Dzisiejszy dzień, był dla mnie wyjątkowo przychylny. Nie spóźniłam się do pracy i przez większość czasu towarzyszył mi naprawdę dobry humor. Postanowiłam zostać jeszcze na popołudniową zmianę, by pomóc jak i odpokutować za wcześniejsze spóźnienia. Klientów było dziś naprawdę sporo. Były chwilę, kiedy nie wiedziałam do którego stolika mam pójść z którym zamówieniem. Byłam trochę roztargniona, dlatego, nie potrafiłam wszystkiego ogarnąć. Nie wiedziałam w co ręce włożyć, gdy w drzwiach pojawiła się nowa pracownica Valentine. Uśmiechnęłam się do niej promiennie na powitanie, ta jednak tylko kiwnęła głową i zdołała zdobyć się tylko na słaby uśmiech. Szybko wróciła, jednak oferując mi swoją pomoc, którą chętnie przyjęłam. We dwie, poszło nam wyraźnie szybciej. Uporałam się z moim dotychczasowym roztargnieniem i dużo sprawniej sobie ze wszystkim poradziłam, z pomocą Valentine. Podeszłam do blatu, siadając na znacznie wyższym krześle. Valentine, w tym czasie poszła wręczyć ostatniej klientce, rachunek. Rozmawiałam z panem Yoshimurą, gdy nagle usłyszałam gdy metalowa taca upada na drewniany parkiet. Szybko się odwróciłam, chcąc dowiedzieć się co się stało. Dziewczyna, upuściła przeznaczony dla klientki rachunek i tacę. Zakryła usta i bez słów wyjaśnienia, pobiegła do magazynku. Szybko wstałam, podniosłam i wręczyłam klientce rachunek po czym szybkim krokiem ruszyłam w stronę magazynku, dowiedzieć się co się stało. Dziewczyna kucała, oparta o ścianę z zasłoniętymi dłońmi. Wydawało by się, że jej fiołkowe oczy, są pełne przerażenia. Było nas stosunkowo mało, lecz każdy teraz się na nią wpatrywał, wystarczająco dużo par oczu, by wywołać u niej pewnego rodzaju stres. Jednak bez chwili zastanowienia wypaliłam, jak ostatnia idiotka.
- Twój kakugan... Jest tylko jeden... - powiedziałam po chichu, z nutą zdziwienia. Nie wiem czemu to powiedziałam. Dobrze wiedziałam, że niektóre organy ma od Ghoul'a, więc nie powinnam byś zdziwiona. Wydawało mi się to normalne, lecz pod wpływem impulsu to powiedziałam. Dobrze wiedziałam, że czuła się wśród nas obco...inaczej. Było to naturalne, ale...byłam zaniepokojona myślą...czy ona się nas boi? Wiedziała, że jest inna. Pachniała nawet inaczej. Ale, nie przeszkadzało mi to. Akceptuje każdego, przecież, to jedna z nas.
Atari, kucła na przeciwko niej, podając jej w dłonie nie wielką paczuszkę. Byłam świadoma co zawierała. - Przyda się - dodała po chwili, gdy Valentine, trzymała paczuszkę blisko siebie. Dziewczyna, nie odezwała się ani słowem, ale jej wzrok wskazywał sam za siebie. Jednak nie trwało to długo, gdy znowu zakryła rękoma usta i biegiem ruszyła w stronę łazienki. Inni się rozeszli, chcąc nie wywierać na nią presji i zostawiając ją samą. Ja jednak poszłam za nią do łazienki. Otworzyłam kabinę, gdzie znajdowała się Val. Nachylała się nad toaletą, wymiotując. Kucłam obok, podtrzymując jej czarne włosy. Gdy skończyła, wypłukała usta wodą w umywalce. Po czym, nagle zalała się łzami. Przytuliłam ją do siebie, a ona wtuliła się w mnie jak w pluszowego misia. Czułam jej łzy na szyi.
- Czemu ja muszę być taka słaba i inna? - zapytała się przez szloch, przez co prawie jej ie zrozumiałam, Przytuliłam ją mocniej.
- Nie jesteś. Nie jesteś słaba i inna. Teraz jesteś...naszą rodziną - powiedziałam z pewnością w głosie. Należała do naszej rodziny. Chronimy się nawzajem, więc i dla niej opieki i ochrony nie zabraknie, Lekko ją od siebie, odsunęłam, podnosząc z ziemi i podając jej zawiniątko. Wytarła łzy z policzków i oczy, rękawem swojego swetra. Podałam jej, a ona przyjęła paczuszkę w lekko drżące dłonie.
- Masz, jedz. Uspokoisz się trochę i nie będziesz odczuwała głodu... - powiedziałam po cichu. Usiadłam obok niej, opierając się o ścianę. Było zimno od płytek, lecz nie przeszkadzało mi to. Włosy opadły mi na twarz, prawie całą zakrywając.
Valentine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz