Spojrzałem z obrzydzeniem i pogardą na rozczłonkowanego trupa. Byłem głodny, ale tego bym nie tknął nawet, gdybym miał z głodu umrzeć.
- Powiedzmy, że nigdy się nie lubiliśmy... - rzuciłem w końcu bez większego zainteresowania i wstałem z kucek, by się wyprostować i spojrzeć na swoje ubranie. Z całego ubrania upie.przonego krwią waliło ode mnie tą szu.ją... Skrzywiłem się zniesmaczony i zdjąłem koszulkę, by wykręcić ją z krwi jak z wody.
- Powiesz coś więcej? Nie bądź taki tajemniczy! - Juuzou przyczepił się jak rzep psiego ogona.
- Nie chcę rozmawiać o tym sukin.synu... - oznajmiłem tylko ponuro i znów założyłem koszulkę, wilgotną i zupełnie przesiąkniętą krwią. - Jeśli Pan Inspektor chce, to może sobie to ścierwo zatrzymać... - rzuciłem jeszcze, ale zanim zdążyłem kontynuować, zgięło mnie w pół i się pożygałem.
Całe gardło i przełyk wciąż miałem potwornie podrażnione, podobnie żołądek i jelita, które aktualnie znów postanowiły sobie pokrwawić. Na szczęście mniej niż rano, więcej było tym razem żółci od nie jedzenia i kawy. Na moje szczęście wziąć to powinien za reakcję na taką ilość krwi dookoła i tak się zapewne stało. Krew z mego układu pokarmowego wymieszała się z krwią Karoku.
- Niedobrze mi od samego patrzenia... Zabierz to, a ja wracam do domu... - wydusiłem i wywlokłem się z uliczki, by skierować się do najbliższej stacji metra...
Kolejny tydzień czułem się mówiąc krótko - parszywie. To przez to chol.erne ciastko... Miałem żołądek w gardle, wyciskałem jelita z krwi jak szmaty, ogólnie masakra. Kiedy w końcu wyszedłem z domu, bo zwyczajnie umierałem nie tylko z bólu, ale i z głodu, udało mi się dorwać dwa ghoule na starej stacji. No potem było trochę zamieszania, bo wylądowałem u Olivii w dość nieciekawym stanie, no ale w końcu jakoś doszedłem do siebie. Ugh. Nienawidzę ludzkiego jedzenia. Konkluzja - unikać takich sytuacji, jak tamta w kawiarni.
No i tyle w kwestii postanowień, bo oczywiście minęło kilka dni i wpadłem w parku na mojego ulubionego inspektora. Chciałem jakoś go niepostrzeżenie ominąć, ale ten już leciał do mnie z miną zadowolonego przedszkolaka.
- Ranmaru...! - krzyknął wesoło i dopadł mnie jak ghoul swoją ofiarę.
~ Tylko niech mnie nie zaprasza na obiad...! ~ jęknąłem w myślach błagalnie.
- No cześć. Sorry za... tamto... po prostu nie lubię mówić o tym, co się wiąże z Karoku... No i... tam trochę przesadziłem... - powiedziałem grając zmieszanie, unikając jego wzroku.
- Daj spokój! Dlaczego jeszcze nie pracujesz w CCG? Z takimi zdolnościami, to byłbyś jednym z najlepszych inspektorów! - oczy zaświeciły mu się z ekscytacji, kiedy je tak we mnie wlepiał. Już wiem jak czuje się chomik w terrarium w sklepie zoologicznym.
- Sam widziałeś, że tyle krwi przyprawia mnie o odruch wymiotny... Nie wyrobiłbym pracując tam... - odparłem. Juuzou uważnie mi się przyjrzał. - Co tak patrzysz? Mam coś na twarzy? - zapytałem unosząc jedną brew.
< Juuzou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz