No to trochę zbiło mnie z tropu. Ona... płakała...? What the fuck? To mi do niej totalnie nie pasowało, mimo iż w sumie znaliśmy się ledwie dwa dni i to też nie za bardzo, bo większość czasu spałem.
- E-ej, nie płacz. - powiedziałem nie mając pojęcia co mam zrobić.
- Łatwo mówić, trudniej zrobić... - oznajmiła, a jej głos tlumiła poduszka.
- No nieee... Zimna suka, okay. Złośliwa jędza, też spoko. Mściwa zołza, może być. No ale jakoś łzy mi do ciebie nie pasują. - powiedziałem chcąc ją jakoś ponieść na duchu.
- Kiedy to wciąż boli... - szepnęła tak cicho, że ledwo zrozumiałem słowa.
- Strata boli długo, ale w końcu uczymy się z nią żyć. A po co mamy płakać? Nic to nie daje, a tylko męczy i potem źle się czujesz i boli cię głowa. No już. Nie smutaj. - trąciłem ją przyjacielsko w ramię.
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz