-Idiota.... -Mruknęłam i złapałam jego rękę po czym zaczęłam go opatrywać. -A spróbuj jeszcze raz tak zrobić to obiecuję że cię zostawię i nie wrócę. -Szepnełam patrząc w jego oczy.
-Chodzi ci o poparzenie się?
-Nie, o to twoje karanie się, nie chcę patrzeć jak się ranisz, czy cierpisz.... Po prostu nie chcę. -Ujęłam delikatnie jego policzek i zatopiłam wzrok w jego pięknych czerwonych tęczówkach.
-Ale ja tego nie czuję więc w czym problem? -Spytał.
-W czym? W tym twoim utwierdzeniu że za wszystko musi być kara. Nie jesteś już w restauracji Ghuli. Jesteś tutaj przy mnie i możesz mnie nawet zabić ale ja nigdy nie będę zła, może dostanę foha, ale nigdy cię nie ukarzę, nie mam zamiaru. Bo nie o to chodzi. Nie jesteś psem. Jesteś Juuzou Suzuya i nie możesz żyć w przekonaniu że za wszystko dostaniesz karę. Bo tak nie jest, ja wybaczę ci wszystko chodźby bolało jak Cholera.... Dla ciebie zniosę wszystko Juuzou. -Uśmiechnęłam się do niego całując go czule.
-Czemu tak mówisz? -Spytał po oderwaniu się ode mnie.
-Bo cię kocham. A miłość wieczna jest, wszystko znosi. -Uśmiechnęłam się wtulając się w jego tors, słuchając jego spokojnie bijącego serca.
-Kichi.... A co zrobisz jak zginę?
-Będzie mi smutno, rozpłaczę się i załamię.
Juuzou pozostał cicho a ja przytuliłam go czule.
-Życie czy śmierć jaka to różnica? Przecież i tak nie ma sensu....-Zaczoł ale nie dane mu było skończyć.
-Przestań tak mówić! Przestań mówić że twoje życie jest bez sensu bo czuję się jak idiotka! Bo skoro twoje życie nie ma sensu to czuję się głupio kochając coś co nie ma znaczenia! Nie rób ze mnie idiotki! -Wydarłam się na niego. O nie, nie wolno mu tak mówić. -Kocham cię. -Szepnełam kładąc się na jego klatce piersiowej.
Juuzou?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz