Nagle zaatakował nas jeden z mniej lubianych przeze mnie ghouli. Karoku. Nie należał do żadnego z domów i pałaliśmy do siebie wzajemnie niewyjaśnioną acz głęboką, nazwijmy to umownie, niechęcią. Szczerze, to niechęć jest bardzo delikatnym określeniem jak na to, jakie uczucia względem siebie żywiliśmy.
- Ranmaru...? - spytał zauważywszy, że Suzuya nie jest sam.
- Karoku... - warknąłem. Oj w tej chwili miałem co najmniej wyjebane na obecność inspektora. Stanęliśmy po dwóch stronach uliczki, patrząc na siebie spodełba jak dwa psy, szykujące się do walki na śmierć i życie... Wydaliśmy z siebie gardłowe, ciężkie pomruki nienawiści.
- Oj długo na to czekałem, mam nadzieję, że nie zamierzasz spieprzyć jak ostatnio... - warknąłem oblizując białe kły nieco zbyt ostro zakończonym językiem. Me zęby i oczy błysnęły niebezpiecznie w półmroku zaułka.
Kątem oka dostrzegłem, że widać inspektor woli sobie popatrzeć ciekawy rozwoju wydarzeń i się nie mieszać. I słusznie. Nie chciałbym być w jego skórze, gdyby spróbował przeszkodzić mi we wgnieceniu w ziemię tej szui.
- Uwierz, nie zamierzam... - odwarknął wściekle. Ze złością wydałem z siebie gardłowy pomruk. Ruszył na mnie z zawrotną prędkością.
- Obyś dostarczył mi rozrywki, bo zaczynałem się już nudzić... - rzuciłem jeszcze, by zrobić błyskawiczny unik, schylając się. Odbił się od ściany za mną i znów skoczył w moim kierunku. Zaczęła się walka.
Chciał uderzyć we mnie Kaguną, ale odskoczyłem by odbić się od ściany kamienicy i kopnąć go w twarz. Odrzucili go kilka metrów, by z pomrukiem gniewu się podniósł i ruszył do błyskawicznego kontrataku. Rzucił się na mnie agresywnie chcąc wydrapać mi oczy, jedynie przejechał mi paznokciami po policzku, na którym zostały cztery czerwone ślady, by po chwili się zasklepić. Walnąłem go kolanem w brzuch, by zwinnie uskoczyć, unikając uderzenia Organem. Nie zamierzałem sam urzywać Kaguny, ani ujawniać Kakugana.
W zwarciu biliśmy się może ze trzy minuty, bym w końcu z nienawistnym błyskiem w oczach z ogromną siłą kopnął go w głowę tak, ze skręciłem mu kark. Upadł na ziemię z głową wykręconą pod nienaturalnym kątem, a ja przywarłem do niego, by bestialsko wyrwać Kagunę z jego pleców i oderwać mu łeb. Byłem cały upierdolony w krwi ghoula. Mokra od szkarłatnej posoki grzywka przysłoniła mi oczy. Otarłem policzek z gęstej, lepkiej cieczy i oblizałem wargi.
- Nawet twoja krew jest jak gówno... - syknąłem pod nosem wypluwając ją, a potem podniosłem beznamiętny wzrok na Suzuyę, stojącego w bezpiecznej odległości.
<?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz