Z jednej strony czułem ulgę, bo to
był Ranmaru, a mnie jak zawsze musieli zaatakować. Tym razem
wracałem od Hide, który czuł się już jak nowo narodzony, gdy
nagle zaatakowało mnie dwóch ghuli. Nie wiem czy to los mnie tak
nienawidzi, czy chce mnie dalej upokarzać, ale dobrze, że jeszcze
żyje.
Jednak martwiłem się tym, że chłopak zjadał kagune
tego ghula. Nie zrozumiałem tego, ale wyglądało to jakoś
podejrzanie. Nie słyszałem, by ghule pożerały swoich, jedynie
ludzi, a to było nieco straszne.
Schowałem do kieszeni portfel, który
na szczęście udało mi się wyciągnąć z kieszeni martwego
mężczyzny i podszedł do ściany.
- Oyaho – odparłem cicho przyglądając się walce.
- Oyaho – odparłem cicho przyglądając się walce.
Wystarczyła chwila, a w oczach jeszcze
żyjącego złodzieja pojawił się nie mały strach, a potem
wystarczyła sekunda, aby miał rozwaloną głową. Ranmaru kopnął
go tylko po ścianę, wyrwał kagune, ugryzł kawałek i wrócił do
mnie.
- Ty chyba zawsze pakujesz się w kłopoty – na jego twarzy ubrudzonej krwią widniał uśmiech.
- Ty chyba zawsze pakujesz się w kłopoty – na jego twarzy ubrudzonej krwią widniał uśmiech.
- Heh. Jakoś mam pecha – odparłem
trochę speszony drapiąc się po karku. - Mam pytanie... - wróciłem
do poprzedniego tematu walki. - Myślałem, że ghule jedzą tylko
ludzie – spojrzałem na kagune skrzydła, które chłopak trzymał
w ręku i gdy przełykał jedną porcję, do ust brał drugą.
<Ranmaru?>
<Ranmaru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz