czwartek, 21 lipca 2016

od Juuzou c.d od Kichi

Gdy zobaczyłem co  Kichi zrobiła z mamą, rzuciłem się na nią jak opętany. I po kolei kaleczyłem jej ciało z której wypływało coraz więcej czerwonej cieczy. Krzycząc  przy tym:
- Witajcie punkty dobrego chłopca! 10 ... 20 ... 30 !
Nagle usłyszałem pojękiwanie, nie Kichi tylko Big Madam. Przestałem dźgać ghula i popatrzyłem na mamę a raczej to co z niej zostało. Zaczęła się regenerować bardzo, bardzo powoli. Dobrze wiedziałem że ma doskonałe zdolności regeneracji ale to już była przesada. Co prawda nie była na tyle zregenerowana by wstać ale na tyle by móc powiedzieć cicho słowo i co jakiś czas przy okropnym bólu nabrać powietrza. Przysłuchiwałem się jej szeptom:
- Rei, bądź dobrym chłopcem..... i zabij..... zabij tę sukę.. Już nam nie przeszkodzi.... Pośpiesz się...
Popatrzyłem na Kichi. A potem na moje dłonie które były przesiąknięte jej krwią, tak samo jak ubranie. Nagle zaczęła mówić:
-Przepraszam Juuzou.....Ale ona mi cię zabrała....-Zaczęła mówić bardzo cicho, tak że tylko ja to słyszałem. -Kocham cię i nie mogłam znieść myśli że.....Ktoś jest tak blisko ciebie.-Powiedziała delikatnie muskając moje usta, swoimi wargami. Następnie opadła bezwładnie na ziemię. Zaczęła dławić się łzami i krwią, łapała łapczywie powietrze, uciskając ranę na brzuchu, cały czas patrząc mi w oczy.
Zadawałem sobie pytania : To ja to jej zrobiłem? To ja zrobiłem to Kichi? Byłem dziś dobrym chłopcem?
W mojej głowie toczyła się walka między Rei- chanem a Juuzou. Jeden cieszył się i przeliczał punkty które zdobył a drugi płakał . Z zamyślenia wyrwała mnie znów Kichi:
-Przepraszam, powiedziałam kiedyś że cię nie zostawię, ale chyba nie mogę dotrzymać tej obietnicy....I żałuję, bo tak bardzo chciałam żyć...Z tobą.-Powiedziała, zamykając do połowy oczy, tracąc przytomność.
Wtedy klęcząc tak nad nią zacząłem się śmiać a jednocześnie płakać, nie mogłem się opanować. Rei - chan się śmiał, a Juuzou płakał. To wszystko razem wzięte musiało wyglądać przerażająco. Zacząłem rzucać się jak opętany, a tłum na trybunach gwizdał i klaskał. Wziąłem nóż do ręki i zacząłem dziabać się w brzuch śmiejąc się i płacząc. Rei - chan chciał w ten sposób zdobyć więcej punktów, a Juuzou chciał się ukarać za to co zrobił.
Gdy tak się dziabałem krzyczałem:
- Punkty! Więcej! 40! 80! 100 !
Gdy zacząłem słabnąć upadłem na kolana. Tuż obok Kichi . Jeszcze oddychała. Potem popatrzyłem w stronę Mamy która się regenerowała zadowolona, ale nie była na siłach jeszcze nawet wstać.  Śmiejąc się jeszcze głośniej , z ciężkim oddechem zacząłem się do niej czołgać. I przytuliłem się do niej pytając:
- Byłem dziś dobrym chłopcem?
Big Madam zaśmiała się cicho ale obłąkańczo. Skupiła całą swoją energię by podnieść dopiero odrośniętą rękę i pogłaskać mnie po głowie. Ale nie zdążyła bo wyciągnąłem nóż który sama mi dała do walki, i odciąłem jej rękę którą chciała mnie pogłaskać. Krzycząc na całe trybuny:
- 150!
Trybuny zamilkły. Pojawiły się szepty:
- Juuzou - chan podniósł rękę na Big  Madam?!
Wstałem i podniosłem odciętą rękę. Big Madam coś krzyczała ale ja tego nie słyszałem. Szepnąłem tylko ciągnąc ostatnimi siłami odciętą rękę w kierunku Kichi:
- Twoja zdolność regeneracji przyda się Kichi, wybacz mamo dziś nie jestem dobrym chłopcem. - szeptałem sam do siebie.
Gdy byłem już przy Kichi, wyrwałem z swojego ciała szwy które miałem w rękach, tworząc nowe miejsca krwawień na moim ciele. Kichi nie miała jednej reki bo podczas walki ją odciąłem. Wyciągnąłem ze spodni jedną igłę którą zawsze miałem przy sobie i zacząłem przyszywać jej dopiero co zregenerowaną rękę Big Madam za pomocą szwów które wyrwałem ze swojego ciała. Nucąc sobie pod nosem. Z dalej obłąkańczym wyrazem twarzy.
Jeśli mięśnie Kichi połączą się z przyszytą ręką Big Madam jej komórki RC zaczną regenerować całe ciało Kichi.
Gdy skończyłem swoje dzieło, popatrzyłem na nadal zamknięte oczy Kichi. Czekałem na jakąś reakcje jej ciała. Jednak nic się nie działo. Przestałem się uśmiechać i z oczu zaczęły ponownie lecieć mi łzy. Znów byłem Juuzou. A Kichi była martwa. Krew lała się ze mnie jak z fontanny przez rany które sobie wcześniej zrobiłem chcąc się ukarać i jednocześnie zdobyć punkty. Ale ja tego nie czułem . Zaleta bólu jest to że wiesz kiedy umierasz, a skoro ja nie czuję fizycznego bólu skąd mam wiedzieć czy dalej żyję? Za to doskonale czułem psychiczny ból, który właśnie w tym momencie dawał się najbardziej we znaki.
Nagle Kichi zaczęła otwierać oczy, jej rany zaczęły się regenerować. Ale byłem już za słaby żeby się tym cieszyć. Popatrzyłem na jej rękę, a właściwie na rękę Big Madam przyczepioną do jej ciała. Co prawda mama jest dużo grubsza od Kichi, ale ta nowo wytworzona ręka nie zdążyła nabrać odpowiedniej masy w stosunku do Big Madam. Za to miała idealną masę co do ciała Kichi.
Uśmiechnąłem się i powiedziałem do budzącej się Kichi:
- Pasuje ci ta ręka.
Po czym bezwładnie upadłem. Nie czułem już ani fizycznego bólu, ani psychicznego. Przed zamknięciem oczu powiedziałem słabo i cicho:
- Kichi.... chyba mam rozdwojenie jaźni.....


Kichi? ( trochę to poplątane wiem xd )

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz