Miałam się już odezwać na jego obelgę. Niestety w tej samej chwili do sali wparowała chmara inspektorów. Spojrzałam się w ich kierunku i syknęłam pod nosem. Nie chciałam mieć z nimi do czynienia. Nie teraz. Prychnęłam i skierowałam się do okna, wywarzając je przy tym. Po chwili jednak poczułam jakieś szarpnięcie w lewą rękę, ale i to mnie nie obchodziło. Rozbiłam szkło i wyskoczyłam na ulicę, skutkując tym samym chaos wśród przechodniów. Spojrzałam w lewo, gdzie były drzwi. Były obstawione przez równie liczną grupę, jak i w środku. Zacisnęłam zęby i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Teraz kierował mną dziwny impuls. Nic nie czułam, nic nie słyszałam, tak jakby odnalazły się we mnie zwierzęce instynkty. Biegłam przez ulicę, powodując przy tym niemałe szkody. Coraz to więcej ludzi odbiegało z mojej drogi, natomiast na ich miejsce nachodziły gołębie. Wymijałam ich, raniąc niektórych. Innych bardziej, drugich nie. Wskoczyłam w końcu na jeden z budynków i zaczęłam uciekać dachami. Musiałam ich zgubić, lecz nadal nie czułam bezpieczeństwa. Wciąż byli za mną, tak jakby doskonale wiedzieli, gdzie dokładnie idę. Wściekłość narastała. Po blisko dwudziestu minutach biegu zatrzymałam się w jakimś podziemnym parkingu. Przeszłam koło filarów, lecz kiedy chciałam obejść samochód, coś z premedytacją zatrzymało mnie, przez co przechyliłam się do tyłu, na szczęście nie na tyle, aby spaść. Popatrzyłam wpierw na ziemię, później na rękę, która była cała od krwi. Coś się na niej znajdywało. Uniosłam ją, lecz od razu zatrzymała się, tak jakby ją koś trzymał. Zaczęłam nią targać, aż w końcu usłyszałam jakiś łomot, po drugiej stronie auta. Zmarszczyłam brwi i przeszłam na tamtą stronę. Tam ujrzałam leżącego chłopaka z wyciągniętą do góry ręką. Wolną zaś trzymał się za lekko zakrwawioną głowę. Przełknęłam ślinę i już miałam się do niego zbliżyć, gdy zauważyłam, że ma na sobie tę samą obręcz co ja. Dopiero teraz ogarnęłam, że były to kajdanki. Przegryzłam wargę i szarpnęłam go na tyle mocno, że przez chwilę wyglądał, jakby lewitował, po czym runą z hukiem na ziemię. Przeszłam bliżej jego ciała, a następnie usiadałam na niego, prostując w jego stronę trzy macki, które obecnie przechodziły nad moim ramieniem. Chłopak niemalże od razu otworzył oczy i spojrzał na mnie. Był zdziwiony i lekko zmieszany obecną sytuacją. Lustrowałam go wzrokiem, po czym zniżyłam delikatnie swoją głowę. Krew, która znajdywała się na masce, kapnęła na jego twarz, pod oko, przez co wyglądało jak łza. On jednak patrzył na mnie dalej bez jakiegokolwiek ruchu. Chciałam się na niego rzucić i rozszarpać jego gardło, lecz coś odwiodło mnie od tego. Zwęziłam oczy, co było dla niego widoczne, gdyż od razu na jego twarzy objawił się lichy uśmiech. Prychnęłam i wyprostowałam się, oddalając tym samym od jego czaszki, swój organ. Chwilę tak siedziałam, aż w końcu uniosłam lewą rękę, potrząsając tym samym jego. Ten spojrzał się na kajdanki, a zaraz po tym na mnie. W jego oczach mogłam ujrzeć ogniki, które z każdą chwilą mówiły co innego. Zamknęłam oczy i uniosłam się znad jego ciała, odchodząc na tyle, ile mogłam, odwracając się do niego tyłem. Poczułam lekkie drgnienie dziwnego łańcucha, a następnie jego ochrypły i zmęczony głos.
- Nie boisz się, że cię zaatakuję? -W jego wypowiedzi, usłyszałam cień igraszki.
Patrzyłam w ciemność przed nami, lecz szybko odpowiedziałam mu, wzruszając ramionami. Odwróciłam głowę do niego, ale szybko zrezygnowałam z jakiejkolwiek wypowiedzi. Zrobiłam krok do przodu, szarpiąc tym samym kajdanki. Prędko dostałam odzew w postaci pociągnięcia w przeciwną stronę. Spojrzałam na niego z zawistnym wzrokiem, a gdy tylko to zrobiłam, ujrzałam, że w wolnej dłoni trzyma jeden z tych swoich sztyletów. Zanim zdołałam cokolwiek zrobić, ten zaatakował mnie, wbijając tym samym sztylet pomiędzy obojczyki. Oczy rozszerzyły się, a ja sama zaskomlałam, chwytając tym samym miejsce, w którym tkwiło ostrze. Padłam na kolano, podtrzymując się ręką o podłoże. Usłyszałam śmiech z jego strony, a gdy tylko chciałam na niego spojrzeć, ten zaatakował mnie ponownie. Tym razem wbił dwa sztylety i to między żebra. Zakasłałam krwią, kładąc na betonie drugie kolano. Zaczęłam głęboko oddychać. Spod maski zaczęła sączyć się szkarłatna ciecz. Zacisnęłam zęby i gdy tylko poczułam, że chce zadać kolejne dźgnięcie, szarpnęłam za kajdanki, przez co ostrze wysmyknęło się spod jego władań i odleciał kilka metrów od nas. Albinos patrzył na sztylet, natomiast ja próbowałam się podnieść. Było to dość ciężkie, gdyż rany nie mogły się zagoić, kiedy ostrza nadal były wbite. Odwróciłam twarz w jego stronę i syknęłam.
- I na co ci to...? -Chłopak spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o czym mówię.
Przełknęłam ślinę i chwyciłam za rękojeść sztyletu, znajdującego się w linii obojczyków. Wbił go głęboko, jak na kogoś, kto w tak krótkim czasie, oberwał tyle razy. Zacisnęłam dłoń na rękojeści, a gdy tylko sztylet wyłonił się znacząco, chwyciłam drugą dłonią za ostrze. Po krótkiej chwili wyzbyłam się ostrza, które wyrzuciłam przed siebie. Byłam zgarbiona, wyczekując jego kolejnego ruchu. Kiedy jednak się go nie doczekałam, wydusiłam.
- Mogłabym cię teraz z łatwością zabić, wiesz? -Oparłam się rękoma i spróbowałam wstać -Ale tego nie zrobiłam... -Już stałam na lekko zakrzywionych nogach. Spojrzałam się na niego.
Ten uśmiechnął się, ukazując swoje zęby i zamykając przy tym czerwone oczy.
- Wiem, ale to nie znaczy, że ja nie mogę tego zrobić i dobrze o tym wiesz. W sumie -Otworzył oczy i przyłożył palec do ust -To ta sytuacja idzie mi na rękę -Przekręciłam głowę, nie mając pojęcia, o czym mówi. Ten spojrzał się na mnie morderczym i szaleńczym wzrokiem -Jesteś poszukiwany... Orle -Na dźwięk tych słów, tak jakbym osłupiałam.
Mrugnęłam kilka razy, a gdy tylko chciałam odpowiedzieć, chłopak wbił kolejne ostrze, tym razem w prawy bok. Jęknęłam i o mało co znów nie osunęłam się na ziemię. Oparłam ciało o srebrne auto, przy którym obecnie się znajdywaliśmy i złapałam za ranę. Białowłosy również wstał. Stanął przede mną i przyglądał mi się z wyższością. Wymierzyłam w niego znaczącym spojrzeniem i złapałam za kajdanki. Musiałam zacząć myśleć, jak wybrnąć z tej sytuacji, lecz nic mi nie przychodziło. 'Jestem poszukiwana, co...? Zabawne -Myśląc o tym, mimowolnie się uśmiechnęłam, spuszczając tym samym głowę w dół, tak jakbym bała się, że to zauważy.
- To dlaczego tego nie zrobisz? -Wycedziłam przez uśmiech. Poczułam, jak chłopak krzywi się lekko, przez co ciągnęłam dalej -Jak powiedziałeś... -Spojrzałam na niego, ukazując na powrót kakugan -Możesz mnie załatwić.
Chłopak patrzył na mnie ni to zdziwionym, ni to poddenerwowanym wzrokiem. Spuścił dłoń, w której trzymał kolejne ostrze i przyglądał mi się z niekrytą uwagą.
<Juuzou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz