No więc tak zrobiliśmy. Spacerowaliśmy spokojnie ulicami Tokyo.
- Jak długo zajmuje szukanie takiego ghula? - zapytała.
- Hmmm... no to zależy. - powiedziałem biorąc ręce za głowę. - Od szczęścia.
Kutsechi była wyraźnie zrezygnowana.
- A co myślałaś że wystarczy ze zawołamy i sam do nas przyjdzie? - zaśmiałem się.
- No nie ale....
- Nie martw się do mnie się ghule aż się lepią. Podobno mam jakiś specyficzny zapach czy coś. Taka jedna mówiła mi że pachnę jak kurczak z rożna. - zaśmiałem się.
- Masz jakiś pomysł gdzie może być jakiś ghul?
- Skręcimy w tą uliczkę. - pokazałem palcem. - Jest opuszczona rzadko ktoś tu zagląda przez niebezpiecznych typków którzy się tu kręcą. Założę się że ghule też tu są.
- Skoro tak mówisz.- powiedziała i skręciła w skazaną uliczkę.
Szliśmy nią tak parę ładnych minut, gdy nagle usłyszeliśmy szmery . Odwróciłem się szybko bo dźwięk dało się słychać zza moich pleców. Za nami szli jacyś dwaj mężczyźni ubrani w dres. A przed nami stanął kolejny, zagradzając nam całkowicie drogę ucieczki. Kutsechi nieco przybliżyła się do mnie a ja popatrzyłem w oczy jednemu z najwyższych.
- Zgubiliście się dzieci? - zaśmiał się.
Co prawda żadne z naszej dwójki nie było za wysokie ale żeby zaraz brać nas za dzieci?
Mężczyzna sięgnął wzrokiem za moje plecy gdzie stała Kutsechi, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Po czym uśmiechnął się i powiedział:
- Taka ładna dama, żeby wychodziła z takim dziwakiem. - (popatrzył na mnie ). - Mam dla ciebie o wiele lepsze towarzystwo kochanie. - mówiąc to przyciągnął ją jeszcze bardziej do siebie.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Z pewnością nie byli ghulami co za pech.
- A ty (popatrzył na mnie), wynoś się z tąd pókim miły.
Już zanim skończył mówić zacząłem wyciągać pierwsze noże z mojej koszuli.
Kutsechi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz