Atari, Shinji, Asami, Katrins, Uta. Znam ich imiona, widzimy się codziennie... Znam ich, ale ich nie znam. Ufam, ale nie ufam. Jestem sobą i nie jestem.
W Anteiku pracowała już od tygodnia, uczyła się robić kawę, naprawdę dobrą kawę i nie wychodziło jej to najgorzej. Wykonywała swoją pracę sumiennie, starała się, ale mimo tych starań, jej kawa nigdy nie wychodziła tak dobrze, jak kawa pana Yoshimury, która była po prostu poezją. Zastanawiała się, ile czasu i pracy trzeba, żeby robić tak wyśmienitą kawę. Przedtem nie pijała kawy, natomiast ubóstwiała herbatę, której ostatnio bardzo jej brakowało. Nie tylko tego jej brakowało. Tęskniła za normalnym życiem. Niby zmieniła się tylko jej dieta, ale... To trudne, bardzo...
Hitoshii... Hitoshii, gdzie jesteś?
Została ostatnia klientka. Była to kobieta w średnim wieku, była ubrana w fioletową sukienkę, na ramionach miała zarzucony biały sweterek, a jej brązowe włosy upięte były w schludny kok. Ciągle zerkała na zegarek, musiała gdzieś się spieszyć. Widząc jej zniecierpliwienie, Valentine podeszła do kobiety z rachunkiem. Już metr przed nią czuła słodki zapach, jej perfumy pachniały trochę jak landrynki. Ale poczuła coś jeszcze, zapach samej kobiety. Głodna. W Val zaczęła rosnąć ekscytacja, po jej plecach przebiegł dreszcz, dostała gęsiej skórki. Raptownie odwróciła się i pobiegła na zaplecze po drodze upuszczając druczek, który miała wręczyć nieznajomej. Tam oparła się o ścianę, a ręce wsparła o kolana. Chwilę trwała w takiej pozycji, po czym uświadomiła sobie, że nie jest sama. Podniosła głowę i rozejrzała się, niemalże wszyscy pracownicy wlepiali w nią swój wzrok.
- Twój kakugan... Jest tylko jeden...- stwierdziła zdziwiona Asami. Wszyscy wyglądali na zaskoczonych, mimo, że wiedzieli. Valentine była inna od reszty, zachowywała się inaczej, tak... Nieswojo, odczuwała dyskomfort w ich towarzystwie, nawet pachniała inaczej, nie jak typowy ghul.
- Masz- Atari wyciągnęła do niej rękę, w której trzymała niewielką paczuszkę.- przyda się.
Val rzuciła jej pełne wdzięczności spojrzenie, odbierając zawiniątko, ale nie odezwała się słowem. Momentalnie zrobiło jej się niedobrze, skierowała się w stronę łazienki.
<Ktoś, coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz