Przechadzałam się jak zwykle po parku w środku miasta. Jeszcze świtało. Blade promienie słońca opatuliły już niektóre drzewa. Uśmiechnęłam się lekko po czym zasiadłam na najbliższej ławce. Nałożyłam nogę na nogę by móc wyciągnąć książkę ze swojej torby. Niezbyt zwracałam uwagę na tytuł, bardziej ciekawiło mnie to, co miała w sobie. Otwarłam więc ją na pierwszej stronie. Kupiłam ją wczorajszego wieczoru, więc nie miałam zbytnio czasu by do niej zajrzeć. Nie zwlekając dłużej, rozpoczęłam czytać. Kartki werbowałam bardzo powoli, porządnie wczytując się w książkę. Co wiedziałam o tej książce, to to, że jest kryminałem. A takie właśnie bardzo lubię. Zagadki i tym podobne, morderstwa i nierozwikłane sprawy. Kiedy jednak nadchodzi koniec, wszystko się ujawnia. Niespodziewane zwroty akcji, jak i porządny wachlarz typów rozgrywki. Zwerbowałam kolejną kartkę. Do moich uszy dochodziły odgłosy przejeżdżających aut jak i odgłosów budzącego się na nowo, miasta. Po dosłownie kilkunastu minutach, przez ścieżkę przy której siedziałam, zaczęły przechodzić różnego rodzaju ludzie. To pary trzymające się za ręce, to grupka ludzi prawdopodobnie idących do szkoły, czy nawet kobieta z Yorkiem. Przewróciłam na kolejną stronę. Do moich nozdrzy dostał się dziwny zapach. Zaciągnęłam się na chwilę spuszczając wzrok z lektury. Rozejrzałam się wokoło. No tak, perfumy i to nie byle jakie, bo te najbardziej gryzące. Ale czego tu się dziwić? Jakaś wymalowana lalka z biustem wywalonym prawie, że na wierzch, która idzie z małym dzieckiem. Właściwie dziecko próbuje ją dogonić, zaś ta zamiast czekać na nie, idzie rozmawiając przez telefon. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się szkoda młodego. Tylko co ja mogłam? Dałabym jej solidną, wręcz morderczą lekcję, i co? Dziecko poczułoby się jeszcze gorzej niżeli jest teraz. Wzdychnęłam ciężko, zwracając wzrok ponownie na karki. Przeniosłam się na kolejną stronę. Powoli zaczęło mnie już wszystko denerwować. Zero spokoju. Pełno ludzi, głośnych urządzeń i wiele innych. Zamknęłam książkę z trzaskiem, uprzednio zapamiętując stronę na której skończyłam. Wstałam i ruszyłam w prawo mając cichą nadzieję, że tam znajdę o wiele mniej tych irytujących ludzi, jakimi byli mieszkańcy parku z którego właśnie wychodziłam. Stuknęłam dwa razy czubkiem buta o chodnik i ruszyłam przed siebie. Kurczowo trzymałam książkę w rękach, które skrzyżowałam na piersiach. Zatrzymałam się. Wokół mnie zebrało się grono ludzi w przeróżnym wieku. Na przeciwko stała równie pokaźna suma. Spojrzałam się za siebie błądząc wzrokiem to po budynkach, to po jakiś ludziach czy samochodach. Kiedy usłyszałam, że ludzie stojący ze mną ruszyli się z miejsca, postąpiłam tak samo zwracając wzrok przed siebie. Przebiegłam truchtem przez pasy jak i kilka metrów zaraz po nich. Kiedy już zwolniłam kroku, zaczęłam zastanawiać się, gdzie tak naprawdę pójdę by w spokoju poczytać. Jedynym miejscem przychodzącym normalnemu człowiekowi na myśl, jest biblioteka, lecz nie lubiłam tam uczęszczać. Wolałam, jakby to... zabawniejsze miejsca. Wtedy pomyślałam o kawiarni, którą odwiedziłam kilka dni temu. Parzyli tam wspaniałą kawę, a do tego odczuwałam tam spokój i cisze nawet jeżeli w danej chwili było wiele osób. Miejsce to było przepełnione dobrą aurą. Zatrzymałam się i spięłam wszystkie mięśnie, po czym wystrzeliłam jak z procy w kierunku, który pamiętałam gdy ostatni raz tędy przechodziłam. Mijałam szybkim krokiem ludzi czasami obijając się o nich. W takich sytuacja wyszeptywałam cicho "Przepraszam" na znak uprzejmości, którą kiedyś mnie obdarzono. Po blisko półgodzinnym 'spacerku' w końcu ujrzałam oczekiwany budynek. Zatrzymałam się przed ostatnim z przejśc dla pieszych, z niecierpliwością oczekując zielonego światła. Nie czekałam jednak długo na owe światło, gdyż zaświeciło się niemalże po chwili. Ponownie ruszyłam z kopyta. Znajdując się mniej więcej dwadzieścia metrów przed kafejką, zwolniłam, wręcz zatrzymałam się. Względnie przyjrzałam się swojej postawie, po czym otrzepałam się z nabytego kurzu. Po skończonej, jakże potrzebnej, czynności ponownie zwróciłam się ku kafejce. Mijając kosz na śmieci, weszłam do środka, po schodkach. Otworzyłam drzwi, a wtedy z ogromną siłą, uderzyła mnie fala gorąca i melancholii. Mimowolnie przymknęłam oczy zaciągając się tutejszym powietrzem, po czym wypuściłam z głośnym tchnieniem, nabyte powietrze. Rozejrzałam się po salce, by następnie zasiąść przy wolnym stoliku obok wielkiego okna. Gdy usiadłam już na krześle, poprawiłam bluzkę i odstawiłam książkę ponownie otwierając ją na zapamiętanej stronie. Kiedy jednak zaczęłam czytać, podeszłą do mnie osoba ze służby. Spoglądając na nią kątem oka, uśmiechnęłam się leciutko, zamawiając przy tym spokojnym głosem filiżankę kawy. Kelnerka po otrzymaniu zamówienia, szybko odeszła do stanowiska gdzie szybko spełniła moje życzenie. Po około pięciu minutach zaczęłam już sączyć dobrą, ciepłą kawę werbując przy tym kolejne strony lektury. Gdy rozkosz napływająca z picia kawy, minęła jak sama kawa, wstałam i odeszłam, wcześniej zostawiając po sobie upominek którym były pieniądze. Po wyjściu z kawiarni, skierowałam się w stronę centrum handlowego. Jednakże ma droga nie przebiegała tak, jak trasa przekazywała. Skróciłam sobie drogę, przechodząc przez stare uliczki, gdzie często można było spotkać jakiś rabusiów czy innych zbirów. I tak też było i w moim przypadku. Na mojej drodze napatoczyli się dwaj mężczyźni. Jeden z szarą czapką na głowie, drugi z papierosem w buzi. Zatrzymałam się kilka metrów przed nimi, a ci zmierzyli mnie chciwym spojrzeniem. Nie czekając dłużej, uśmiechnęłam się do nich
-Czegoś sobie panowie życzą?-Mówiąc to, przekręciłam lekko głowę
-Wiesz laleczko, chcielibyśmy się trochę zabawić-Prychnął ten z papierosem
-Och. To o to wam chodzi-Uniosłam leciutko spódniczkę, ukazując im przy tym skrawek bielizny
-Chociaż jedna która wie gdzie jej miejsce-Mruknął drugi podchodząc do mnie-A więc, koteczku. Zgadzasz się na nasza zabawę
-Oczywiście-Zaśmiałam się jak głupiutka dziewczynka, po czym ciągnęłam dalej-O ile wy pobawicie się ze mną
-Oczywiście, koteczku
W odpowiedzi, ukłoniłam się teatralnie, po czym zniknęłam w ciemnej wnęce. Ci nie czekając dłużej, bez zastanowienia weszli do środka. Do mojej pułapki. Schyliłam głowę, przysłaniając twarz swoją grzywką. Niedługo po tym zza 'kurtyny' wyłonił się cwaniacki, a zarazem psychiczny uśmieszek. Kiedy już to ukazałam, nie było już odwrotu. Wyłoniłam swoje kagune, a następnie zaczęłam się z nimi rozprawiać przysłuchując się ich jęków, łamania kości i tym podobnych. Po skończonej robocie, zlizałam z moich ust skalaną krew tych bezbożników. "No i tyle z zabawy... A moglibyśmy się zaprzyjaźnić.."-Pomyślałam, wyciągając ze swojej torby chusteczkę. Zaczęłam się wycierać. Kiedy skończyłam i te poczynania, nie zważając na ich ciała, ruszyłam dalej. Z powodu, że nie byłam głodna, zostawiłam ich zmasakrowane ciała, takimi jakie były. W końcu wyszłam z zaułka na całkowicie pustą ulicę. Tu dopiero było cicho. Rozejrzałam się dookoła, gdy w końcu dojrzałam w oddali.. Zoo? Zaciekawiona, ruszyłam w jego kierunku. Płacąc ukradzionymi pieniędzmi z nędznych ciał niedawnych ofiar, wzięłam bilet i zaczęłam zwiedzać teren. Dziwne. Tyle już przeżyłam, a jakoś nie przypominam sobie abym przychodziła kiedykolwiek do Zoo co bardzo mnie zdziwiło. Zatracona w myślach, przez przypadek wpadłam na niego skutkując wysypaniem się popcornu jak i wylaniu picia. Ja, jak i osoba z którą się zderzyłam, leżeliśmy na ziemi. Złapałam się za głowę, lekko się uśmiechając. W końcu mruknęłam
-Przepraszam, rozmarzyłam się..-Oparłam się dłonią o ziemię próbując wstać-Odkupię ci te wszystkie rzeczy..-Dodałam spoglądając na zmarnowane, prawie co nietknięte jedzenie
Wtedy całą mnie, jeszcze leżącą, przysłonił cień. Gdy spojrzałam się do góry ujrzałam...
< Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz