Cały dzień czekałem tylko na to. A gdy w końcu nadszedł ten moment nie mogłem się nim nacieszyć. Od razu gdy dałem jej do zrozumienia że nie jestem głodny przenieśliśmy się do sypialni. Całowałem ją czule, tak jak wcześniej od góry schodząc powoli w dół. Jednak zanim wszystko zaczęło się na dobre, stała się jakby nieobecna. Powiedziała:
- Juuzou.
Podniosłem głowę, przestając całować jej brzuch i popatrzyłem jej w oczy ździwiony:
- Tak?
Gdy tylko mnie zobaczyła uśmiechnęła się i powiedziała:
- Nie już nic.
- Nienawidzę gdy ktoś coś zaczyna i nie kończy. Więc skończ co mówiłaś dla własnego dobra. - powiedziałem łagodnie i zacząłem ją łaskotać po całym ciele dając do zrozumienia że nie przestanę, dopóki nie skończy.
Miała okropne łaskotki, w końcu powiedziała łapiąc moje dłonie:
- No dobrze już dobrze. Dziś w pracy twój szef przyniósł moje stare papiery. Zaczyna węszyć. Już chyba wie że jestem ghulem.
Moja mina posmutniała.
- Przecież usunąłem wszystkie dowody twojej dawnej osoby.
- Widocznie coś przetrwało.
Widziałem że w oczach Kichi pojawił się strach. Bardzo bała się gdy tylko wspominała swoja przeszłość.
Dotknąłem ręką jej policzka, mówiąc:
- Nie martw się wszystko załatwię.
Kichi znowu się uśmiechnęła. Postanowiłem nieco zmienić nasze ułożenie, położyłem się na plecach biorąc ją i kładąc na sobie tak że siedziała na mnie. Gdy tak się stało, Kichi rozpięła biustonosz i rzuciła nim w kąt, to samo ja zrobiłem ze swoją bielizną.
Wszystko trwało jeszcze dłużej niż wczoraj, i dało jeszcze więcej przyjemności. Gdy już leżeliśmy nie na sobie a obok siebie, Kichi zasnęła pierwsza tym razem nie wtulona we mnie ale odwrócona tyłem. Szybko przybliżyłem się do niej i tym razem to ja ją objąłem śpiącą. Zasypiając z nią w pozycji na ,,łyżeczkę". Zanim zasnąłem obiecałem sobie że Kichi zawsze będzie czuć się przy mnie bezpieczna.
Wstałem około 5 rano. Do pracy mieliśmy na 8. Zostawiłem Kichi karteczkę gdzie było napisane że poszedłem wcześniej do pracy. Tak naprawdę miałem inne plany, które wcieliłem w życie.
O 8 zjawiłem się w agencji z promiennym uśmiechem na twarzy. Wpadłem do pokoju Kichi i bez słowa zacząłem się do niej kleić.
- Juuzozu? Co się stało co ty taki szczęśliwy? - zapytała.
- A co? Rei nie może już być po prostu szczęśliwy?
Popatrzyła na mnie pytająco.
- Powiecmy że nie musisz się już przejmować natrętnym szefem.
Kichi wstała z krzesła zszokowana, widać było że spodziewa się najgorszego.
- Spokojnie. - uspokoiłem ją. - Podobno ,,Ktoś" dziś rano, zakradł się do jego samochodu i gdy jechał do pracy, ten ,,ktoś" wyskoczył z tylnego siedzenia ogłuszając szefa i powodując niemały wypadek. Jednak ten ,, ktoś" uciekł z miejsca zbrodni. Szef jest w szpitalu, ma amnezje nic nie pamięta. Ten ,,ktoś" poważnie uderzył go w głowę jakimś metalowym przedmiotem.
Uśmiechnąłem się i czekałem na jej reakcje. Skoro szef dostał amnezji pare tygodni nie będzie w pracy, dopóki go nie wylecza i nie odzyska pamięci. Co znaczy że papiery z dawna tożsamością Kichi mogą ,, zniknąć" .
Kichi jednak była podejrzanie cicho.
Kichi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz