Rascal patrzył na Juuzou z niedowierzaniem. Tak samo postąpili dwaj pozostali, tylko że patrzyli na mnie. Odłożyłam pustą już filiżankę i mruknęłam przyjaźnie.
- Taka jest prawda. Musiałam się mu jakoś odwdzięczyć za pomoc, którą mnie ofiarował -Spojrzałam na albinosa. -Dlatego nie przeszkadza mi, że mam za niego płacić.
Mężczyzna siedzący bliżej niego westchnął ciężko i oparł łokcie o blat. Przez chwilę miał zamknięte oczy, aż w końcu zlustrował mnie wzrokiem. Uniosłam tylko kąciki ust, po czym wstałam, wyjmując przy tym portfel. Wyjęłam tyle, ile było na rachunku, lecz kiedy chciałam odłożyć pieniądze na stół, czyjaś ręka mnie powstrzymała. Wzdrygnęłam się i obróciłam głowę w tamtym kierunku. Jak się okazało, za rękę trzymał mnie niejaki Yasu. Chociaż, że na pierwszy rzut oka wydawał się chłodny, coś mi mówiło, że taki nie był. Leciutko wyrwałam swoją rękę i położyłam w końcu pieniądze, a następnie stanęłam koło stolika.
-Idziesz już? -Zapytał Juuzou, który prawie co leżał na stoliku.
Przysłoniłam usta dłonią i przymknęłam oczy, po czym lekko dygnęłam.
- Nie chcę wam przeszkadzać -Podniosłam się i wyprostowałam -Ale miło było was poznać -Spojrzałam na mężczyzn, lecz szybko powróciłam do białowłosego -Tobie Juuzou jeszcze raz dziękuję za pomoc... mam nadzieję, że więcej się nie spotkamy -Przerwałam. Wszyscy patrzyli na mnie z niewielkim zdziwieniem. Prychnęłam cicho i dociągnęłam wypowiedź -w tak nieprzyjemnej sytuacji.
Chłopak skinął głową, gdy tylko odwróciłam się do nich plecami, kierując się tym samym do wyjścia. Niezbyt długo zajęło mi wyjście z lokalu. Po przejściu kilku metrów stanęłam na samym środku chodnika i przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej, wzdychając przy tym. Przełknęłam ślinę i ponownie ruszyłam. Moją myślą, było jak najszybsze, dostanie się do mieszkania. Tak też się stało. Po jakimś czasie znalazłam się przed drzwiami. Otwarłam je i weszłam do środka. Będąc w salonie, który również robił za moją sypialnię, rzuciłam na ziemię torbę i podeszłam do okna, jedynego w tym pokoju, które nie było zabite deskami. Stojąc przed szybą, dotknęłam jej i musnęłam powierzchnię. Na niebie zjawiało się coraz to więcej nieprzyjemnych obłoków, co znaczyło jedno. Deszcz. Westchnęłam znacząco i odwróciłam się na pięcie, po czym podeszłam do kanapy i upadłam na nią z wielką premedytacją. Czekałam tylko na to, aby zaczęło padać, bo wtedy mam lepsze i korzystniejsze pole do manewrowania. Jest ciszej i mniej wszystkiego, co bardzo mi pomagało w dopadnięciu czegoś lub kogoś. Zamknęłam oczy i przewróciłam się na bok, zwijając się przy tym w małą kulkę. Dość szybko zasnęłam.
Obudziło mnie dudnienie deszczu odbijanego od parapetu mieszkania. Otworzyłam leniwie oczy, które były skierowane w stronę okna. Opierając się rękoma o łóżko, podniosłam swoje ciało i rozejrzałam się dookoła. Niedługo po tym wstałam i podniosłam torbę, z której wyjęłam wszystkie rzeczy, które tylko tam były. Zdjęłam wszystkie dotychczasowe ciuchy, zostając tylko przy bieliźnie. Weszłam do kuchni, gdzie przygotowałam kawę. Gdy ją zaparzyłam, podeszłam z kubkiem do okna, wpatrując się w podmokłe miasto. Upiłam łyk i mlasnęłam z przekąsem. Nie wiem, co irytowało mnie bardziej. To, że zwykła ulewa, może w każdej chwili przemienić się w burzę, czy to, że mimo tego, że potrafię zaparzać kawę, wyszła mi obrzydliwa. Otarłam palcem swoje usta i napiłam się jeszcze. Gdy tylko połowa kubka była pełna, odstawiłam naczynie na parapet, a sama podeszłam do yokaty. Uniosłam ciuch i zaczęłam go zakładać. Po kilku chwilach byłam już w niego przywdziana. Wzięłam maskę do ręki i powtórnie podeszłam do okna, podnosząc wolną ręką kubek. Dopiłam do końca, po czym wyszłam. Będąc przed budynkiem, ubrałam maskę i przeskoczyłam ogrodzenie, oddalając się na bezpieczną odległość.
Po upłynięciu niecałych czterdziestu minut zwolniłam kroku i zaczęłam przechadzać się po mieście, nie zważając na żadne zagrożenie. W tej chwili chciałam odpocząć. Spojrzałam w bok, a następnie przeniosłam wzrok w górę. Niedaleko mojej obecnej lokalizacji, znajdował się przytulny hotel, dla dość 'dzianych' ludzi. Stanęłam i zaczęłam wpatrywać się w budynek. Miał on blisko dwadzieścia pięter. Prychnęłam, odwracając wzrok. Wiedziałam już, gdzie zaatakuję. Ruszyłam biegiem przed siebie, omijając kolejno budynki, przechodniów i samochody. Deszcz jeszcze bardziej utrudniał widoczność, jak i ruchu, ale to mi nie przeszkadzało. W końcu, gdybym wybiła tak z hotelu kilka rodzin, to bym się na pewno dorobiła, na następne tygodnie. Uśmiechnęłam się do siebie i przyśpieszyłam. Nie zważając już na nic, kierując się swoim 'instynktem' wparowałam na trochę zatłoczoną ulicę, gdzie o mały włos mnie nie potrącono. Niestety także przez to mogłam zwrócić na siebie uwagę, gdyż naskoczyłam na samochód i zaczęłam kolejno skakać po ich dachach. Wtedy za sobą usłyszałam jakiś jęk, wręcz krzyk. Odwróciłam się w tamtym kierunku i już wiedziałam, że zaraz zaalarmują CCG. Zmrużyłam oczy i przeskoczyłam na przeciwległą stronę ulicy, zatapiając się w ciemne zaułki. Niestety od tamtego momentu, cały czas ktoś alarmował wszystkich wokoło, co bardzo mnie irytowało. Skoczyłam na budynek i chwilę po tym, znalazłam się na jego dachu. Smugi wiatru powiewały materiał, który miałam na sobie. Uśmiechnęłam się chytrze, gdy tylko ujrzałam prestiżowy hotel, który praktycznie był obok. Przebiegłam kawałek i zeskoczyłam z budynku, znajdując się tym samym na jednym z tarasów hotelu. Wpierw spojrzałam w dół, a później w górę, gdzie zaczęłam się wspinać. Kiedy byłam już na jakimś czternastym piętrze, wybiłam szklane drzwi i weszłam do środka. Tutejsze pokoje były obszerne i zajmowały połowie jednego piętra, dlatego na jednym piętrze mogły mieszkać tylko dwie rodziny. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju. Czyżby nikt tu nie mieszkał? Przegryzłam wargę i ruszyłam w stronę drzwi, uprzednio rozglądając się po mieszkaniu. Kiedy dotarłam do drzwi, nie mogłam ich otworzyć. Siłowałam się z nimi, lecz wszystko na marne. Zdenerwowałam się i użyłam kagune, przez co wyważyłam je. Spojrzałam na drzwi nieopodal, a później ruszyłam w stronę schodów. Poszłam na dół. Pomyślałam, że o tej godzinie będą mieli jakiś posiłek, lub coś w tym deseń. Miałam rację. Będąc już na pierwszym piętrze, usłyszałam jakieś wrzaski. Uśmiechnęłam się i dezaktywowałam kagune. Przeszłam przez główny hol. Na szczęście nikt z pracujących tu mnie nie zaczepił, lecz wiem, że patrzyli na mnie z przekąsem. Poprawiłam maskę i otworzyłam szeroko drzwi, które prowadziły do dużej sali, w której poustawiane były stoliki, jedzenie oraz jakaś kapela. Wszędzie było pełno ludzi. Na mojej twarzy pojawił się psychopatyczny uśmiech. Zamknęłam za sobą drzwi i zablokowałam je. Było to jedyne wyjście. Później przeszłam ukradkiem do ochrony, czy też do pomieszczenia, gdzie sprawowało się pieczę nad bezpieczeństwem czy innymi bzdetami. Otwarłam z hukiem białe drzwi i zastałam dwóch ochroniarzy. Skwitowali mnie grymasem na twarzy. Rozejrzałam się, po czym zamknęłam drzwi. Jeden z nich wstał i zaczął iść w moją stronę, ale wtedy aktywowałam na nowo kagune i zaatakowałam go, rozrywając na pół. Drugi był tak przerażony, że osunął się do kąta. Spiorunowałam go beznamiętnym i lodowatym spojrzeniem, po czym wskazałam na panel sterowania. Mężczyzna popatrzył na urządzenie, a później na mnie, a następnie skinął głową i zasiadł na krześle. Oparłam dłoń na jego ramieniu i wpatrywałam się w jeden z ekranów, aż w końcu syknęłam.
- Odłącz zasilanie w całym budynku...
Mężczyzna przełknął ślinę i pokręcił głową. Zbliżyłam swój organ do jego głowy, oplatając ją ze wszystkich stron i ponownie przemówiłam.
- Wyłącz to gówniane zasilanie!
Pod tą presją, jaką na nim wyparłam, wykonał polecenie, a w sali zgasło światło. Zacisnęłam macki jeszcze bardziej.
- A teraz włącz awaryjne zasilanie tylko dla tego pomieszczenia.
Szybko to wykonał, a ja go puściłam. Ten ze szlochem zaczął mi dziękować, że go oszczędziłam. Otwarłam drzwi i spojrzałam na niego przez ramię, po czym przebiłam jego ciało. Z jego ust zaczęła sączyć się krew, a chwilę później padł martwy. Wyszłam z pomieszczenia. Przez to, że zasilanie zostało odłączone, wszystko zostało automatycznie wyłączone, co znaczyło tyle, że trochę zajmie dotarcie tutaj, przez elektryczne drzwi. Podeszłam zadowolona do sceny, wyrwałam mikrofon i przemówiłam.
- Dziś znaleźliście się w pułapce. Dziś to wy zostajecie zwierzyną... A ja zostaję mordercą -Wycedziłam i uwolniłam w pełni swoje macki.
Po sali rozbiegł się rozpaczliwy krzyk. Niektórzy stali nieruchomo, inni zaś próbowali otworzyć drzwi. Zaśmiałam się i wykrzyknęłam, że nie ma stąd drogi ucieczki, a następnie skoczyłam pomiędzy nich, zabijając przy tym kilku. Miałam teraz dwie zabawy. Pierwsza to zabicie wszystkich tutaj, druga to obliczanie czasu, jaki zleci inspektorom, na dostanie się do środka.
<Juuzou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz