Byłam sparaliżowana. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Coś głęboko we mnie wrzeszczalo Biegnij, idiotko!, a jeszcze coś innego trzymało mnie w miejscu. Nie mogłam tak poprostu pobiec przed siebie i zostawić Michael'a na pewną śmierć.
Ale trzeba stawić czoło faktom - przed nami stoi ghoul. Jeżeli nie zdarzy się cud, jesteśmy martwi.
Postać zbliżała się do nas powolnym, niestabilnym krokiem. Z jej pleców wstawało już ostre jak brzytwa kagune. Cholera.
I wtedy Bóg chyba się nad nami zlitował. Nadbiegła dwójka uzbrojonych inspektorów, krzycząc coś do ghoula. Niestety przez wszystko to co działo się wkoło mój mózg nie zarejestrował co dokładnie powiedzieli. Potwór zaklął i odwrócił się gwałtownie w ich stronę, gotowy do walki.
Nie zastanawiając się dłużej, złapałam jedną ręką psa i przycisnęłam go sobie do piersi. Drugą zaś złapałam nagdarstek mężczyzny i zaczęłam biec tak szybko, jak tylko mogłam. Dobrze, że nie włożyłam wtedy glanów. Zdecydowanie łatwiej biega się w trampkach.
Pędziłam na oślep ciemnymi uliczkami. Zatrzymałam się dopiero gdy wyszliśmy na główną ulicę pełną ludzi. W takm miejscu ghoul zaatakować nie powinien.
Dysząc ciężko, puściłam blondyna, odstawiłam Kuro na ziemię i oparłam się o ścianę najbliższego budynku. Cała się trzęsłam. W końcu dałam za wygraną i usiadłam na ziemi chowając głowę w ramionach. Teorytycznie zagrożenie minęło, ale wciąż byłam przerażona. Czułam, że zaraz się popłaczę . Gdyby nie ci inspektorzy pewnie leżałabym już tam martwa. Super, teraz będę się bała nawet wyjść przed własny dom.
<Michael? Przepraszam bardzo za znaczne opóźnienie, ale wyjazd mi się przedłużył ;3;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz