Zmierzyłem ją wzrokiem. Rzeczywiście jej ubiór był niekompletny mówiąc delikatnie. Gdy tak się przyjrzałem chciała strzelić mi kolejnego Plaskacza jednak ja odsunąłem się i powiedziałem:
- Spokojnie. Po co te nerwy? Lepiej żebyś nie pokazała się na ulicy w takim stanie. Zostań chwilę tutaj. tutaj nikt nie chodzi, ja pobiegnę ci po jakieś ciuchy.
Nie czekając na jej odpowiedź, pobiegłem w stronę głównej ulicy zostawiając ją samą, półnagą w ciemnej uliczce. Tak wiem źle to brzmi, ale nie nauczono mnie ,, troskliwości". Po prostu robiłem to co uważałem.
Wpadłem do pierwszego lepszego sklepu, i złapałem pierwszą lepszą sukienkę. Wybiegając ze sklepu, zaczął dzwonić alarm. A no tak . trzeba zapłacić. Wróciłem się i zapłaciłem. Wróciłem do Kutsechi która spokojnie czekała. Podałem jej sukienkę a ona zmierzyła ją wzrokiem.
- Przecież to sukienka dla dziecka. -powiedziała zła i zażenowana.
Przyjrzałem się . I rzeczywiście. Była w króliczki, i chyba była ciut za mała na Kutsechi. Westchnąłem:
- Marudzisz.
I udałem się z powrotem do sklepu.
Kutsechi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz