Gdy chłopak wyszedł, poważnie zastanawiałem się nad jego słowami, jednoczesne dalej wpatrzony w mego przyjaciela. Miał rację i to we wszystkim. Jednak jakoś nie potrafię się zmienić. Nie potrafię walczyć, krzywdzić innych.
"Lepiej być krzywdzonym, niż krzywdzić innych"
Tak zawsze powtarzała moja mama, gdy byłem jeszcze mały. Te słowa tak mi się zapisały w pamięci, że się do nich przywiązałem. Wątpię, aby udało mi się pokazać Ranmaru, że mi zależny. Bo niby jak? Jedynie umiem obronić siebie w walce wręcz, ale też nie za dobrze mi idzie.
Wstałem i poszedłem do łazienki, aby oblać sobie twarz chłodną woda. Gdy to już zrobiłem, zawisłem nad zlewem. Patrzyłem się na to, opierając ręce na jego krawędziach. Spojrzałem się w lustro, a w nim zobaczyłem fioletowowłosą...
Otworzyłem szerzej oczy, a ona się zaśmiała.
- Chciałbyś walczyć moim kagune?
Nie wiem, która to była nasza rozmowa. Jednak zawsze opierała się na tym, że Rize próbuje mnie namówić, to walki, do zabijania. Jednak ja za każdym razem zaprzeczam, ale po każdej rozmowie nie jestem już niczego pewny.
- Przecież masz moje kagune. Byłam najlepsza w zabijaniu, nikt mi nie dorównał. A ty chcesz to wszystko zmienić? - dalej stała za mną i mnie obejmowała, a ja znowu poczułem ten strach, gdy pierwszy raz zobaczyłem, jak chciała mnie pożreć. A rusztowanie uratowało mi życie, chociaż niektórzy myślą, że to nie był przypadek.
<Ranmaru?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz