Nie mogłem siedzieć w środku. Za dużo tam popaprańców. Wyszedłem na zewnątrz. Jak przyjemnie i pusto. Usiadłem na ulicy, pod wielkim budynkiem wpatrując się w budynek naprzeciwko ( tam właśnie odbywało się to wszystko). Powieki mi się zamykały. I już miały zamknąć się na dobre gdy usłyszałem hałas a potem głośny zbiorowy krzyk. Chciałem z powrotem wejść do budynku ale wszystkie drzwi były zamknięte, przy ostatnich spotkałem mężczyznę w masce. Gdy ten zauważył mnie krzyknął:
- Na co się gapisz dziewczynko? Wypierdalaj jeśli ci życie miłe dzieciaku!
- Pfff.. - westchnąłem sam do siebie. - I powiedział mi kloc próbujący zagrodzić mi wejście do hali. Już mi cię żal. - dodałem i rzuciłem się na przeciwnika z nożami. Chciałem zabić go za jednym zamachem ale to okazało się nieco trudniejsze, bo co prawda noże wbiły się w jego ciało. Ale w ręce, i to z wielkim trudem. Jakby były z jakiegoś metalu. Nie przygotowany na tą sytuację zostałem odepchnięty z wielką siłą uderzając o kolejny budynek.
- Jesteś głuchy wypierdalaj! - powtórzył mężczyzna.
Ja podnosząc się zacząłem się śmiać:
- Może ten dzień nie będzie taki nudny.
Tym razem do ataku użyłem moją kosę, którą przyniosłem w walizce. Mężczyzna nie był ghulem, ale w pełni na pewno nie był też człowiekiem. Skakałem nad nim jak szalony śmiejąc się i próbując zadać mu cios co było naprawdę trudne. Gdy skakałem tak nad nim chcąc uzyskać dostęp do jego głowy, żeby zatopić tam swoją kosę ten po raz drugi z nadludzką siłą uderzając mnie w klatkę piersiową, posłał mnie na drugi koniec, aż pod następny budynek.
Oczywiście nic nie czułem, co tym razem było wadą, bo nie byłem pewny czy dalej żyje. Ból jest o tyle dobry że przynajmniej mamy pewność że dalej żyjemy, skąd ja mam to wiedzieć?
Plunąłem krwią i obejrzałem swoje ciało. Było w siniakach, ponieważ mężczyzna nie używał metalowego przedmiotu a tylko swoich nadludzko silnych pięści.
Na szczęście ja też zadałem mu sporo ran, ale nie na tyle żeby się wykrwawił. Wróciłem do niego i przystąpiłem do kolejnego aktaku, specjalnie przeciągałem walkę. To było takie podniecające spotkać tak silną osobę mógłbym z nim walczyć godzinami. Nagle z budynku wyszedł ghul z wyciągniętym kagune w masce. I powiedział do postaci z którą walczyłem:
- Skończyłam, miałam drobny problem z ludźmi z CCG ale było ich niewiele.
Wtedy zrozumiałem że przez ta moją ,,zabawę" i ,, przeciąganie walki" wszyscy będący na sali zginęli. Gdybym wcześniej go załatwił dałbym radę uratować cywili, ale mi zachciało się zabawy.
Kurumi? ( trochę taka nieprzytomna jestem xd mam nadzieję ze opowiadanie ma sens xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz