Gdy ja walczyłem z tym pierwszym straciłem z oka Kutsechi. Powinienem szybko skończyć walkę i jej poszukać ale jakoś nie umiałem powstrzymać się od specjalnego przedłużania walki z pierwszym i słuchania jego melodyjnych krzyków gdy tylko drasnąłem jego ciało. Nie udało mu się jeszcze ani razu mnie dotknąć co dopiero uderzyć. Z rozbawieniem unikałem jego przedszkolanych ciosów przy okazji, nadcinając jego skórę. Gdy wbiłem mu nóż w kolano upadł drąc się w niebogłosy.
Westchnąłem bawiąc się kolejnym nożem w ręce i przyglądając się żałosnemu obrazkowi.
- Widzę ze ty to tylko mocny w gębie jesteś. - stwierdziłem smutny.
Mężczyzna podniósł głowę. I zaczął krzyczeć:
- Jesteś ghulem!
Upewniłem się czy te zarzuty na pewno są do mnie. Ale widocznie tak, mężczyzna stwierdził że jestem ghulem tylko dlatego że przegrywał. Co prawda moje czerwone oczy mogły go zmylić:
- No wiesz? Mógłbyś chociaż nie obrażać. - powiedziałem wyjmując pięć kolejnych noży żeby zakończyć zabawę.
Zaczął uciekać, a raczej czołgać się. Postanowiłem poczekać aż odejdzie nieco i zrobić sobie rzucanie nożami na odległość. Już pierwszy rzucony nóż zakończył jego żywot ale reszta też nie mogła się zmarnować.
Rozejrzałem się drapiąc się po głowie. Gdzie podziała się Kutsechi? Mam nadzieję ze jeszcze żyje. Nie potrzebnie przeciągałem tę walkę, teraz może już być za późno. Zacząłem jej szukać po okolicy, przecież daleko nie mogła pójść. Zaraz . A gdzie ten drugi dres?!
Kutsechi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz