Lekko zaskakuje to pytanie. Rozumiem, takie pytanie zadać mogłaby mi gdzieś na osobności, a nie przy tłumie ludzi. Wzdycham i zaczynam się śmiać.
- Wybacz, ale muszę Cię zmartwić. Nie jestem ghulem i nie zamierzam pożreć Twojego ciała jak kanibal.. To obrzydliwe oraz dość przerażające. - odrzekam rozbawionym tonem.
- Skąd mam Ci wierzyć, co? - wręcz wykrzykuje.
- Bo gdybym była ghulem, zabrałabym Cię do jakiegoś zaułku, a nie do kawiarni. Tak podobno robią ghule. A w tym momencie żyjesz i siedzisz naprzeciw mnie. - cmokam do niej ze zmrużonymi oczętami. Nie lubię kłamstw, bo czasem zbyt dobrze mi wychodzą. Istnieje też ryzyko, że się to wyda.
Nie spuszam z niej wzroku, ona tak samo. Zaczynam stukać po stole w rytm jakiejś piosenki, która chodzi mi po głowie. W końcu posyłam jej delikatny uśmiech.
- Mam nadzieję, że mi wierzysz. Nie zrobiłabym Ci krzywdy nawet, gdybym była ghulem. Lubię Cię. - teatralnie patrzę na zegarek zawieszony na szyi- Muszę iść, spóźnię się na spotkanie z przyjaciółką. - dopijam kawę, wstaję - Zapłacę, dobrze? - ruszam do kelnera, który stoi przy barku i proszę o rachunek.
Po zapłaceniu opuszczam kawiarnię, machając Kutsechi na pożegnanie. Ruszam w stronę domu, nie mam zamiaru dłużej siedzieć z ludźmi. W pewnym momencie zaczynam czuć się obserwowana.
< Kutsechi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz