Spojrzałem na niego swymi normalnymi już oczami. Kakugan pojawił się w nich tylko na moment, kiedy zacząłem posiłek, ale teraz znów były normalne. Odgryzłem kolejny kawałek Kaguny.
- Ghoule żywią się ludźmi, albo sobą nawzajem. Ale tobie tego drugiego nie polecam. - odparłem najspokojniej w świecie.
- A... dlaczego...? - spytał jakby nieśmiało, chyba nie będąc pewnym, czy chce znać odpowiedź. Uśmiechnąłem się pod nosem, ukazując mu szereg równych kłów, będących teraz we krwi ghoula.
- Bo nie wyrobiłbyś psychicznie, ześwirowałbyś. - odparłem z jakimś takim tajemniczym, nieco dzikim błyskiem w oczach, a zanim zdążył zadać kolejne pytanie dodałem: - Poza tym polowanie na ghoule jest jeszcze bardziej niebezpieczne niż na ludzi. Więc lepiej póki jesteś zielony nawet nie próbuj polowania na ghoule. - poleciłem. Kiwnął leciutko głową, po czym spojrzał na pokrwawiony portfel, trzymany w dłoni. Ja wróciłem do jedzenia. Co poradzę, głodny byłem.
- Ranmaru... - zaczął nagle Kaneki. Mruknąłem coś niewyraźnie pod nosem dając mu do zrozumienia, że go słucham. - To nauczysz mnie jak walczyć? - zapytał.
- Zobaczymy. Skoro chcesz się uczyć, to najpierw chodź. Zobaczymy co umiesz. - rzuciłem. - Ale wpierw daj mi skończyć obiad. - dodałem ze śmiechem. Czarnowłosy usiadł na kontenerze.
Szybko uporałem się z Kaguną ghoula, by wrzucić trupa do kosza, na którym siedział Kaneki. Oblizałem zęby i usta z krwi, by oznajmić, że idziemy. Ruszył w ciszy za mną.
Zaprowadziłem go ciemnymi uliczkami do starego, opuszczonego hangaru. Stanąłem umownie po środku i spojrzałem na swoją koszulkę... Trochę się upieprzyła, więc ją zdjąłem i rzuciłem na ziemię. I tak była brudna.
- No dawaj. Pokaż mi co potrafisz. - powiedziałem.
- Jak to? - nie bardzo chyba wiedział co ma robić.
- Ruszaj się. Masz spróbować mnie zabić. - odparłem.
- A-ale zabić...? - wydusił lecz wtedy skoczyłem w jego kierunku i z przysiadu go podciąłem, by docisnąć go butem do ziemi i trzymając za nadgarstki. Wszystko stało się tak szybko, że chłopak nie zdążył ogarnąć co się dzieje i już leżał na ziemi.
- Zabić. Chcę zobaczyć, co potrafisz, a narazie widzę bezbronnego dzieciaka. No dalej. Nie przejmuj się mną. Tak i tak nie dasz rady nic mi zrobić, uwierz. - puściłem mu oczko i puściłem go, by pomóc mu wstać. - Dawaj, dawaj. Nie rób takiej żałosnej miny i ruchy. Wyobraź sobie, że jestem tamtym ghoulem, co cię zaatakował i nie będzie się powstrzymywał. Ty też masz się nie powstrzymywać, bo nie kopniesz w niego, a co najwyżej w kalendarz. - powiedziałem.
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz