Paznokcie dziewczyny niemal przebiły moją skórę. Odwróciłem się gwałtownie, aby spojrzeć w stronę, w którą spoglądała Fumi.
Moim oczom ukazała się mroczna, zakapturzona postać, stojąca nieruchomo na środku ulicy. Choć nie widziałem jej twarzy, czułem jak wnikliwie się w nas wpatruje. W pierwszej chwili przebiegł mi przez myśl szereg nazwisk; Yoshito, Big Tate, kochany Bunta? Ktoś nowy? Albo... ghul.
Jeśli faktycznie jest to ta przeklęta kreatura, raczej nie będziemy mieli szans na przeżycie.
Instynktownie sięgnąłem pod swoją kurtkę, szukając broni. Poczucie jedynie twardych noży pod materiałem ubrania uświadomiło mi smutną prawdę o naszym położeniu. Praktycznie nie miałem czym walczyć. Nie zgłębiałem dotąd wiedzy na temat obrony przed ghulami.
Zajebię się za zastanawianie się co normalni ludzie biorą na randki. Co z tego, że inni nie zabierają pistoletów na wyjścia w miasto? Nigdy więcej nie będę myślał jak przeciętny człowiek.
Oboje wzdrygnęliśmy się, gdy dobiegł nas dźwięk głośnego pociągania nosem. Ghul. Zdecydowanie ghul.
Wyczułem, że Fumi cofa się o kilka kroków. Puściłem jej rękę, aby jej nie zatrzymywać w razie konieczności ucieczki.
- Fumi, radzę Ci uciekać... - powiedziałem cicho, patrząc jak potwór zbliża się nerwowym, ale powolnym krokiem. Mógłbym powiedzieć nawet, że się zataczał. Jakby chciał to rozegrać na spokojnie, ale nie mógł. Jakby się denerwował.
Gdy podszedł na tyle blisko, że słyszałem jego głośny oddech, dostrzegałem ukryte pod ubraniem kobiece kształty i widziałem płonące szkarłatem, oszalałe oczy, syknąłem do Fumi:
- Uciekaj stąd!
- Nie, proszę, im nas więcej, tym weselej... - wycharczała ghulica drżącym, niskim głosem. Mimo swojego dramatycznego położenia, zdobyłem się na lekceważące spojrzenie.
- Głodna, co? - wysyczałem.
<Fumi, kontynuuj>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz