sobota, 30 lipca 2016
od Misono c.d od Uty
Chłodna i ciemna noc. Chwila, kiedy wszelakie zło wychodzi ze swych kryjówek, by złoczynić. Gwałciciele, złodzieje, mafiozi... takich łatwo można było spotkać w ciemnych uliczkach Tokyo i nie zawsze można było liczyć na pomoc kogoś z zewnątrz. Mimo to... ja musiałem wychodzić. Nie dałem rady samotnie żyć w moim domu... pustym domu, który od rana do wieczora trwał w ciszy. Nikt się nie śmiał, nikt nie rozmawiał. Nawet krzyki byłyby okey, ale nie miałem co na to liczyć. Przecież na całym tym smutnym świecie byłem sam. Jedynie pan Yoshimura pomógł mi wtedy, kiedy tej pomocy potrzebowałem najbardziej, ale on przecież też miał swoje życie. Nie mogłem mu się naprzykrzać i nie mogłem z każdym problemem się do niego zwracać. Mimo że nie raz podnosił na mnie głos i złościł się, że mu nie mówię o swoich wątpliwościach, to wiedziałem, że gdybym nagle zasypał go swoimi smutkami, nie byłby już takim samym człowiekiem, jakim był. Poza tym... wciąż nie do końca dawałem sobie radę z faktem, że jestem ghulem. Nadal trudno mi było jakoś normalnie żyć. Często nie mogłem po nocach spać, a im dłużej siedziałem w czterech ścianach, które kojarzyły mi się z rodziną, tym bardziej świrowałem. Musiałem opuszczać mieszkanie, bo nie dałem rady siedzieć w nim i myśleć... tym bardziej po nocy.
Tak było i tego chłodnego wieczoru. Obudziłem się koło północy. Bez zastanowienia ubrałem na siebie przypadkowe ubrania i wyszedłem na zewnątrz. Od razu poczułem chłód, ale i zarazem aromat świeżego nocnego powietrza. Owinąłem się szczelniej szalikiem i schowałem dłonie do kieszeni. Rozejrzałem się uważnie wkoło, ale zauważyłem jedynie wszechobecną pustkę. Ruszyłem więc przed siebie stawiając sobie za cel okoliczny park. Pełen obaw kroczyłem chodnikiem. Rozglądałem się uważnie, by nie dać się zaskoczyć przez nikogo, ale wtedy właśnie do głowy wrócił mi oczywisty fakt. Uśmiechnąłem się pod nosem i wbiłem wzrok w chodnik:
- Czego ja się obawiam? - szepnąłem do siebie – Nie mam się czego bać. Jestem jednym z największych potworów tego świata. Wciąż o tym zapominam... - przymknąłem na chwile swędzące i suche oczy po czym poczułem, jak zderzam się z kimś. Mimo wszystko przeraziłem się nie lada. Serce podeszło mi do gardła, a źrenice były zapewne wielkości ziarenka kaszy. Ów osobnik, z którym zderzyłem się o tak późnej porze był wysokim mężczyzną. Przeprosił mnie dosyć cicho, ale ja nie zwróciłem na to zbytniej uwagi. Chciałem uciec, bo bałem się potwornie.
- Boże... on mnie skrzywdzi... to na pewno jakiś bandyta! - przybrałem sobie do głowy. Zesztywniałem i powolnymi krokami ominąłem go bez słowa. Zapewne był zdziwiony moim zachowaniem. Jak tylko byłem w jakiejś odległości od niego rzuciłem się do szaleńczego biegu. Od razu wiedziałem, że ów mężczyzna rzucił się za mną do biegu. Mimo, że byłem tak słabą istotą, kiedy byłem przerażony mogłem zrobić wiele... nawet wspiąć się na jakiś budynek, co później dawało tragiczny skutek. Ponaciągane mięśnie, siniaki, poskręcane kości i inne uszkodzenia wątłego ciała.
Uciekałem ile sił w nogach nie zatrzymując się ani nie odwracając się za siebie. Wiedziałem, że to gubi. Można się wywrócić i już nigdy nie obudzić. W końcu go zgubiłem. Słyszałem tylko swoje kroki. Zwolniłem i odwróciłem się za siebie... nikogo za mną nie było. Odetchnąłem z ogromną ulgą. Rozejrzałem się uważnie, ale za nic nie mogłem rozpoznać okolicy w jakiej się znalazłem. Przerażenie na nowo narodziło się w moim sercu. Znów opanował mnie lęk. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek zaplanować, poczułem na sobie czyjś wzrok, a także czyjąś obecność. Bardzo powoli odwróciłem się za siebie i zaraz przede mną stanął wysoki i potwornie wręcz napakowany mężczyzna.
- Zgubiłeś się, lolusiu? - spytał ironicznie i złapał mnie mocno za włosy. Pisnąłem zarówno z ogromnego przerażenia, jak i z bólu. Zaciągnął mnie do bocznej uliczki, w którą z pewnością nigdy sam bym nie skręcił. Kątem oka zauważyłem jeszcze innych mężczyzn.
- Proszę... zostaw mnie... - zaskowyczałem.
- O~! Słyszeliście? Patrzcie, jaki słodki z niego kundelek – rozczulił się ironicznie mój oprawca. Moje oczy wypełniły się łzami, które falami spływały mi po policzkach. Poczułem tak ogromną bezsilność, że z każdą chwilą coraz bardziej się poddawałem. Próbowałem się wyrwać, błagałem, żeby mnie zostawili w spokoju, ale oni tylko się śmiali. Zaczęły mnie boleć wszystkie kości, po szaleńczym biegu i zacząłem czuć, że ten drugi ja zaczyna przejmować nade mną kontrolę... że zaraz mogę zmienić się w ghula i zabić tych mężczyzn. Ja nie chciałem nikogo zabijać, lecz wiedziałem, że jak ich nie zabiję to mnie skrzywdzą albo nawet i zabiją.
( Uta? Ratuj dziewictwo Misono ;_; )
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz