyli poszukiwać kolejnego ghula, którego prawdopodobnie, oczywiście niechcący, zamecze na śmierć.
- To idziemy szukać tych, jak to Ty mowisz, zwierzaczkow, pupilków, zabaweczek? - zapytałam rozglądając się dokoła.
Nagle zauważyłam samochód policyjny jadący w naszą stronę, wspaniale, brawo Juuzou.
- I chyba musimy spiepszać jak najprędzeeej!
Oboje bieglismy najszybciej jak się dało, chłopak przede mną, ale dość to doganiałam. Nawet byłam w szoku jak potrafię szybko przebierać nogami jak już trzeba. Nie wiem czy policja nas widziała, ale przebieglismy dwa zakręty i wbieglismy do starej kamienicy po czym szybko zamknęłam jej drewniane drzwi.
Zlapalam się za szyję.
- Przynajmniej...jakaś atrakcja - zaśmiałam się. - Myślisz, że nas psy wytropią?
Juuzou?
Od Hikari CD Michael'a
piątek, 29 lipca 2016
Od Michael'a c.d. Hikari
Westchnąłem ciężko i przyłożyłem wierzchnią część dłoni, w której trzymałem pistolet do swoich spierzchniętych, suchych warg.
Dopiero, gdy naprawdę skupiłem się na "wrogu", dostrzegłem, że jest jednak ranny. I to dość paskudnie. Czyżby pojedynek między ghulami? Nieważne, czas uciekać.
- Wybacz, nerwy. Dzięki, że dajesz mi żyć - powiedziałem, opuszczając broń i przeszedłem obok dziewczyny, nie chowając broni, jednak szybko zatrzymałem się. Z końca ulicy dobiegały mnie niezbyt przyjazne głosy.
~ Wysoki, jasne włosy, ciemne ubranie. Wbiegł tu z drugiej strony.
~ Jaką miał broń?
~ Zabił Kenjirō nożem, nie wiadomo czy miał coś jeszcze.
~ Tak czy inaczej, nie będzie...
Kilka par stóp zbliżało się w moją stronę. Zakląłem ze wściekłością i cofnąłem się do ghula.
- Hej, ta rana wygląda niezbyt ładnie, prawda? - odezwałem się w miarę cicho. Mój głos brzmiał milutko, ale obrzydliwie sztucznie. Nie ma to jak przymilać się do kogoś, do kogo przed chwilą strzeliło się bez powodu. - Idzie tu kilku niebezpiecznych gości, chciałem Cię tylko uprzedzić. Myślę, że powinnaś to wiedzieć. Wiesz, nie zabiłaś mnie, więc powinienem okazać wdzięczność.
Gadałem jak opętany, aż w końcu głosy stały się głośniejsze, bardziej zajadliwe, a kroki stąpania zmieniły się w bieg. Popędziłem w kierunku, z którego przybyłem - zahamowałem tuż przed wyłonieniem się z cienia. Na ulicy stał samochód, któremu nie musiałem się przyglądać, by wiedzieć, że nie wróży mi nic dobrego.
Cofnąłem się. Byłem otoczony przez ludzi wpływowego polityka, nie miałem dokąd uciec.
Wróciłem do dziewczyny, która mnie oszczędziła.
- Może chciałabyś się jakoś dogadać i wspólnymi siłami spróbować się stąd ulotnić? - spytałem, serwując jej zdesperowany uśmiech człowieka chorego psychicznie.
(Hikari, wybacz, że tak długo to trwało, ale ta końcówka za cholerę nie chciała mi się ładnie ułożyć ;_;)
<Tak więc oddaję ten niedopracowany, zrobiony "na szybko" twór>
Od Kurumi C.D Juuzou
- Taka jest prawda. Musiałam się mu jakoś odwdzięczyć za pomoc, którą mnie ofiarował -Spojrzałam na albinosa. -Dlatego nie przeszkadza mi, że mam za niego płacić.
Mężczyzna siedzący bliżej niego westchnął ciężko i oparł łokcie o blat. Przez chwilę miał zamknięte oczy, aż w końcu zlustrował mnie wzrokiem. Uniosłam tylko kąciki ust, po czym wstałam, wyjmując przy tym portfel. Wyjęłam tyle, ile było na rachunku, lecz kiedy chciałam odłożyć pieniądze na stół, czyjaś ręka mnie powstrzymała. Wzdrygnęłam się i obróciłam głowę w tamtym kierunku. Jak się okazało, za rękę trzymał mnie niejaki Yasu. Chociaż, że na pierwszy rzut oka wydawał się chłodny, coś mi mówiło, że taki nie był. Leciutko wyrwałam swoją rękę i położyłam w końcu pieniądze, a następnie stanęłam koło stolika.
-Idziesz już? -Zapytał Juuzou, który prawie co leżał na stoliku.
Przysłoniłam usta dłonią i przymknęłam oczy, po czym lekko dygnęłam.
- Nie chcę wam przeszkadzać -Podniosłam się i wyprostowałam -Ale miło było was poznać -Spojrzałam na mężczyzn, lecz szybko powróciłam do białowłosego -Tobie Juuzou jeszcze raz dziękuję za pomoc... mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy -Przerwałam. Wszyscy patrzyli na mnie z niewielkim zdziwieniem. Prychnęłam cicho i dociągnęłam wypowiedź -w tak nieprzyjemnej sytuacji.
Chłopak skinął głową, gdy tylko odwróciłam się do nich plecami, kierując się tym samym do wyjścia. Niezbyt długo zajęło mi wyjście z lokalu. Po przejściu kilku metrów stanęłam na samym środku chodnika i przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, wzdychając przy tym. Przełknęłam ślinę i ponownie ruszyłam. Moją myślą, było jak najszybsze, dostanie się do mieszkania. Tak też się stało. Po jakimś czasie znalazłam się przed drzwiami. Otwarłam je i weszłam do środka. Będąc w salonie, który również robił za moją sypialnię, rzuciłam na ziemię torbę i podeszłam do okna, jedynego w tym pokoju, które nie było zabite deskami. Stojąc przed szybą, dotknęłam jej i musnęłam powierzchnię. Na niebie zjawiało się coraz to więcej nieprzyjemnych obłoków, co znaczyło jedno. Deszcz. Westchnęłam znacząco i odwróciłam się na pięcie, po czym podeszłam do kanapy i upadłam na nią z wielką premedytacją. Czekałam tylko na to, aby zaczęło padać, bo wtedy mam lepsze i korzystniejsze pole do manewrowania. Jest ciszej i mniej wszystkiego, co bardzo mi pomagało w dopadnięciu czegoś lub kogoś. Zamknęłam oczy i przewróciłam się na bok, zwijając się przy tym w małą kulkę. Dość szybko zasnęłam.
Obudziło mnie dudnienie deszczu odbijanego od parapetu mieszkania. Otworzyłam leniwie oczy, które były skierowane w stronę okna. Opierając się rękoma o łóżko, podniosłam swoje ciało i rozejrzałam się dookoła. Niedługo po tym wstałam i podniosłam torbę, z której wyjęłam wszystkie rzeczy, które tylko tam były. Zdjęłam wszystkie dotychczasowe ciuchy, zostając tylko przy bieliźnie. Weszłam do kuchni, gdzie przygotowałam kawę. Gdy ją zaparzyłam, podeszłam z kubkiem do okna, wpatrując się w podmokłe miasto. Upiłam łyk i mlasnęłam z przekąsem. Nie wiem, co irytowało mnie bardziej. To, że zwykła ulewa, może w każdej chwili przemienić się w burzę, czy to, że mimo tego, że potrafię zaparzać kawę, wyszła mi obrzydliwa. Otarłam palcem swoje usta i napiłam się jeszcze. Gdy tylko połowa kubka była pełna, odstawiłam naczynie na parapet, a sama podeszłam do yokaty. Uniosłam ciuch i zaczęłam go zakładać. Po kilku chwilach byłam już w niego przywdziana. Wzięłam maskę do ręki i powtórnie podeszłam do okna, podnosząc wolną ręką kubek. Dopiłam do końca, po czym wyszłam. Będąc przed budynkiem, ubrałam maskę i przeskoczyłam ogrodzenie, oddalając się na bezpieczną odległość.
Po upłynięciu niecałych czterdziestu minut zwolniłam kroku i zaczęłam przechadzać się po mieście, nie zważając na żadne zagrożenie. W tej chwili chciałam odpocząć. Spojrzałam w bok, a następnie przeniosłam wzrok w górę. Niedaleko mojej obecnej lokalizacji, znajdował się przytulny hotel, dla dość 'dzianych' ludzi. Stanęłam i zaczęłam wpatrywać się w budynek. Miał on blisko dwadzieścia pięter. Prychnęłam, odwracając wzrok. Wiedziałam już, gdzie zaatakuję. Ruszyłam biegiem przed siebie, omijając kolejno budynki, przechodniów i samochody. Deszcz jeszcze bardziej utrudniał widoczność, jak i ruchu, ale to mi nie przeszkadzało. W końcu, gdybym wybiła tak z hotelu kilka rodzin, to bym się na pewno dorobiła, na następne tygodnie. Uśmiechnęłam się do siebie i przyśpieszyłam. Nie zważając już na nic, kierując się swoim 'instynktem' wparowałam na trochę zatłoczoną ulicę, gdzie o mały włos mnie nie potrącono. Niestety także przez to mogłam zwrócić na siebie uwagę, gdyż naskoczyłam na samochód i zaczęłam kolejno skakać po ich dachach. Wtedy za sobą usłyszałam jakiś jęk, wręcz krzyk. Odwróciłam się w tamtym kierunku i już wiedziałam, że zaraz zaalarmują CCG. Zmrużyłam oczy i przeskoczyłam na przeciwległą stronę ulicy, zatapiając się w ciemne zaułki. Niestety od tamtego momentu, cały czas ktoś alarmował wszystkich wokoło, co bardzo mnie irytowało. Skoczyłam na budynek i chwilę po tym, znalazłam się na jego dachu. Smugi wiatru powiewały materiał, który miałam na sobie. Uśmiechnęłam się chytrze, gdy tylko ujrzałam prestiżowy hotel, który praktycznie był obok. Przebiegłam kawałek i zeskoczyłam z budynku, znajdując się tym samym na jednym z tarasów hotelu. Wpierw spojrzałam w dół, a później w górę, gdzie zaczęłam się wspinać. Kiedy byłam już na jakimś czternastym piętrze, wybiłam szklane drzwi i weszłam do środka. Tutejsze pokoje były obszerne i zajmowały połowie jednego piętra, dlatego na jednym piętrze mogły mieszkać tylko dwie rodziny. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Czyżby nikt tu nie mieszkał? Przegryzłam wargę i ruszyłam w stronę drzwi, uprzednio rozglądając się po mieszkaniu. Kiedy dotarłam do drzwi, nie mogłam ich otworzyć. Siłowałam się z nimi, lecz wszystko na marne. Zdenerwowałam się i użyłam kagune, przez co wyważyłam je. Spojrzałam na drzwi nieopodal, a później ruszyłam w stronę schodów. Poszłam na dół. Pomyślałam, że o tej godzinie będą mieli jakiś posiłek, lub coś w tym deseń. Miałam rację. Będąc już na pierwszym piętrze, usłyszałam jakieś wrzaski. Uśmiechnęłam się i dezaktywowałam kagune. Przeszłam przez główny hol. Na szczęście nikt z pracujących tu mnie nie zaczepił, lecz wiem, że patrzyli na mnie z przekąsem. Poprawiłam maskę i otworzyłam szeroko drzwi, które prowadziły do dużej sali, w której poustawiane były stoliki, jedzenie oraz jakaś kapela. Wszędzie było pełno ludzi. Na mojej twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech. Zamknęłam za sobą drzwi i zablokowałam je. Było to jedyne wyjście. Później przeszłam ukradkiem do ochrony, czy też do pomieszczenia, gdzie sprawowało się pieczę nad bezpieczeństwem czy innymi bzdetami. Otwarłam z hukiem białe drzwi i zastałam dwóch ochroniarzy. Skwitowali mnie grymasem na twarzy. Rozejrzałam się, po czym zamknęłam drzwi. Jeden z nich wstał i zaczął iść w moją stronę, ale wtedy aktywowałam na nowo kagune i zaatakowałam go, rozrywając na pół. Drugi był tak przerażony, że osunął się do kąta. Spiorunowałam go beznamiętnym i lodowatym spojrzeniem, po czym wskazałam na panel sterowania. Mężczyzna popatrzył na urządzenie, a później na mnie, a następnie skinął głową i zasiadł na krześle. Oparłam dłoń na jego ramieniu i wpatrywałam się w jeden z ekranów, aż w końcu syknęłam.
- Odłącz zasilanie w całym budynku...
Mężczyzna przełknął ślinę i pokręcił głową. Zbliżyłam swój organ do jego głowy, oplatając ją ze wszystkich stron i ponownie przemówiłam.
- Wyłącz to gówniane zasilanie!
Pod tą presją, jaką na nim wyparłam, wykonał polecenie, a w sali zgasło światło. Zacisnęłam macki jeszcze bardziej.
- A teraz włącz awaryjne zasilanie tylko dla tego pomieszczenia.
Szybko to wykonał, a ja go puściłam. Ten ze szlochem zaczął mi dziękować, że go oszczędziłam. Otwarłam drzwi i spojrzałam na niego przez ramię, po czym przebiłam jego ciało. Z jego ust zaczęła sączyć się krew, a chwilę później padł martwy. Wyszłam z pomieszczenia. Przez to, że zasilanie zostało odłączone, wszystko zostało automatycznie wyłączone, co znaczyło tyle, że trochę zajmie dotarcie tutaj, przez elektryczne drzwi. Podeszłam zadowolona do sceny, wyrwałam mikrofon i przemówiłam.
- Dziś znaleźliście się w pułapce. Dziś to wy zostajecie zwierzyną... A ja zostaję mordercą -Wycedziłam i uwolniłam w pełni swoje macki.
Po sali rozbiegł się rozpaczliwy krzyk. Niektórzy stali nieruchomo, inni zaś próbowali otworzyć drzwi. Zaśmiałam się i wykrzyknęłam, że nie ma stąd drogi ucieczki, a następnie skoczyłam pomiędzy nich, zabijając przy tym kilku. Miałam teraz dwie zabawy. Pierwsza to zabicie wszystkich tutaj, druga to obliczanie czasu, jaki zleci inspektorom, na dostanie się do środka.
<Juuzou?>
Od Kichi cd Juuzou
-Najpierw coś zjemy! -Zarządziłam i uciekłam do kuchni, jednak on nie dał mi spokoju. Złapał mnie i przycisnoł do blatu całując czule, namiętnie, porządliwie. Jęknełam cicho czując jego język w moich ustach. Nawet nie zauważyłam kiedy pozbawił mnie bluzki zaczynając zdejmować ze mnie spodnie. Zrzucił z siebie bluzę, a ja praktycznie zerwałam z niego koszulę. Zamruczał zadowolony, czując jak Pozbawiam go szelek i spodni. Oboje byliśmy już tylko w bieliźnie, chłopak spojrzał mi w oczy, a ja pocałowałam go czule.
Juuzou?
od Kutsechi do Metta
- Halo? Kim jesteś? - zapytałam niepewnie.
Mett? C:
od Uty
Westchnąłem cicho i rozejrzałem się po okolicy. Było raczej dość chłodnawo. A atmosfera na dworze także nie wyglądała na zbytnio ciekawą. No, ale przynajmniej wpadłem na pomysł. Maska w ciemnych kolorach z przebłyskami bieli. Czyli tak jak było tamtego wieczoru. Nie było jednak pochmurnie. Więc taka maska wydawała mi się jak na razie dobra. Dopiero po chwili wyrwałem się z zamyślenia w momencie gdy an kogoś wpadłem.
-Przepraszam…- spojrzałem na tą osobę.
(ktoś?)
od Juuzou c.d od Kichi
- Dzień dobry, piękna.
Kichi uśmiechnęła się i powiedziała:
- Odsuń się bo oboje się poparzymy .
Jednak ja zignorowałem jej ostrzeżenie. Odgarnąłem jej włosy z karku i zacząłem go całować, przyciskając ją od tyłu do siebie.
- Nie idźmy dziś do pracy. - szepnąłem.
- Przecież wiesz że musimy.
- Juuzou nic nie musi. Musi zajmować się tobą, i to mu wystarczy. - powiedziałem próbując ją odwrócić do mnie przodem. Ta jednak się nie dała i powiedziała:
- Spokojnie zaraz już będzie gotowe.
Miałem nadzieję że zostaniemy w domu, i powtórzymy sytuację z wczoraj jednak ona była nieubłagana.
Tak więc zjawiliśmy się w CCG. Mieliśmy osobne gabinety. Jednak siedząc tak samemu nie dałem rady przyszedłem do niej. Popatrzyła na mnie:
- Juuzou? Co ty tu robisz?
Zamknąłem drzwi ( nie na klucz) i powiedziałem:
- Ztęskniłem się. Nie moja wina.
Podszedłem do jej biurka przy którym siedziała, i popatrzyłem w monitor laptopa od którego nie odrywała oka. Była bardzo pracowita, lubiła tę prace.
Gdy zobaczyłem że nie zwraca na mnie uwagi, zamknąłem jej laptopa. Popatrzyła na mnie:
- Juuzou. Uspokój się jesteśmy w pracy.
Po czym z powrotem otworzyła laptopa tylko po to by go znów zamknąć. Gdy to robiła usiadłem na jej krześle. Ta popatrzyła na mnie i powiedziała:
- To moje miejsce.
- Czy ja zabraniam ci tu siadać? -uśmiechnąłem się, i przysunąłem ją do siebie. Siadła mi okrakiem na kolanach. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo pocałowałem ją namiętnie i zacząłem rozpinać jej bluzkę.
Kichi? :p
od Juuzou c.d od Kurumi
- Witaj Juuzou. - przywitali się.
- Siemanko. Siadajcie, maja tu doskonałe ciastka. - pokazałem im wolne miejsca obok Kurumi.
Ci jednak zaczęli mówić:
- Nie przyszliśmy tutaj jeść. - powiedział Rascal, a następnie popatrzył się na mój deser bananowy który aktualnie jadłem. - Az resztą rozmowa przy jedzeniu jest przyjemniejsza.
Cała trójka usiadła przy małym stoliku obok nas, ściskając się obok Kurumi. Złożyli swoje zamówienia, a jeden z nich szepnął mi do ucha:
- Juuzou szalejesz, najpierw Kichi teraz ona? Z kąd ty je bierzesz.
Zaśmiałem się, a dwaj pozostali inspektorzy popatrzyli na mnie pytająco, jednak ja nie miałem zamiaru się im tłumaczyć. Musiałem wyglądać przy nich śmiesznie. Oni napakowani i wysocy, a ja niski i mniej dobrze zbudowany od nich.
Kurumi od kąd przyszli nie wydała z siebie dźwięku. W końcu jednak Yato zmusił ją do tego, biorąc ją pod rękę ( Yato to ten cwaniaczek i podrywacz ) .
- Co tak siedzisz jak mysz pod miotłą? Wstydzisz się?
Kurumi popatrzyła na niego i uwolniła się z jego objęć. Uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie bardzo. Zamyśliłam się nieco. Tak w ogóle jestem Kurumi. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
Każdy się sobie oficjalnie przedstawił.
Gdy przynieśli ich zamówienia wszyscy zajęli się posiłkiem. Ja też kończyłem swój deser bananowy. Kurumi piła tylko kawę. Gdy wszyscy skończyli powiedziałem:
- Tak właściwie czemu mnie szukaliście?
- A no właśnie. Wysłał nasz szef żeby cię znaleźć. Podobno szukasz ,, Orła" . Jesteśmy twoją ekipą.
- Wspaniale! - krzyknąłem. Lubiłem pracować sam ale zarządzanie innymi jest jeszcze fajniejsze.
- Ale widzimy że nie szukasz ,, Orła" tylko zapraszasz koleżanki na kawę.
- Poprawka. To ona zaprosiła mnie i to ona za mnie płaci. - uśmiechnąłem się bezczelnie.
Zapadła cisza, Rascal szepnął mi po cichu do ucha:
- Nie umiesz gadać z kobietami Juuzou.
- Pfff...- odpowiedziałem na głos nie krępując się ani trochę.
Kurumi?
od Juuzou c.d od Kutsechi
- Spokojnie. Po co te nerwy? Lepiej żebyś nie pokazała się na ulicy w takim stanie. Zostań chwilę tutaj. tutaj nikt nie chodzi, ja pobiegnę ci po jakieś ciuchy.
Nie czekając na jej odpowiedź, pobiegłem w stronę głównej ulicy zostawiając ją samą, półnagą w ciemnej uliczce. Tak wiem źle to brzmi, ale nie nauczono mnie ,, troskliwości". Po prostu robiłem to co uważałem.
Wpadłem do pierwszego lepszego sklepu, i złapałem pierwszą lepszą sukienkę. Wybiegając ze sklepu, zaczął dzwonić alarm. A no tak . trzeba zapłacić. Wróciłem się i zapłaciłem. Wróciłem do Kutsechi która spokojnie czekała. Podałem jej sukienkę a ona zmierzyła ją wzrokiem.
- Przecież to sukienka dla dziecka. -powiedziała zła i zażenowana.
Przyjrzałem się . I rzeczywiście. Była w króliczki, i chyba była ciut za mała na Kutsechi. Westchnąłem:
- Marudzisz.
I udałem się z powrotem do sklepu.
Kutsechi?
Nowy ghul Mett !
Mett Hawken | 17 lat | Bi | Głos | molijka43
*WYGLĄD*
Mężczyzna | 166 cm
Znaki szczególne: Chłopak posiada tunel w uchu i double labret po lewej stronie ust. Ma jasnoniebieskie, prawie białe oczy i tatuaż na boku przedstawiający szarego lisa. Częsty odruch strzelania palcami w zamyśleniu.
*WALKA*
Rodzaj kagune : Bikaku
Dom: Anteiku
Umiejętności: Jest świetny w skradaniu się i byciu niewidocznym dla oczu. Cechuje się również bardzo rozwiniętymi umiejętnościami wspinaczki. Innymi słowy uprawia Parkour. Bardzo zwinny, szybki i skoczny, aczkolwiek nie można być idealnym. Nie jest dobry w walce, swojego kagune używa głownie do obrony.
*COŚ WIĘCEJ*
Uosobienie: Mett jest dość skrytym chłopakiem. Mało pokazuje kim jest. W zasadzie boi się pokazywać komukolwiek co ma w sobie. Jego charakter jest dość złożony. Przy pierwszych rozmowach z nim nie mówi za wiele. Nieufny w stosunku do wszystkich i niezwykle ostrożny. Stara się jednak, by wszyscy myśleli że Mett jest po prostu zwyczajnym, cichym chłopakiem, nie wyróżniającym się z otoczenia. Bardzo nie lubi zwracać na siebie uwagi. Mimo iż cichy, bywa dość nerwowy, a wtedy też i pyskaty. Ogólnie dobry z niego dzieciak, jak to mawiają ci, którzy go znają. Jest trochę jak kot, pomijając jego zdolność wspinaczki. Chodzi własnymi drogami. Nie oznacza to jednak, że jest typem samotnika. Wręcz przeciwnie. Bardzo go ciągnie do kontaktów z innymi, ale się boi. Mocno pojechano po jego zaufaniu. Jest rozsądny i zawsze przemyśli sobie dziesięć razy nim coś zrobi i zanalizuje każde za i przeciw. Chociaż czasem działa spontanicznie. Często się zamyśla. To duża wada. Nierzadko błądzi w swojej przeszłości. Melancholik i trochę marzyciel. Bardzo sentymentalny. Zdarza mu się kłamać by wybrnąć z trudnej sytuacji. I jest w tym niezwykle dobry. Mimo to jest godny zaufania i lubi słuchać i milczeć gdy ktoś coś do niego mówi i przyswajać te informacje. Trochę zapominalski. Jeśli chodzi o uczucia wyższe, jak już się przełamie i komuś zaufa, to będzie to więź do końca. Wierny przyjaciel. Z miłością podobnie, tyle że jej obawia się jak niczego innego w życiu.
Przeszłość: Chłopak nie jest w żadnym stopniu azjatą, więc nie mieszka w Japonii ze względu na swoje pochodzenie. Urodził się w Norwegii, czyli spory kawał drogi od państwa kwitnącej wiśni. Jak więc tu trafił? Mett był niechcianym dzieckiem. Rodzice wysłali go w wieku pięciu lat to wuja, który osiedlił się w Japonii. Z deszczu pod rynnę. Wuj nie był złym człowiekiem z własnej woli. Miał osobowość dyssocjalną. Z grubsza, był chory psychicznie, nie brał na poważnie Metta. Był bo był. Nie brał za niego żadnej odpowiedzialności. Był agresywny wobec niego i okrutny. Zdarzało się, choć nie często, że chłopiec był najzwyczajniej w świecie torturowany psychicznie i fizycznie. Na nic był płacz i jęk. Taka osoba nie odczuwa współczucia i nie ma hamulców. Wuj, krzywdząc Metta, krzywdził też czasem siebie. Ciął się, wyrywał włosy, groził samobójstwem. Życie z takim człowiekiem było niemożliwe. Jego choroba była zbyt silna. Przygoda z wujem skończyła się tym, że on pewnego razu popełnił samobójstwo. Najzwyczajniej w świecie. Mett miał wtedy dwanaście lat. Nie miało to znaczenia czy żył z wujem czy nie. I tak musiał radzić sobie sam, tylko teraz nikt mu nie przeszkadzał. Chłopak został oddany do domu dziecka, ale uciekł stamtąd po kilku miesiącach. I tak stał się dzieckiem ulicy. Wychowywany przez samego siebie, żywiący się tylko i wyłącznie zwłokami. Nigdy nie zabijał. Dostał się do, można tak to ująć, młodzieżowego gangu. Chłopcy i dziewczyny w wieku 14-19 lat tworzący swego rodzaju rodzinę. Szybko okazało się, że to również były ghule. Wychowywał się z nimi jako najmłodszy z grupy. Tam też pierwszy raz naprawdę zaznał przyjaźni i nawet zakochał się. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. Miłość Metta , której ufał jak nigdy nikomu w życiu, zdradziła go. Porzuciła w największej potrzebie. Grupa została pewnego razu zdemaskowana, a większość z ghuli trafiła w ręce inspektorów. Chłopak był poważnie ranny. Na tyle, że potrzebował kilkunastu godzin na regenerację. Był strasznie osłabiony. Wraz ze swoją miłością uciekli. Jednak po niedługim czasie dorwali i ich. A właściwie chłopaka. Co zrobiła jego miłość? Pamięta to do dziś. Uśmiechnęła się do niego ironicznie i zwabiła inspektorów wprost do niego, co jej samej dało możliwość ucieczki. To był największy cios. Mett nie był już tym samym chłopakiem co kiedyś. Z pomocą przyszedł jego przyjaciel, który w ostatniej chwili uratował mu życie. Mett po tym wydarzeniu, kiedy grupa znów się zgrała, nie miał zamiaru tam wracać. Mimo iż wychowywali go przez pięć lat, nie mógł już funkcjonować tam tak jak kiedyś. Teraz żyje na własną rękę, od czasu do czasu spotykając grupę Ghuli, co jednak jest rzadkością. Trafił pod skrzydła pana Yoshimura stosunkowo niedawno. Zdołał mu zaufać i chętnie odwdzięcza się za dom.
Partner: Brak
Inne: Traser | Jego matka oraz wuj byli Norwegami, a ojciec Duńczykiem | Nałogowy rysuje | Jego małym hobby jest obserwacja ludzkich zachowań | Często przy rozmowie dość natarczywie patrzy się w oczy. Niektórzy mówią że jego spojrzenie jest niepokojące | Nie założy innych butów jak trampki | Nieodzownym atrybutem Metta są mitynki [rękawice bez palców], które pomagają mu w przyczepności i uniemożliwiają starcie się dłoni przy jego wspinaczkach |
od Uty
Westchnąłem cicho i rozejrzałem się po okolicy. Było raczej dość chłodnawo. A atmosfera na dworze także nie wyglądała na zbytnio ciekawą. No, ale przynajmniej wpadłem na pomysł. Maska w ciemnych kolorach z przebłyskami bieli. Czyli tak jak było tamtego wieczoru. Nie było jednak pochmurnie. Więc taka maska wydawała mi się jak na razie dobra. Dopiero po chwili wyrwałem się z zamyślenia w momencie gdy an kogoś wpadłem.
-Przepraszam…- spojrzałem na tą osobę.
(ktoś?)
środa, 27 lipca 2016
od Kutsechi c.d od Juuzou
Nagle stanelam w miejscu z lekko pomniejszonymi źrenicami. Chłopak mnie dogonił i zatrzymał się zdziwiony parę kroków odemnie. Zaczęłam nerwowo wycierać swoje usta o rękawy koszuli, którą dał mi Juuzou. Wydawało mi się, że zaraz zwymiotuje. Akurat teraz wszystko poukładało mi się w mozgownicy i przypomniałam sobie jak ten ohydny dres, ktorego w tej chwili jedzą robaki, mnie całował i oblizywał, a raczej pluł mi na usta. Fajne pierwsze pocałunki nie ma co.
- Co Ci? - zapytał chłopak gapiąc się na mnie
Popatrzyłam na niego wkurzona
- Nic. - po chwili ruszyłam dalej. Nie mogłam tak paradować w samej koszuli i bieliźnie oraz podartej sukience, która ledwo się trzymała mi na ciele.
- Muszę iść załatwić sobie ciuchy, bo tego już raczej nie zszyje.
Juuzou?
Od Kurumi C.D Juuzou
- A ty, dlaczego nic nie zamówiłaś?
Spojrzałam na niego zdezorientowana, lecz szybko uśmiechnęłam się i odpowiedziałam.
- Zanim się spotkaliśmy, byłam na mieście i zjadłam już wystarczająco.
Chłopak zmierzył mnie podejrzliwym wzrokiem, lecz kiedy tylko kelner do nas podszedł, od razu się rozweselił. Zaczął zajadać jedno z ciast. Patrzyłam na jego jedzenie i rozmyślałam, aż w końcu go usłyszałam.
- Dlaczego tak się patrzysz? -Spojrzałam z powrotem na niego i zauważyłam, że kieruje w moją stronę widelczyk -Coś nie tak?
Po szybkim zastanowieniu pokręciłam głową, po czym zatrzymałam przechodzącego obok kelnera.
- Przepraszam... -Mężczyzna odwrócił się w moją stronę, a następnie obdarował mnie promiennym uśmiechem -Czy mogłabym coś zamówić? -Jasnooki skinął głową i wyciągnął mały notatnik.
Nie myśląc wiele, zamówiłam pierwsze lepsze ciastko, a on odszedł. Westchnęłam cicho i oparłam dłonie o stół. Długo nie musiałam czekać zarówno na kawę, jak i na kawałek biszkoptowego placka z truskawkami. Juuzou zmierzył mnie badawczym wzrokiem. Posłałam mu jedynie delikatny uśmiech i odkroiłam mały kawałek, uprzednio biorąc łyk kawy. Białowłosy był tym aż tak zainteresowany, że aż zaprzestał na chwilę jedzenia. Przed tym, jak włożyłam do ust kawałek, powiedziałam do niego.
- Coś się stało.
To pytanie zbudziło go z transu. Odwrócił głowę i powrócił do jedzenia.
- Mówiłaś, że jesteś najedzona... -Spojrzał na mnie z ukosa.
Mrugnęłam kilka razy, a następnie prychnęłam śmichem.
- Tak, ale... -Spojrzałam w stronę małej przekąski -Stwierdziłam, że nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie zjadła tutejszego ciasta. -Juuzou spojrzał na mnie zdziwiony, a ja szybko włożyłam widelczyk z ciastem do ust. Pogryzłam trochę, po czym z łatwością przełknęłam. Przyłożyłam wolną dłoń do policzka i z uśmiechem na ustach, rzekłam -Jak dawno tutaj nie jadłam! Tak długo, że zapomniałam, że ta kawiarnia słynie z wyśmienitych ciast! -Oblizałam usta i zrobiłam kolejny kęs.
Kątem oka widziałam jak Juuzou patrzy się na to z niekrytym zdziwieniem. Na wierzchu udawałam nieświadomą dziewczynkę, natomiast w środku śmiałam się z tego wszystkiego. Niestety, smak ciasta zaczął już na mnie działać, ale co ja mogłam? Sięgnęłam po białą filiżankę i nabrałam porządnego łyka. Oddalając naczynie na kładkę, westchnęłam cicho.
- Coś myślę, że kawa nie jest dobrym połączeniem z ciastami -Rzekł Juuzou, który akurat kończył deser bananowy.
Nadal mierzył mnie badawczym wzrokiem. Ja szybko jednak uśmiechnęłam się do niego i odrzekłam.
- Niby tak, ale od jakiegoś czasu kawa jest nieodłącznym składnikiem każdego mojego posiłku.
Jego oczy zalśniły sprytnym blaskiem. Spojrzał na mnie spode łba. Ja zaś odwróciłam od niego wzrok i rozejrzałam się po sali. Niby ludzie mówią, że ta kawiarnia jest wyśmienita, a jednak nie ma tu takich tłumów. Po krótkim czasie przeszłam wzrokiem na postać za oknem. Przyjrzałam jej się, a kiedy ujrzałam kolejnych dwóch, włos zjeżył mi się na głowie. To byli Inspektorzy, tylko czego tu chcieli? Czyżby mnie wytropili? A może jakiś idiota dał się nakryć. Szybko powróciłam do Juuzou, który nadal był we mnie wpatrzony. Jednak na chwilę coś innego go zainteresowało, coś, co było za mną. Szybko jego twarz stała się bardziej promienna, a on sam uniósł się z krzesełka i zaczął energicznie machać. Usłyszałam, jak drzwi lokalu otwierają się oraz ciężkie kroki kierowane w naszą stronę. Przymknęłam oczy i nabrałam kolejny kawałek ciasta, po czym zanurzyłam widelczyk z ciastem, w ustach. Białowłosy usiadł z powrotem na krześle, kiedy tylko trójka gołębi podeszłą do naszego stolika. Poczułam ich wzrok na sobie, po czym usłyszałam, jak zaczynają rozmowę z chłopakiem.
<Juuzou?>
Od Olivii CD Ranmaru
Wróciłam do salonu, by położyć się na kanapie i próbować zasnąć... Jednak nie wychodziło mi to. Myślami byłam gdzie indziej. Od pierwszego spotkania podobał mi się Uta, ale im więcej czasu spędzam z Ranmaru to powoli zaczyna mi się podobać... Nigdy nie lubiłam sprawy sercowe. Nigdy nie miałam szczęścia i często to były nieodpowiednie osoby. Leżałam tak z jeszcze godzine zanim moje oczy same się zamknęły.
~Następnego ranka~
Obudziłam się i od razu na dzień dobry zobaczyłam Ranmaru, który otwierał drzwi do mojego mieszkania. Był całkowicie ubrany.
- Ranmaru... - spojrzałam na niego zaspana. Odwrócił się tylko w moją stronę i nic nie mówiąc, wyszedł zatrzaskujac za sobą drzwi. Siedziałam chwilę nie wiedząc co sie właśnie stało chwilę temu. Gdy uświadomiłam sobie, że Ranmaru wyszedł zerwałam się na równe nogi. Chciałam do niego napisać, ale zapomniałam od niego wziąść numer telefonu... Wtedy zobaczyłam, że najwidoczniej zostawił portfel u mnie... czekałam na niego cały dzień aż zjawi się po swój zgubę.
Ranmru?
wtorek, 26 lipca 2016
Od Kichi Cd Juuzou
od Juuzou c.d od Kichi
-Przestań, zrobię ci krzywdę.....-Powiedziałem cały czerwony.
-Wiesz że się ciebie nie boje, nie patrz tak na mnie.....
Po czym z powrotem złączyliśmy nasze usta. Jeździła podczas tego rękami po moich plecach a ja przytrzymywałem jej uda które oparła na moim biodrze. Delikatnie je głaszcząc. Oderwałem się na chwilę od niej, i przypomniałem sobie że dalej jesteśmy w łazience. Wziąłem ją więc na ręce nie zwracając uwagi na to że ręcznik prawie już całkiem zsunął się z jej ciała. Zaniosłem ją na górę do sypialni i położyłem na łóżku, po czym dołączyłem się do niej i będąc nad nią uśmiechnąłem się lekko patrząc jej w oczy. Odgarnąłem czerwone pięknie pachnące włosy. I musnąłem wargami jej usta, następnie brodę. I szyję. Odkrywając coraz bardziej ręcznik zacząłem całować też obojczyk. Schodząc coraz bardziej w dół.
- Co powiesz na malinkę? -uśmiechnąłem się beztrosko.
Kichi? ( wybacz że takie krótkie ale miałam dosłownie 5 min na napisanie tego ;-; )
Od Ranmaru c.d od Juzzou
od Juuzou c.d od Ranmaru
- Moze teraz masz czas? - zapytałem szerząc się jeszce bardziej.
Ranmaru westchnął nie kryjąc już tego jak bardzo go denerwuje.
- Mówiłem ci już wszystko. Nie mam zamiaru powtarzać. - powiedział opierając się o rękę i spuszczając wzrok ze mnie.
Po ostatnim wypadku miałem kilka siniaków. Były widoczne, szczególnie jeden na twarzy. Gdy Ranmaru to zauważył zapytał:
-Zkąd to?
Nie wiem czemu Ale miałem wrażenie że doskonale wie zkąd, ale to pewnie jakiś wymysł mojej chorej głowy. Trudno być normalnym,.
- To? - wskazałem palcem na miejsce pod okiem, gdzie miałem tzw ,,śliwkę". Co prawda nie wyróżniała się aż tak bardzo z pod czerwonych oczów, i szwów obok oka, które miałem tam od zawsze. - To tylko taka mała pamiątka po ostatnim spotkaniu z ghulem.
- Mogłem się domyślić. - stwierdził niemrawo, po czym popatrzył na zegarek. Była 12.
- Kiedy ty właściwie chodzisz do pracy? - zapytał.
- No głównie ja na 9, ale dziś jest pogrzeb.
Ranmaru jakby się ucieszył, chyba pomyślał że zaraz będę musiał się udać na pogrzeb jednak szybko rozwiałem jego promyczek nadziei.
- Właśnie zaczyna się pogrzeb.
- A ty nie idziesz?
- Nie mam w zwyczaju chodzić na pogrzeby, to marnowanie czasu. - powiedziałem biorąc lizaka do buzi.
- Czyj to pogrzeb?
- Domegawy. Jednego z ważniejszych inspektorów CCG. Całe CCG miało być na pogrzebie, więc agencja jest nieczynna. Co równoważy się z tym że mam wolny dzień. - uśmiechnąłem się.
Ranmaru? ( wybacz że tak krótko ale miałam bardzo mało czasu na napisanie tego opo wybacz ;-; )
od Juuzou c.d od Kutsechi
- Masz za swoje . - skomentowała krótko swój wyczyn.
Nic nie poczułem ale popatrzyłem w miejsce kopnięcia gdzie zaczął robić się ogromny siniak.
- No wiesz co? mogłem to nawet poczuć. - powiedziałem z wyrzutem.
- A nie poczułeś? - zapytała zdenerwowana i jakby zawiedziona.
- To ja ci pozwalam bawić się z moim zwierzątkiem, robię ci dzieła sztuki na ciele a ty tak mi się odwdzięczasz?
Popatrzyła na mnie i powiedział;a z niechęcią:
- Mhm. A przy pierwszej lepszej okazji o mnie zapominasz.
- No dobra dobra przepraszam. - powiedziałem przyznając się do winy.
Po czym wziąłem ją pod ramię:
- Już wszystko ok?
Ta jednak uwolniła się z pod mopjej ręki i ruszyła przed siebie a ja za nią.
Kutsechi?
od Juuzou c.d od Kurumi
- Znany jestem z tego że nie kończę na jednym ciastku. - uśmiechnąłem się dziecięcym uśmiechem.
Co prawda to ja powinienem płacić jako ,, dżentelmen". Ale nie bawię się w te rzeczy. Skoro już zaproponowała skorzystam.
Wiedziałem jedno nasza znajomość nie skończy się na ciastku, mam zbyt wiele powodów żeby podejrzewać ją . A podejrzanego nie puszcza się wolno.
Szliśmy w ciszy kiedy ja powiedziałem nieskromnie:
- Miałaś szczęście że się pojawiłem, gdyby nie ja nie zobaczyłabyś już tej maski.
W jej oczach szukałem zdania : Sama poradziłabym sobie jeszcze lepiej niż z tobą.
Jednak ona uśmiechnęła się tylko i powiedziała:
- Wiem.
Wielkie mi co. Wszyscy umieją kłamać. A ghule są w tym najlepsze. Byłem pewny na 51 % że jest ghulem, Pytanie tylko którym. Czy to jakiś mocno poszukiwany ghul typu ,, Orzeł" albo ,,jastrząb" czy nieznany całkiem nowy. Miałem nadzieję że to ,,Orzeł" bo tego właśnie miałem za zadanie złapać, i jak to mój szef sobie zażyczył podać jego głowę na tacy.
Doszliśmy do miejsca wyznaczonego przez Kurumi. Od razu zamówiłem dwa placki, deser bananowy i ciastko kokosowe. Nie krępowałem się ani trochę wybierając z meni.
Kurumi? ( wybacz że takie słabe, ale miałam bardzo mało czasu na napisanie tego opowiadania )
poniedziałek, 25 lipca 2016
Od Kichi cd Juuzou
od Kutsechi c.d od Juuzou
- Nic Ci nie jest?
- Dobrze, że przynajmniej pytasz - odpowiedziałam wkurzona i otarłam łzy. Oczy miałam całe czerwone i jeszcze nie do końca przetworzylam to, co zrobiłam temu dresowi. Kiedy tylko poczułam nóż w dłoni zabiłam to odruchowo, nie myślałam.
- Trochę boli mnie głowa - przejechałam palcami po włosach zcierajac z nich krew. - Ale...nie bolała by mnie gdybyś chociaż zerknął czy tam jestem, ale byłeś bardziej zajęty walką z tym drugim. - dodalam. Mówiłam cicho, ale brzmialam jak głos z jakiegoś horroru.
Z jednej strony chciałam to walnąć, już nawet unioslam delikatnie rękę, ale ją opuściłam dość szybko. Juuzou popatrzył na mnie ze zdziweniem, ale też ulgą.
- Ale tak, czy siak...dziękuję za pomoc - powiedziałam z powagą i zrobiłam krok do przodu po czym kopnelam chłopaka w nogę metalową częścią mojego buta.
- Masz ... Za swoje.
Juuzou?
Nowy członek Yukine!
Yukine Okumura | 20 lat | (hetero ) | Głos | rybka34
*WYGLĄD*
Mężczyzna | 180 cm
Znaki szczególne: Piękne miodowe oczy
*WALKA*
Rodzaj broni: Używa dwóch katan
Umiejętności: Yuknie jest bardzo szybki i zręczny, z łatwością omija pociski broni palnej, jednak nie jest w stanie ominąć wszystkich. Po za tym Yukine ma bardzo wyostrzony wzrok i słuch.
*COŚ WIĘCEJ*
Uosobienie: Yukine z pozoru jest bardzo chłodny i skryty, jednak kiedy go się pozna można dostrzec iż jest miłą i empatyczną osobą. Lubi pomagać i starać się o to aby być jak najlepszym dla ludzi, co wynika z jego przeszłości. Yuki, jest nieco nieśmiały i trudno jest mu nawiązywać kontakt, ale kiedy to się stanie szybko jest w stanie zaufać i być wiernym kompanem. Yukine panicznie boi się ciemności i potrafi zabić dla znalezienia choćby zapalonej zapałki.Nienawidzi niesprawiedliwości i okrucieństwa, a najbardziej nie toleruje kłamstwa...
Przeszłość:
Yukine od dziecka był wychowywany w przekonaniu że jest jedynakiem, jako najstarszy brat i jedyny syn rodziny był oczkiem w głowie rodziców.Yuki wychowywał się w tej sielance, chodząc do szkoły, bawiąc się z kolegami, których i tak nie miał dużo przez co często odczuwał samotność. Los chciał aby chłopak dowiedział się o swoich siostrach i w wieku dopiero 18 lat, dowiedział się iż ma młodsze rodzeństwo. Kichi i Sadako Okumumure, które za wszelką cenę próbuje odnaleźć.Za ukrycie prawdy, zerwał kontakt i dobre relacje z rodzicami, którzy w tamtej chwili wydali mu się potworami....
Praca: Yukine pomaga innym ludziom w różnych sprawach, za drobną opłatą.
Partner: Jak na razie nie ogląda się za pannami
Inne:
-Ma młodsze siostry Kichi i Sadako Okumurę.
-Imię "Yukine" z japońskiego oznacza śnieg.
-Nigdy nie poznał swoich sióstr.
od Juuzou c.d od Kichi
- Juuzou! - zakrywając rękami poszczególne części ciała. - Czemu wlazłeś mi do łazienki?
- Bo jeszcze uciekłabyś przez okno. - powiedziałem udając niezadowolenie.
Kichi rozluźniła się nieco i powiedziała:
- Jesteś niemożliwy . Będziesz tak stał i się lampił czy połączysz przyjemne z pożytecznym i się ze mną umyjesz?
- Jesteś serio dziwna. - stwierdziłem. -Każda normalna już dawno by mnie stąd wywaliła, a ty? A ty mnie zapraszasz pod prysznic.
- I co? Wiesz że cie kocham, więc nie ma w tym nic złego że chcę być blisko....-Uśmiechnęła się do mnie i wróciła do kąpieli przestając się zasłaniać.
Nic nie odpowiedziałem tylko się patrzyłem w pewnym momencie zniecierpliwiona powiedziała:
- To włazisz czy nie?
- Nie dzięki. myłem się niedawno. Dosłownie przed spotkaniem ciebie.
Uśmiechnęła się szyderczo:
- W takim razie won mi ztąd. Jeśli nie chcesz się myć nie jesteś tu potrzebny.
Uśmiechnąłem się i powiedziałem:
- To moja łazienka.
Kichi westchnęła pod nosem. I odwrócona tyłem dalej mydliła włosy. W końcu postanowiłem że jednak nie zaszkodzi umyć się po raz drugi. Szybko zrzuciłem koszulkę, a następnie spodnie ale wtedy usłyszałem jak Kichi bierze ręcznik. Popatrzyłem w jej stronę już prawie całkiem rozebrany, gdy zobaczyłem że właśnie skończyła. Zmierzyła mnie wzrokiem. Zawstydzony złapałem się za tył głowy i powiedziałem:
- Widocznie się spóźniłem.
Kichi? :>
niedziela, 24 lipca 2016
Od Kichi Cd Juuzou
-Ty tu sprzątasz?-Spytałam patrząc na niego rozbawiona.
-Nie....Po co?
-Żeby ci się karaluchy nie zalęgły! A ja nienawidzę robactwa....-Uśmiechnęłam się i poszłam do łazienki. Tam zrzuciłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic o którym marzyłam od popołudnia. Myłam się spokojnie, kiedy nagle czuję że ktoś się na mnie lampi. Odwróciłam szybko głowę i dopiero teraz ogarnęłam że przed kabiną stoi Juuzou i z wielkim bananem na twarzy przygląda się moim plecom.
-JUUZOU!-Pisnęłam, cała speszona.
-Tak?
-Czemu wlazłeś mi do łazienki?!
-Bo jeszcze zwiałabyś przez okno!-Powiedział niezadowolony.
-Ehhhh.....Jesteś niemożliwy....-Powiedziałam jakoś mało tym przejęta i wróciłam do mycia się.
-Będziesz tak stał i się lampił czy połączysz przyjemne z pożytecznym i się ze mną umyjesz?
-Jesteś serio dziwna.....
-Co? czemu?
-Każda normalna już dawno by mnie stąd wywaliła, a ty? A ty mnie zapraszasz pod prysznic.
-I co? Wiesz że cie kocham, więc nie ma w tym nic złego że chcę być blisko....-Uśmiechnęłam się do niego i nałożyłam wiśniowy żel na włosy...
Juuzou? <3
Od Kurumi C.D Juuzou
Obudziłam się dość wczesnym porankiem. Wstałam i ogarnęłam się trochę, abym w miarę wyglądała, kiedy nawiedzę byłego już zleceniodawcę. Po ubraniu się w codzienne ciuchy zasięgnęłam po torbę, do której wsadziłam ciuchy na przebranie, jakieś drobne oraz maskę. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie wywiązał się z umowy i żeby w takim momencie nikt nie zapamiętał mej twarzy. Westchnęłam cicho, spoglądając znużonym okiem wnętrze pokoju, po czym przekroczyłam próg. Upłynęło dość sporo czasu, zanim w końcu odnalazłam ich teraźniejszą kryjówkę. Nałożyłam maskę i weszłam do środka jak gdyby nigdy nic. Czułam wzrok tych wszystkich mięśniaków na sobie, tak jakbym trafiła pod jakiś zły adres. Ja jednak szłam przed siebie w zaparte. Po chwili dwójka z nich stanęła mi na drodze. Ten bliżej mnie, strzelił palcami i nachylił się, choć nadal mu nie dorównywałam. Zaśmiał się, mając papierosa w paszczy.
- Co tu taki słodki cukiereczek jak ty, robi w tak obrzydliwej i niesprzyjającej norze?
- O to samo mogłabym zapytać cię -Prychnęłam, wymijając mężczyzn.
No cóż, chyba nie załapał aluzji, ponieważ szybko złapał mnie za ramię i odwrócił swoją stronę. Wyglądał na wściekłego. Uniosłam głowę i spojrzałam w jego rozzłoszczone oczy. Już miał mi przywalić, kiedy powiedziałam bez większego przekonania.
- Długo jeszcze będziesz narażał swoich ludzi na śmierć, tylko żeby popatrzeć, jak mnie obijają za to, że wczoraj cię zignorowałam i przedziurawiłam?
Chłopak zdziwiony spojrzał w lewo. Postąpiłam tak samo. Tak jak myślałam, krył się w cieniu, za filarem, obserwując wszystko z dala. Bał się? Wściekał się? Tego nie wiem, miał kamienny wyraz twarzy, lecz mogłam wyczuć na kilometr napięcie rosnące z każdym jego krokiem zbliżającym się do mnie. Obrzuciłam go zaciekawionym spojrzeniem. W końcu, wycedził, nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Puść ją...
- Ale!
- Mówię, puść! -Warknął, zwracając się do mężczyzny, lecz równie szybko powrócił do mnie -Czego tu szukasz?
Otrzepałam się z kurzu i zrobiłam kilka małych kroczków w jego kierunku.
- Nie zapomniałem może o... no sama nie wiem -Odchyliłam głowę, przykładając palec do namalowanych ust, jak jakaś pusta lalka, lub cwane dziecko -Wróciłam po zapłatę za wczoraj?
Akashi wzdrygnął się, lecz odpowiedział groźnym tonem.
- A jeżeli ci tego nie wynagrodzę, to co zrobisz?
Rozłożyłam ręce, jakbym chciała wskazać na te całe towarzystwo, po czym zaśmiałam się cicho.
- Rzecz jasna, zabiję was lub bardzo mocno pokiereszuje. A co myślałeś? Że odejdę? Że zostawię to, bez zapłaty za tak ciężką robotę?! -Przyłożyłam teatralnie dłoń do skroni i uchyliłam ciało do tyłu, jakbym w tym momencie miała zasłabnąć i zwalić się na ziemię.
Skaza zgrzytnął zębami, a następnie pstryknął palcami, a chłopak, który chciał mnie walnąć, zniknął w jakimś korytarzu. Po chwili jednak wrócił z jakąś starą księgą. Prychnęłam złośliwie i zbliżyłam się do ciemnowłosego. On zaś otwarł książkę i zaczął ją wertować. Stanęłam zaledwie kilka centymetrów od niego i przyglądałam się z uwagą na przelatujące kartki. W końcu zatrzymał się, po czym odwrócił książkę tak, abym mogła przeczytać. Wskazał na lewą stronę, gdzie widniało jakieś pożółkłe zdjęcie, oraz jakieś stare zapiski. Pochwyciłam skórzany przedmiot i odwróciłam się plecami do niego, próbując odczytać to, co było tam napisane. "Wszystko jasne... Dlatego potrzebował mojej pomocy." Zamknęłam z hukiem książkę, po czym zrzuciłam ją na ziemię. Splotłam palce w koszyczek i wyciągnęłam je przed siebie, rozciągając się przy tym.
- Rozumiem, dlaczego mnie potrzebowałeś... Chciałeś zemścić się na swoim bracie, ale... -Spojrzałam na niego przez ramię i wycedziłam gorzko -Co mi po tym?
- Przecież on też zalazł ci za skórę, nieprawdaż? Chyba dobrze pamiętam! To przecież on cię zdradził, to on powiedział CCG gdzie się ukrywasz! I gdyby nie ja, mogłabyś gryźć piach!
Prychnęłam znacząco, a następnie zaczęłam szaleńczo się śmiać. Zakryłam otwory na oczy dłonią i pochyliłam się, trzymając drugą dłonią brzuch.
- Doprawdy... i myślisz, że byle gówno zdoła mnie przekupić?! HAHA! -Odwróciłam się w jego stronę i skrzywiłam swoje ciało -Niestety... zaprzepaściłeś swoją szansę, Skaza, a wraz z tobą, twoi pracownicy -Wskazałam na nich jednym skinieniem -Jak już powiedziałeś, będę gryzła glebę, ale znacznie później niżeli wy... -Uśmiechnęłam się, a z pleców uniosły się cztery macki.
Szybko rozprawiłam się z jego ludźmi, pozostawiając ich na wpół martwych. Ostatni został mi on. Podeszłam do niego i złapałam go za koszulę, po czym grzmotnęłam o filar, zawalając go. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam, doprowadzając się do porządku.
Szłam ulicami, aż w pewnym momencie ktoś na mnie wpadł i wyrwał moją torbę. Zanim zdołałam zareagować, ktoś wyminął mnie i zaczął gonić oprawcę. Trafiliśmy do ślepej uliczki. Doszłam tam jako ostatnia, dlatego też ujrzałam nieżywego już złodziejaszka, oraz chłopaka, podchodzącego do mnie z moją torbą w dłoni. Będąc dość blisko mnie, podał mi torbę, z której uleciała maska. W tym samym momencie dojrzałam w pełni jego twarz. To był...
- Juuzou...!
Wzdrygnęłam się lekko, po czym niepewnie się uśmiechnęłam. On zaś zaczął się mi przyglądać z niebywałą dokładnością. Zmrużył oczy i uchylił się lekko przede mną.
- Skąd masz tę maskę? -Zapytał, nie odrywając wzroku ze mnie.
Przełknęłam ślinę, lecz odpowiedziałam ze stoickim spokojem.
- Na cóż ci ta informacja? -Kiedy zauważyłam, że chce już coś powiedzieć, szybko wyprzedziłam go, uśmiechając się niewinnie -To już nawet nie można być w tym mieście fanatykiem masek?
- Fanatykiem? -Zdziwił się, stając prosto. Spojrzał na ziemię i chciał pochwycić maskę, lecz zwinnym ruchem wyprzedziłam go. Złapałam maskę w dłoń i wsadzając wskazujący palec w dziurę od oka, zakręciłam nią.
- Owszem! Przecież... -Zatrzymałam ją i spojrzałam na nią z uczuciem i tak jakbym się rozmarzyła -Są to bardzo piękne rzeczy, nie uważasz? -Zwróciłam głowę w jego stronę i obrzuciłam pytającym spojrzeniem.
Na twarzy chłopaka pojawił się mały grymas, który szybko zakrył, odwracając delikatnie głowę. Zaśmiałam się cichutko, lecz i tak zatkałam usta dłonią.
- Chyba ci nie pokrzyżowałam planów...?
Białowłosy prychnął oburzony, krzyżując tym samym ręce na swojej piersi. Udało mi się, chyba to kupił. Zaśmiałam się w duchu, lecz ciągnęłam farsę dalej, aby być pewną, że w całości połkną haczyk. Zmieniłam swoją szczęśliwą minę, na minkę zbitego psa.
- Bardzo przepraszam, że wprowadziłam cię jakikolwiek błąd... To może -Zaczęłam wiercić koniuszkiem buta o ziemię, jakbym była zawstydzona -Może skusisz się na mały, przepraszający poczęstunek? Rzecz jasna ja stawiam -Posłałam nadal smutny, lecz delikatny uśmiech.
Juuzou długo nie czekając, zwrócił się ponownie w mą stronę, a w jego oczach ujrzałam pewnego rodzaju iskierki. Czyżby był na tyle głodny, że zapomniał o tym wszystkim i dał się przekupić? Czy może jest taki sprytny i tylko udaje głupiego. Doprawdy, jest bardzo ciekawą osóbką. Oblizałam niezauważalnie kącik ust i odwróciłam się do niego plecami, chowając do torby maskę.
- Znam wspaniałą miejscówkę, z jakże wybornymi deserami -Powiedziałam przyjaźnie i zaczęłam odchodzić.
Chwilę później usłyszałam za sobą kroki. Słychać było, że szedł dość niepewnym krokiem, lecz nie zwalniał go ani nie przyśpieszał. Tak jakby przestrzegał się przed czymś. Spojrzałam na niego przez ramię, posyłając mu tym samym uroczy uśmiech.
- Co? Chyba się mnie nie boisz, prawda?
Juuzou zaśmiał się delikatnie, po czym podbiegł do mnie i wyrównał ze mną kroku. Splótł ręce na tyłu głowy i wbił wzrok przed siebie. W końcu wydusił.
- Nie pomyślałbym, że interesujesz się czymś... -Przeciągnął chwilę, aż w końcu dodał -Tak absurdalnym i dziwnym.
Skinęłam głową, zacierając ją do góry.
- Masz rację, ale zawsze miałam jakieś zamiłowanie do takiej sztuki... Tym bardziej że swego rodzaju aktorką teatralną byłą moja bliska ciocia, która w domu miała ogromną ilość tego wszystkiego -Oczywiście, był oto kłamstwo. Nigdy nikogo takiego nie było w mojej rodzinie, ale co lepszego mogłam wymyślić na poczekaniu?
Chłopak skinął kilka razy głową. Chyba już całkowicie to łyknął, przez co nie musiałam być aż tak spięta. Gdybym tylko mogła, otarłabym czoło z potu, ale nie chciałam wzbudzić kolejnych podejrzeń, tym bardziej że z każdym gwałtownym bądź dziwnym ruchem, mogłabym mu podpaść, a nawet i dać się zdemaskować, a tego nie chciałam.
<Juuzou?> Wiem, bezsensu... sądzę, że mi przebaczysz?
od Juuzou c.d od Kutsechi
- Kutsechi! - rzucając w jej stronę nóż.
Dopiero gdy to zrobiłem zdałem sobie sprawę jakie to było głupie. Kutsechi nie jest żadnym wyćwiczonym inspektorem, jak jedną ręka złapię nóż obracający się w powietrzu? Co gorsza co jeśli ją trafi?
Jednak ona zręcznie złapała, tą jedną ręką sztylet i wbiła facetowi między nogi. Ten natychmiast się odsunął krzycząc w niebogłosy. Powiem że nie wyglądało to zbytnio atrakcyjnie, nawet ja patrząc na to co Kutsechi zrobiła tym jednym ruchem, i gdzie wbił się nóż odczułem ból w tym miejscu. Jednak o wiele bardziej mnie to śmieszyło. Facet otrząsnął się i złapał Kutsechi za szyję podnosząc ją :
- Ty mała dziwko!
Jednak już zaraz byłem za nim i szepnąłem mu do ucha:
- Nie odwracaj się.
Jednak ten się odwrócił i dostał nożem w brzuch, tym samym upadł puszczając Kutsechi która również runęła na ziemię.
I tak oto miałem dwa ciała obok stóp, popatrzyłem na to martwe i odkopnąłem je w kąt. Potem popatrzyłem w stronę Kutsechi która miała rozcięte ubranie. Zdjąłem koszulę podając jej żeby nałożyła ją na siebie. Pomogłem jej wstać.
Poczułem się zawstydzony, gdybym o niej nie zapomniał do tego wszystkiego by nie doszło. Zapytałem niepewnie:
- Nic ci nie jest?
Kutsechi popatrzyła na mnie jakbym zaraz miał dostać Plaskacza, jednak byłem na to przygotowany.
Kutsechi?